Artykuły

Radosna i miłosna ciuciubabka

"Śluby panieńskie" w reż. Jana Englerta z Teatru Narodowego w Warszawie, gościnnie w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Pisze Grażyna Antoniewicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

W Teatrze Szekspirowskim gości Teatr Narodowy. Do końca listopada publiczność Trójmiasta zobaczy spektakle stołecznej sceny.

Gdański Teatr Szekspirowski sprawił widzom radosną niespodziankę, zapraszając "Śluby panieńskie" hrabiego Aleksandra Fredry - wyreżyserowane przez Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie.

Fredro oklepany, Fredro ten, nad którym krytycy biadolili, że się zestarzał? Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że staruszek wciąż potrafi zachwycić i rozbawić, tylko trzeba umieć go grać. Fredro jest niezmiennie komiczny i nadal aktualny, ponieważ jest malarzem ludzkiej natury i to świetnym malarzem.

Sobotniego wieczoru widzowie, jak w czasach elżbietańskich, zasiedli na balkonach, otaczających z trzech stron scenę i podziwiali sielski krajobraz, który wyczarowała scenograf Barbara Hanicka. Akcja rozgrywa się na zielonej trawie, wszak jesteśmy na wsi, mamy też XIX-wieczny dworek pani Dobrójskiej i bryczkę. Panie kiszą ogórki, muczą krowy, stary sługa czyści strzelbę...

Aktorzy grają znakomicie, ale jak dla mnie rewelacyjna zwłaszcza była Kamila Baar jako zbuntowana Klara, aktorka nie tylko pięknie podaje fredrowski wiersz, ale swoim temperamentem wręcz rozsadza scenę (choć bez zbędnej szarży). W jej interpretacji Klara to młodziutka, pełna wdzięku dziewczyna, w głębi serca pragnąca miłości, która czekając na uczucie ostrzy pazurki na zakochanym Albinie. Nieszczęsnego zalotnika, wzdychającego już dwa lata, zagrał spokojny i stonowany Grzegorz Małecki, każdym swym pojawieniem się budzący radość na widowni.

Uśmiechamy się też, gdy na scenę wkracza, ba, raczej wbiega, Gustaw (w tej roli Marcin Hycnar), najrozkoszniejszy szałaput, niefrasobliwy trzpiot, laleczka warszawska. Już świta, a on właśnie wraca spod Złotej Papugi. To nic, że wkrótce ma się żenić, trzeba wcześniej się wyszumieć, wybawić - tu panowie na widowni kiwają ze zrozumieniem głowami.

Patrycja Soliman zagrała Anielę nieśmiałą, naiwną, nieznającą życia panienkę ze dworu, jej gra nabiera rumieńców, gdy Aniela uświadamia sobie, że kocha Gustawa (jak sądzi, bez wzajemności).

I wszystko byłoby pięknie, tylko szkoda, że jedna z bardziej wzruszających scen tej komedii, gdy Gustaw dyktuje Anieli list do fikcyjnej ukochanej, zagubiła się gdzieś, nie wzruszała, przemknęła niezauważona.

I tak przez dwie godziny toczą się miłosne gry, fascynujące i... dwuznaczne. Na miłosną ciuciubabkę młodych patrzy z wyrozumiałością, ale i nieco z żalem stryjaszek Radost (Jan Englert). Starsi widzowie porównywać mogli Radosta, którego grał w 1987 roku w Teatrze Wybrzeże Henryk Bista, z Radostem Jana Englerta. Jakże różne kreacje, ale obie znakomite. Płaczliwym i arcyzabawnym Albinem był w tamtym przedstawieniu Jarosław Tyrański, dostawał brawa przy otwartej kurtynie.

Englert uzupełnił tekst o "Zapiski starucha" oraz "Trzy po trzy" Fredry, czym nadał mu nostalgiczny charakter osobistej opowieści. Sielski krajobraz, różne muczenia i bzykania zabawnie współbrzmią z niezwykłą (jak zawsze) muzyką, którą skomponował Leszek Możdżer.

Katarzyna Gniewkowska jako pani Dobrójska stworzyła pełną ciepła i mądrości postać. Krytyk teatralny Bohdan Korzeniowski napisał: "Aleksander Fredro od dobrych stu lat uchodzi za największego, może jedynie naprawdę wielkiego komediopisarza polskiego", warszawski spektakl potwierdza tę opinię. Wychodząc z teatru, myślimy, co to był za mistrz, ten skrzywiony na cały świat szlachciura.

Jutro Teatr Narodowy zagra w Gdańsku "Dowód na istnienie drugiego", sztukę Macieja Wojtyszki w jego reżyserii. Podobno są jeszcze pojedyncze bilety. Potem zobaczymy "Kotkę na gorącym blaszanym dachu" Tennessee Williamsa w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza oraz "Udrękę życia" Hanocha Levina w reżyserii Jana Englerta.

Jak powiedział na konferencji prasowej w sobotę dyrektor artystyczny Teatru Narodowego Jan Englert, wybór tych przedstawień podyktowany jest nie tylko względami artystycznymi, ale również możliwościami sceny w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.

A dyrektor Teatru Szekspirowskiego Jerzy Limon zdradził, że po Nowym Roku swoje sztuki zaprezentuje prawdopodobnie Teatr Polonia z Warszawy. W maju do Gdańska przyjedzie Stary Teatr z Krakowa, a jesienią Teatr Polski z Wrocławia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji