Z Halką w Halle
Nie pierwszy to kontakt obu teatrów. Przypomnę, że w czerwcu 1985 roku z okazji 40-lecia bytomskiej sceny zespół Landestheater z Halle pod dyrekcją swego szefa artystycznego Christiana Kluttiga zaprezentował w Bytomiu i w Katowicach operę Jerzego Fryderyka Haendla "Floridante" a w Sali Lustrzanej Pałacu Pszczyńskiego przekrój dzieł operowych niemieckich mistrzów. Pamiętamy te znakomite występy. Natomiast obecna wizyta Opery Śląskiej, gdzie 10 i 11 lutego br. została zaprezentowana dwukrotnie "Halka" Moniuszki, związana była z obchodami 100-lecia działalności teatru w rodzinnym mieście Haendla.
Halle powitało nas mglistą, deszczową aurą, co po więcej niż wyczerpującej i długiej podróży (bynajmniej nie z powodu odległości) stanowiło dodatkowy czynnik dekoncentrujący artystów. Przedpołudniowa próba, co zrozumiałe, trochę opóźniona, przebiegała jednak zgodnie z planem. Długo sprawdzano akustykę, jak okazało się podczas przedstawień, bardzo dobrej pod tym względem sali; podniesiono nawet podłogę w bardzo głębokim orkiestronie, natomiast balet musiał przystosować się do tańczenia na filcowej wykładzinie (!), którą wyłożona jest w tamtejszym teatrze cała scena.
Spektakle w Landestheater rozpoczynają się o godz. 19.30, a publiczność celebruje swoją obecność. Tym razem jednak miała się zetknąć z dziełem raczej sobie nie znanym i na swój sposób egzotycznym, bo choć Maria Fołtyn zrobiła już dla obecności Moniuszki na obcych scenach wiele, lecz do jej realizacji ograniczają się w zasadzie zagraniczne inscenizacje "Halki" która wciąż nie jest dość znana. Byliśmy więc niespokojni, ale zaczęło się dobrze. Pierwszy wieczór i brawa po dobrze zagranej uwerturze a także po rozsunięciu się kurtyny, przy polonezie. No cóż, uroda tej sceny jest niezaprzeczalna, ale ile znaczą takie oklaski najlepiej wiedzą artyści. A nam na widowni jeszcze mocniej w tym momencie zaciskały się kciuki za powodzenie spektaklu.
"Halka" Stanisława Moniuszki, jaką prezentuje zespół Opery Śląskiej, jest spektaklem określonym w każdym szczególe. Nie ma tu cech niedopracowania, które czasem obserwuje się na przedstawieniach premierowych - bo nie starczyło czasu a które potem już pozostają, gdyż na ich usunięcie także nie ma czasu w zwykłym trybie pracy teatru operowego grającego 26 przedstawień w miesiącu. O starannym przygotowaniu "Halki" świadczy jednak nie tylko strona muzyczna, ale i teatralna. Nie ma tu inscenizacyjnych ekstrawagancji, są natomiast: urzekająca, malownicza scenografia Józefa Napiórkowskiego, piękne kostiumy Wiesława Langego, oraz to co najważniejsze - ciąg precyzyjnie opracowanych sytuacji, galeria postaci (choć dla mnie o jedną za dużo), a przy tym akcja, która wynika z tekstu, muzyki i didaskaliów. Zasługa to na pewno Marii Fołtyn (reżyseria i inscenizacja), Henryka Konwińskiego (choreografia) i zmarłego dyrektora teatru Napoleona Siessa, "którego rękę czuje się wciąż w tym przedstawieniu", jak powiedział dyrektor artystyczny Landestheater Christian Kluttig.
Tak więc temperatura na widowni wzrastała z każdą arią, duetem, ensemblem, a rozsmakowana publiczność długimi oklaskami nagradzała wspaniałych interpretatorów moniuszkowskiej muzyki. Porwała bytomska "Halka" temperamentem, wigorem, brawurą. Podkreślić należy z całą mocą, że oba spektakle stały na wysokim poziomie, z równym zaangażowaniem i precyzją. To właśnie w drugim dniu balet zmuszono do bisowania tańców góralskich, a ogromne uznanie zdobyła wspaniała w sile dramatycznego wyrazu (pokonana została bariera językowa) Halka w kreacji solistki opery wrocławskiej, Agaty Młynarskiej.
Pierwszego wieczoru partię tę śpiewała nasza solistka, znakomita Barbara Rusin-Knap, śpiewała jak zawsze bardzo pięknie, ale był to spektakl Józefa Homika - Jontka, jakiego nie znajdziemy dziś nigdzie, toteż wspaniały kunszt wokalny bytomskiego solisty wielokrotnie nagradzany był bardzo długimi oklaskami. Zasłużone brawa zebrali również pozostali wykonawcy obu spektakli: Elżbieta Mazur - Zofia, Tadeusz Leśniczak - Stolnik, Jerzy Mechliński - Janusz, i inni, oraz chór i balet. Także orkiestra opery zasłużyła na słowa uznania, choć drugiego wieczoru kilku muzyków nie ustrzegło się drobnych niedokładności. Natomiast precyzyjnie i z żarem oba spektakle poprowadził Tadeusz Serafin.
Skalę trudności moniuszkowskiej partytury, a zatem i kunszt wykonawców, najlepiej potrafili ocenić licznie przybyli (zwłaszcza na drugi spektakl) artyści oper z Lipska i Drezna; tym bardziej znaczący jest fakt długotrwałych owacji i wielokrotnego podnoszenia kurtyny.
Wizyta Opery Śląskiej była bardzo dobrze przygotowana od strony organizacyjnej, reklamowej. Przyjazd zespołu poprzedziła konferencja prasowo-radiowo-telewizyjna, z udziałem asystenta reżysera Zenona Kellera i wicedyrektora Ryszarda Barona. Kilkunastu dziennikarzy pytało o historię teatru bytomskiego, aktualny repertuar, o współpracę z innymi teatrami i o występy opery za oceanem. Sprawozdanie z tej konferencji zamieściła miejscowa prasa w dniu przyjazdu zespołu, zaś po spektaklach ukazały się fachowe recenzje.
Dwudniowy pobyt w Halle to nie tylko próby i spektakle "Halki". Po pierwszym przedstawieniu, wieczorem, odbyło się w gmachu Landestheater spotkanie władz politycznych i administracyjnych okręgu i miasta Halle z kierownictwem i artystami Opery Śląskiej. Podkreślano wielkie znaczenie takiej właśnie współpracy i spotkań, projektując dalsze na przyszłe lata, które w ogólnych ramach nakreślone zostały przez obie strony, ale w szczegółach wypracowane będą przez kierownictwa obu placówek artystycznych. Przed południem drugiego dnia miała miejsce wizyta kierownictwa Opery Śląskiej z jej nowo mianowanym dyrektorem naczelnym i artystycznym, Jerzym Salwarowskim, w Teatrze Goethego w Bad Lauchstadt, gdzie w maju br. poprowadzi on przedstawienie "Cyrulika sewilskiego" Rossiniego w wykonaniu artystów Opery Śląskiej. Wieczorem kontynuowano rozmowy dotyczące dalszej współpracy - i tak: w czerwcu br. dyrektor Christian Kluttig wraz z solistami Landestheater (w partiach Rozyny, Almavivy i Figara) wezmą udział w przedstawieniu "Cyrulika sewilskiego" w Operze Śląskiej w Bytomiu. Natomiast w marcu 1988 r. w Operze Śląskiej wystawiony zostanie przez Langego oraz to co najważniejsze - ciąg premier pod dyrekcją Kluttiga. Natomiast w maju 1988 r. cały zespół z Halle przyjedzie z dwoma spektaklami do Bytomia a soliści i orkiestra kameralna tego teatru dadzą koncert w Pszczynie. Z kolei, w październiku 1988 r. dyrektor Jerzy Salwarowski poprowadzi w Landestheater koncert symfoniczny, w programie którego znajdą się dwa dzieła Karola Szymanowskiego: "Stabat Mater" i III Symfonia, z solistami Opery Śląskiej i chórem Landestheater.
Jak z tego widać nie będzie to współpraca istniejąca wyłącznie na papierze, a tak niekiedy bywa gdy rzecz kończy się na podpisaniu oficjalnych dokumentów.