Artykuły

Wszystko na sprzedaż

Aktor jest jak lep na muchy. Ma tylko przyciągnąć uwagę elektoratu. - Aktor nie powinien się angażować w takie rzeczy - mówi Jerzy Stuhr, którego wielokrotnie nagabywano. - Aktorzy, którzy angażowali się politycznie, bardzo mnie śmieszyli. Ja im nie wierzyłem. Nigdy nie wiedziałem, czy on mówi coś od siebie naprawdę, czy gra.

Rok temu Daniel Olbrychski zgodził się wziąć udział w wielkim kongresie SLD na warszawskim Stadionie Narodowym. Dla lewicy ten gest był jak podanie kroplówki umierającemu organizmowi. Wiadomo, że Olbrychski nie może się równać popularnością ze współczesnymi gwiazdami polskiego kina, takimi jak Robert Więckiewicz, Tomasz Kot czy Marcin Dorociński, ale dla dołującej w sondażach partii liczy się poparcie nawet trochę wyblakłego celebryty. A przy okazji można było dać prztyczka Platformie, którą aktor wcześniej wspierał, i ogłosić, że jest on symbolem zmieniającego się trendu w polityce. Nie przeszkadzało im nawet to, że w tym samym czasie gwiazdor stał się twarzą supermarketu Biedronka.

Zanim jeszcze pojawił się na kongresie, otoczenie Leszka Millera zaczęło rozpuszczać plotki, że Olbrychski byłby świetnym kandydatem na europarlamentarzystę. Te radosne nastroje studziła trochę żona aktora Krystyna Olbrychska, twierdząc, że z pojawienia się Daniela na zjeździe SLD nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków. I miała rację, bo minął rok i aktor pojawił się na kongresie Platformy, by wspierać konkurencję.

- Może poszedł tam tylko po to, by się pożegnać z odchodzącym premierem Donaldem Tuskiem? - zastanawia się Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny SLD, podkreślając, że Olbrychski ma wciąż dobre relacje z Leszkiem Millerem.

NA WAGĘ ZŁOTA

Gawkowski tłumaczy: - Do sztabów honorowych zaprasza się sporą grupę celebrytów, najczęściej to aktorzy. Aktor jest po to, by przekazać politykowi zaufanie, którym sam jest obdarzany. Nic na tym przecież nie traci. Pokazuje tylko, że kojarzy się z jakimś konkretnym programem lub politykiem.

- Tę walkę na aktorów to nie my wymyśliliśmy. Trwa ona już od dziesiątków lat - dodaje.

Dlaczego aktorzy są tak ważni w kampanii wyborczej?

- Znany aktor nosi nad sobą aureolę popularności, której na czas kampanii użycza politykowi - tłumaczy Joanna Kluzik-Rostkowska, szefowa sztabu prezydenckiego Jarosława Kaczyńskiego sprzed czterech lat.

Im bardziej znany aktor, tym jaśniej o świeci aureolą. Rola sztabu polega na tym, by w czasie kampanii wyborczej umiejętnie zrobić wokół niego pozytywny szum, skierować to światło na politycznego lidera, czyli sprawić, by część popularności artysty spłynęła na jedną z najmniej cenionych profesji - polityków. Bo polityka kojarzy się z brutalną walką, obrzucaniem błotem i nieuczciwością.

- Ludzie lubią aktorów i przypisują im cechy postaci, które odgrywają - tłumaczy Bartosz Sokoliński z agencji marketingowej To Be. Widzowie tak bardzo utożsamiają się z odgrywanymi postaciami, że potrafią zaczepić na ulicy aktora odgrywającego lekarza i prosić go o medyczną poradę.

- Skoro pan X jest świetnym aktorem, to ludzie myślą, że musi też się znać na polityce - mówi Sokoliński. - Ci, którzy lubią aktora X, mogą poprzeć też kandydata przez niego wspieranego. Partie polityczne tak jak znane marki korzystają z celebrytów, by zwrócić uwagę na produkt i zrobić wokół niego pozytywny szum.

W psychologii społecznej nazywane jest to efektem halo, czyli przypisywaniem pozytywnych cech na podstawie wrażenia.

Zdaniem Sokolińskiego łatwiej jest znaleźć celebrytów do popierania Platformy niż PiS. - Po pierwsze lepiej jest poprzeć partię władzy, a po drugie ludzie boją się radykałów - mówi.

- Dlatego poparcie Kaczyńskiego było aktem najwyższej odwagi - mówi Elżbieta Jakubiak, współpracowniczka Lecha Kaczyńskiego. - Ludzie bali się, że przyklei się do nich etykietka moherowego beretu. Każdy aktor był wtedy na wagę złota.

NAIWNI I TRĘDOWACI

Andrzej Mastalerz z Teatru Nowego w Łodzi nawet dokładnie nie pamięta, kto go do tego namówił. Miał przyjść na konferencję prasową i powiedzieć przed kamerą jedno zdanie: że Jarosław Kaczyński byłby dobrym prezydentem. - Potrzebowali mnie, żebym udekorował ten polityczny dwór. Nic więcej z tego nie wynikało - mówi.

Z kolei aktora i kabareciarza Janusza Rewińskiego do wsparcia Kaczyńskiego namówił cztery lata temu osobiście Michał Kamiński, który dziś pracuje dla Platformy Obywatelskiej. Przyjechał do wsi, w której Rewiński mieszka, i przekonał aktora, że powinien z nim pojechać do telewizji na debatę Kaczyński - Komorowski.

- Pojechałem jak stałem, a marynarkę pożyczył mi przed wejściem do studia Paweł Poncyljusz - wspomina Rewiński.

Efekt był piorunujący. Internet zalał potem jeden komunikat: "Siara popiera Kaczyńskiego".

Rewiński przyznaje jednak, że nie skończyło się to dla niego dobrze. Kaczyński nie wygrał wyborów, w telewizji rządzi wciąż Platforma, więc aktor nie może liczyć na jakiekolwiek kontrakty. - Nikt do mnie nie dzwoni - mówi. - Jakbym po tym stracił kontakt z moją siecią komórkową.

Cezary Pazura był u szczytu aktorskiej sławy, gdy w 2000 r. wszedł do studia wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego i próbował tłumaczyć, dlaczego jego najbliżsi współpracownicy robią sobie żarty z Jana Pawła II. Mówił, że Kwaśniewski jest najlepszym kandydatem, i zapewniał, że będzie na niego głosował. Gorzko tego zaangażowania potem żałował.

"Czemu wmanewrowałem się w politykę? Do dziś zadaję sobie to pytanie. Czy byłem pijany, czy tylko naiwny? - zastanawiał się w rozmowie z dziennikarzami "Playboya". - Naiwnie wierzyłem, że w demokratycznym kraju mogę głośno powiedzieć, na kogo będę głosował. Okazuje się, że niekoniecznie. To był na pewno mój ostatni raz. Artyści nie mogą się mieszać do polityki, to są dwa różne, kompletnie znoszące się światy".

- Jestem jakby trędowata - zwierzała się "Rzeczpospolitej" aktorka Katarzyna Łaniewska, której kłopoty zaczęły się w 2010 r. na Krakowskim Przedmieściu. Podeszła wtedy do Jana Pospieszalskiego i opowiedziała do jego kamery, jak bardzo wstydzi się za kolegów aktorów. Za to, że wyśmiewali się z pana prezydenta, szkalowali go i pogardliwie nazywali Kaczorem.

Potem były dyżury pod krzyżem na Krakowskim, wykłady w smoleńskim namiocie, msze za ojczyznę, manifestacje Radia Maryja, komitet poparcia Jarosława Kaczyńskiego, aż w końcu start w wyborach do Senatu z listy Prawa i Sprawiedliwości.

Od tamtej pory, jak twierdzi, zaczęła być rugowana z telewizji. - Nigdy już nie dostałam żadnej propozycji w telewizji, radiu czy w teatrze - mówiła.

To są skutki uboczne politycznego zaangażowania. Szczególnie dotkliwe, gdy aktor postawi na złego konia, bo przegrana może oznaczać brak pracy i niełaskę. Innym skutkiem ubocznym jest utrata wiarygodności i sympatii widzów.

Cezary Pazura wspominał przed laty, że po tym jak zaangażował się w kampanię Kwaśniewskiego, dostał list z Wrocławia, z którego dowiedział się, że jest nikim, pachołkiem Rosji i czerwonym pająkiem.

- Aktor nie powinien się angażować w takie rzeczy - mówi Jerzy Stuhr, którego wielokrotnie nagabywano. - Aktorzy, którzy angażowali się politycznie, bardzo mnie śmieszyli. Ja im nie wierzyłem. Nigdy nie wiedziałem, czy on mówi coś od siebie naprawdę, czy gra.

WOJNA NA AKTORÓW

Wojna na aktorów między Platformą a PiS trwa od wyborów prezydenckich 2005 r. Platforma zdystansowała konkurencję, stawiając na wielkie nazwiska srebrnego ekranu, m.in. Janusza Gajosa, Andrzeja Grabowskiego, Mariana Kociniaka, Krzysztofa Kowalewskiego, Daniela Olbrychskiego, Wojciecha Pszoniaka i Andrzeja Seweryna.

Jarosław Kaczyński odpowiedział Ewą Dałkowską, Andrzejem Mastalerzem, Katarzyną Łaniewska, Anną Chodakowską, Januszem Rewińskim, Redbadem Klijnstrą i Jerzym Zelnikiem. Zelnik uważał siebie za konserwatystę, więc od czasu stanu wojennego popierał ludzi Solidarności. Miał moment wahania, gdy prawie równocześnie powstały Platforma i PiS. Najpierw więc pomagał ludziom Platformy, ale, jak mówi, bardzo się na nich zawiódł. - Bo nie taką Polskę sobie wyobrażałem - wyjaśnia. Gdy więc w 2010 r. zadzwonili do niego ze sztabu PiS, zgodził się ich poprzeć. Oczekiwali niewiele. Udziału w kilku spotkaniach w obecności kamer.

Ani Twój Ruch, ani PSL nie mogą się pochwalić takimi gwiazdami jak dwie największe partie w parlamencie. W SLD, po rejteradzie Daniela Olbrychskiego, też jest ich jak na lekarstwo. Sekretarz generalny Sojuszu Krzysztof Gawkowski przypomina sobie tylko dwa głośne aktorskie nazwiska z ostatnich lat wspierające tę partię: Andrzej Nejman i Bohdan Łazuka.

Łazuka jednak mówi, że to jego zaangażowanie nie ma nic wspólnego z ideologią. - Przyjaźnię się z Jurkiem Wenderlichem i jak on prosi, to nie wypada odmówić. Bo ja już taki jestem, że jak proszą, to nie odmawiam - mówi.

Jego uprzejmość chyba została w Sojuszu źle zrozumiana. Dziesięć lat temu zadzwonił do niego ktoś z SLD i zapytał, co by powiedział na start do Parlamentu Europejskiego. - Nic bym nie powiedział - odparł. - Umarłbym ze śmiechu.

Z kolei Anna Chodakowska, aktorka Teatru Narodowego, gdy dostała podobną propozycję ze sztabu PiS, powiedziała "tak". - Nie czułam się wtedy związana z PiS. To inni mnie zaszufladkowali - mówi.

Dlaczego się zgodziła? Ktoś bardzo ważny w sztabie powiedział jej, że potrafi oceniać rzeczywistość i będzie dobrą parlamentarzystką. I jeszcze jedna rzecz przeważyła. Wiele lat temu szukała w parlamencie wsparcia dla nowej Ustawy o ochronie zwierząt. Przyjął ją wtedy tylko Lech Kaczyński. Powiedział, że lubi zwierzęta, i obiecał pomóc. Potem poznała obu braci. - Nie opływali w luksusy, żyli skromnie, więc byli wiarygodni - opowiada Chodakowska.

NA JELENIA

- Żaden polityk przecież nie powie aktorom, że traktuje się ich jak jeleni - mówi były polityk Platformy.

- A sami tej świadomości nie mają? - dopytuję.

- Nawet jeśli mają, to się do tego nie przyznają - twierdzi były działacz i dodaje, że aktorom łatwiej jest poprzeć partię władzy, bo mogą w przyszłości liczyć na benefity. - To nie jest transakcja wymienna: ty mnie poprzesz, a ja ci coś dam. Raczej system przysług.

Opowiada o aktorze Tomaszu Karolaku, który pięć lat temu wspierał w kampanii do europarlamentu Rafała Trzaskowskiego z Platformy. Potem mu się coś jednak zmieniło i zaczął narzekać na Platformę w prawicowych gazetach. A gdy już się wydawało, że oparł się o prawą ścianę, nagle dokonał kolejnej wolty i wsiadł do Tuskobusu. - Może to przypadek, ale głównym sponsorem jego teatru są dziś powiązane z władzą dwa wielkie koncerny: Orlen i PKO BP. Czy gdyby Karolak popierał Macierewicza, też mógłby liczyć na takie wsparcie? - zastanawia się działacz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji