Artykuły

Kiedy mówisz Łapicki

ANDRZEJ ŁAPICKI był dla wielu pociągający nie tylko ze względu na warunki fizyczne, ale nienaganny sposób bycia i styl. Styl dany potomkom przedwojennej inteligencji, nie do podrobienia przez młodsze pokolenia, wychowane w siermiężnym socu.

Idol kilku pokoleń widzów po 60 latach kończy karierę.

Andrzej Łapicki [na zdjęciu] spektaklem "EuroCity" wystawionym w Teatrze Polskim wieńczy swoją drogę artystyczną. Odchodzi jak dżentelmen. Sam wybrał moment. Co po sobie zostawia?

Dziesięć lat temu pozbierał swoje szminki i raz na zawsze zatrzasnął za sobą drzwi do teatralnej garderoby. Pożegnał się z aktorstwem rolą Radosta w "Ślubach panieńskich" wystawionych w Powszechnym. Nie chciał powiększyć legendarnego grona starych wiarusów sceny, jak wybitny aktor Kazimierz Opaliński, którego pod koniec życia, gdy grał w "Weselu" Hanuszkiewicza, młodsi aktorzy trzymali za kulisami za pasek od spodni, aby nie wyrwał się za wcześnie. W odpowiednim momencie szeptali "Panie Kazimierzu, teraz!" i puszczali, by mistrzowsko odegrał swoją małą rolę.

Teraz Andrzej Łapicki odchodzi z teatru na dobre. Zamyka swoją artystyczną drogę, reżyserując w Polskim starą, zapomnianą komedyjkę Aleksandra hr. Fredry "Z Przemyśla do Przeszowy". Zmienił jej tytuł na "EuroCity", podkręcił standardem "Chattanooga choo choo", z którego zrobił przewodni motyw muzyczny spektaklu, ale ani siebie, ani widzów nie oszuka. Sam przyznaje: stracił siły i wiarę w teatr, w ten sprzyjający mu przez ponad pół wieku świat, który teraz staje się dla niego niezrozumiały, nieczytelny, pozbawiony norm i zasad.

Na ruinach

Zwykle zostaje w pamięci widza jakiś jeden kadr, czasem rola ciążąca na całej karierze, na wpół prawdziwa anegdota. Mówię: Łapicki.

- Klasyczna doskonałość - odpowiada Adam (65 lat). - Z wszystkich jego ról żadnej tak nie będę wspominał jak Afraniusza w filmie "Piłat i inni" Wajdy. A na pewno już nie cenię tych fredrowskich. To nie był zbyt fortunny wątek w jego karierze.

Nieco zapomniany dziś film "Piłat i inni" powstał w Niemczech w 1971 roku, na motywach "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa. Wątek Piłata i Jezusa Wajda przeniósł we współczesne realia.

- Łapicki był naszym mentorem podczas zdjęć - wspomina Andrzej Wajda. - Ze względu na doskonałą znajomość niemieckiego i dlatego. że miał z nas wszystkich największą świadomość paradoksu historii, w wyniku którego my właśnie (wywodzący się ze słowiańskich narodów, które miały zostać wyniszczone), staliśmy, zdrowi i cali, na ruinach Trzeciej Rzeszy i robiliśmy taki dziwny film.

Kobietom przed czterdziestką Afraniusz, tajny agent Piłata, nic nie mówi. Niemal chórem krzyczą "Ketling!". Mimo że w "Panu Wołodyjowskim" Hoffmana grało go inne bożyszcze polskiego kina, Jan Nowicki, w ogóle tego nie pamiętają. Liczy się tylko zabójczo przystojny, mroczny Ketling grany przez Łapickiego w serialu "Przygody pana Michała". To jedna z tych ról, które przyniosły Łapickiemu popularność i potwierdziły jego status amanta. On sam woli te zagrane u Tadeusza Konwickiego w "Salcie" i "Jak daleko stąd, jak blisko" czy u Andrzeja Wajdy we "Wszystko na sprzedaż" i "Weselu".

Wdzięk i kultura

Andrzej Łapicki był dla wielu pociągający nie tylko ze względu na warunki fizyczne, ale nienaganny sposób bycia i styl. Styl dany potomkom przedwojennej inteligencji, nie do podrobienia przez młodsze pokolenia, wychowane w siermiężnym socu.

- Aktor może nie wybitny, ale swego czasu nie pozbawiony wdzięku - przyznaje Antoni (53 lata). - A poza tym bardzo kulturalna persona, co w naszych czasach liczy się podwójnie.

Urodzony w Rydze, syn profesora prawa rzymskiego, którego całował, zgodnie z obyczajem, w rękę. Odziedziczył po nim urodę, nieprzeciętną inteligencję i ironiczny dystans do świata. Był uczniem elitarnego liceum Batorego w Warszawie, wyposażonego w basen, korty tenisowe i ogród botaniczny. Kolegami Łapickiego z klasy byli synowie ministrów Józefa Becka i Tadeusza Kasprzyckiego. Myślał o tym, by zostać dziennikarzem, sprawozdawcą sportowym. Pisywał korespondencje do wydawanego jak poważne pismo "Sportu Szkolnego". Wojna przerwała jego marzenia o dziennikarstwie. Przez przypadek trafił do amatorskiego kółka teatralnego, a potem do tajnego Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej. Uczyli go m.in. Bohdan Korzeniewski, Zofia Małynicz, Jan Kreczmar. Został ich wiernym uczniem i kontynuatorem "wysokiego" aktorskiego stylu, który do dziś stara się przekazać studentom warszawskiej Akademii Teatralnej. Jego najmłodsi uczniowie robią teatr, którego już nie rozumie, który wydaje mu się odpychający i niechlujny. Często jednak wypowiada się z uznaniem o Grzegorzu Jarzynie (absolwencie krakowskiej PWST), na którego "Magnetyzmie serc" wg Fredry mało nie dostał zawału, a jednak dostrzegł w tym spektaklu pomysł, głębię i umiejętne posługiwanie się językiem zrozumiałym dla młodego, współczesnego widza.

Idą pieszczochy

- Dla mnie Łapicki to przede wszystkim piękny głos - mówi z rozmarzeniem pani Wanda.

Głos, który go zgubił.

- Łapicki to ten komunista, co czytał kroniki? - upewnia się Kasia (27 lat).

Przyjęta pod koniec lat 40. propozycja posady lektora Polskiej Kroniki Filmowej była największym życiowym potknięciem Andrzeja Łapickiego. Tłumaczy tę decyzję próżnością, faktem, że w konkursie na lektora wygrał z Janem Świderskim i Czesławem Wołłejką.

Kazik, lider grupy Kult, w teledysku do piosenki "Artyści" umieścił zdjęcia z pierwszomajowego pochodu "pieszczochów władzy". Idą, kornie uśmiechnięci, pod rządową trybuną: Holoubek, Tyszkiewicz, Wajda, Englert, Łapicki. To ilustracja do jednego z najostrzejszych tekstów Kazika: "Wszyscy artyści to prostytutki / w oparach lepszych fajek, w oparach wódki."

- Nie mogę zapomnieć łez w jego głosie, gdy w "Kronice" czytał, że umarł towarzysz Stalin - zauważa cierpko znany reżyser.

Mimo tego doświadczenia Andrzej Łapicki nie zaniechał mariażu z polityką. Był posłem na pierwszy po wolnych wyborach Sejm, przewodniczącym Komisji Kultury, jednym z kilku posłów ze środowiska artystycznego, krytykowanych za brak efektów pracy w sejmowych ławach. Był również prezesem Związku Artystów Scen Polskich i, dwukrotnie, rektorem warszawskiej szkoły teatralnej. Na żadnym z tych stanowisk nie wprowadził rewolucyjnych zmian.

- Jak mówisz Łapicki, to mam przed oczami czarno-białe sztuki w telewizji. On zawsze w eleganckim surduciku. - mówi Dorota (26 lat). - Nie, tytułów sobie nie przypomnę. Ale to jak wszedł na parę sekund w "Panu Tadeuszu" Wajdy, żeby dać ostatnie namaszczenie Soplicy, zapamiętam na zawsze. To była rola epizodyczna, ale przez to, że to właśnie on ją zagrał, zrobiła na mnie wrażenie.

Andrzej Łapicki ma dziś 81 lat. Dla niektórych jest reprezentantem dworskiej peerelowskiej kultury, gładko przechodzącym z salonu do salonu. Dla innych legendą, jedną z tych, które stanowią o sile kina i teatru.

Długo pracował na swój niejednoznaczny portret, na który nie wystarczy raz rzucić okiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji