Artykuły

Bywa, że odrzucam propozycje

- Dostaję coraz mniej ról. O komponowaniu własnych utworów, kondycji polskiego kina i współpracy z Zenonem Laskowikiem opowiada ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI, aktor i kompozytor.

- W tym roku zobaczyliśmy Pana w czterech filmach fabularnych. Zagrał Pan w produkcjach "Bogowie", "Jack Strong", "Kochanie, chyba cię zabiłem" i "Last Waltz". Do tego dochodzą seriale. To dużo? Czy jest pogoda na polskie kino?

- Na polskie kino była pogoda, jest i będzie. Zawsze, kiedy pytano mnie dlaczego albo czy jest kryzys w polskiej kinematografii, to prezentowałem pogląd, że są lata tłustsze i lata chudsze. Ostatnio mamy absolutnie te tłustsze lata. Byłem na festiwalu w Gdyni i to, co zobaczyłem, napawa mnie optymizmem.

- Był tam Pan jako aktor występujący w "Bogach".

- To prawda. Zresztą film ten wygrał festiwal. Tomek Kot dostał nagrodę za główną rolę męską. To naprawdę świetne kino, mające wszelkie znamiona filmu, który można oglądać na całym świecie. Doskonałe dialogi, bardzo dobrze wyreżyserowany i zagrany, ze wspaniałą muzyką. O filmie tym mogę mówić tylko w superlatywach. Takim obrazem jest też ten, którego zabrakło w Pana wyliczeniu. Chciałbym o nim powiedzieć, bo jest nie tylko bardzo dobry, ale i dlatego że zrobiło go pięciu reżyserów po szkole Andrzeja Wajdy - Maciej Ciske, Kacper Lisowski, Nenadi Miković, Mateusz Rakowicz i Tymon Wyciszkiewicz. Nazywa się "Stacja Warszawa". Polecam go ze względu na to, że jestem tam w bardzo nietypowej, trudnej roli. Bardzo ją zresztą cenię, bo lubię takie wyzwania. Gram pedofila.

- Zdarza się Panu odrzucać role?

- Pewnie, że tak. Jednak im dalej w las, tym rzadziej odrzucam role, bo dostaję ich coraz mniej. Ale to nie jest narzekanie. Jakąś selekcję trzeba jednak przeprowadzać. Podstawowym kryterium jest zawsze scenariusz. Jeśli to dotyczy teatru lub Teatru Telewizji, nie bez znaczenia jest osoba reżysera, ale materiał podstawowy, baza to jest coś najważniejszego i tym się kieruję. Ale bywa, że odrzucam daną propozycję, bo jestem w jakimś innym projekcie i nie mam czasu. - Nie tylko Pan gra, ale jest również autorem muzyki. Kiedyś powiedział mi Pan, że ukończył szkołę muzyczną w klasie fortepianu. Dlaczego w pewnym momencie życia nie postawił Pan tylko na śpiewanie? - Wręcz odwrotnie. W pewnym momencie życia postawiłem tylko na śpiewanie, ale los chciał inaczej, z czego się tylko cieszę, ponieważ mogę być aktorem. A to chyba lepiej mi wychodzi niż pisanie muzyki, bo pewnie byłbym kompozytorem. Jednocześnie muzyka towarzyszy mi w życiu biernie i twórczo, gdyż cały czas śpiewam piosenki. Mam swój recital, który przy różnych okazjach wykonuję, i polecam ten produkt. Również od czasu do czasu komponuję. Dla teatru, a kiedyś także dla filmu. Klecenie nut sprawia mi wielką przyjemność. Zwłaszcza że jest nie zobowiązujące. To nie jest coś, co jest moim głównym źródłem utrzymania. Bardziej traktuję to jako przyjemność, z której od czasu do czasu można mieć profity.

- Czy komponuje Pan piosenki także dla innych?

- Czy ja wiem, czy dla innych? Piszę dla siebie, jeśli chodzi o piosenki. Ale wiem, że jest paru wykonawców, którzy od czasu do czasu również je śpiewają. Znajduję ślady tego choćby w internecie. Natomiast jeśli chodzi o duże formy muzyczne, takie jak teatr, to już nie tylko dla siebie, ale na potrzeby przedstawienia. Tak jest m.in. w przypadku "Klubu hipochondryków".

- Kiedyś powiedział Pan, że Zenon Laskowik to Pana guru. Jaki miał wpływ na Pana rozwój artystyczny?

- Bardzo duży. Jest jednym z moich trzech mistrzów. Moim mistrzem zawsze był i jest Jerzy Grzegorzewski. W sztuce aktorskiej mistrzem jest Marek Walczewski, a jakby po tej drugiej stronie - myślę o estradzie, śpiewaniu, bezpośrednim kontakcie z publicznością - jest Zenek. Miałem z nim wielką przyjemność i radość spotkać się jeszcze w latach 80., kiedy nie zamknął tego kiosku z napisem "kabaret". Występowałem trochę u niego i pisałem dla niego piosenki. Bardzo dużo moich utworów wykorzystał w swoich programach: "Przedszkolu", "Szkole" i "Uniwersytecie". Był też program "Najlepiej nam było przed wojną". To też odpowiedź na Pańskie pytanie, czy piszę dla innych. Zenek po prostu nauczył mnie bycia na estradzie.

- A jakie są plany Zbigniewa Zamachowskiego na rok 2015?

- Kroi się jakiś film, ale na razie nie chcę nic mówić, bo to jest trochę palcem na wodzie pisane. Coś, na co cieszę się niezmiernie, jest moja współpraca na scenie Teatru Narodowego z Piotrem Cieślakiem. Współpracowaliśmy już rok temu. Był to spektakl "Milczenie". Teraz będziemy robić "Królową Śniegu". Jeszcze w tym roku powinna odbyć się premiera "Rewizora" Gogola w reżyserii Jerzego Stuhra w Teatrze Telewizji. Na ten projekt nie poskąpiono pieniędzy. To największa taka produkcja od lat. W teatrze Syrena gram "Klub hipochondryków" i "Zamach na Mozarta". U Emiliana Kamińskiego będę dostępny w sztuce "Intryga" Jaime Saloma. To zabawna komedia kryminalna. Natomiast u Krystyny Jandy ciągle, rzadko, bo rzadko, grywam w "Pod Mocnym Aniołem". To monodram z udziałem Wiktora Zborowskiego i jego córki Zosi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji