Artykuły

Rozmowa o Afryce

Jeśli Teatr Polski zaplanował "Afrykę" po to, aby wywołać dyskusję o niej - to na pewno zamysł się powiódł. Tylko, że jej istotą nie stała się sama Afryka, a spór, jakie oczekiwania mamy wobec teatru w Bydgoszczy w ogóle - pisze Wiktoria Raczyńska w portalu Bydgoszczinaczej.pl.

Wiktoria Raczyńska: Nowi dyrektorzy teatru zapowiadali, że chcą stworzyć teatr dyskusyjny, który przyciągnąłby pod swój dach młodych, który byłby otwarty cały dzień. Na pewno "Afryka" to przedstawienie dla młodego pokolenia. Przygotowane na małej scenie wychodzi do ludzi dosłownie - scena nie oddziela widowni od aktorów - to duże zaskoczenie dla stałych bywalców, którzy nie tam oczekiwali pierwszej premiery sezonu. Pytanie, czy ich klasyczne spojrzenie na teatr nie spowoduje, że się zniechęcą?

Tomasz Welcz: Rzecz nie w tym, gdzie odbywa się pierwsza premiera sezonu, ale co teatr ma do zaproponowania. Miłośników teatru, nawet z klasycznym spojrzeniem, nie zniechęci mała scena czy bliski kontakt z aktorami, bo to akurat nie jest sceniczną nowinką. "Afryka" nie jest również wyłącznie adresowana do ludzi młodych. Dlaczego? Bo ich wiedza o Afryce jest mniej więcej taka sama, jak ludzi, powiedzmy, starszych. Czyli żadna AIDS, ebola, problem głodu Pytania, niezależnie od wieku, pozostają takie same: Po co w Bydgoszczy, na jej jedynej scenie teatralnej mówić o Afryce? Czy w ogóle kogoś poruszą problemy współczesnej Afryki? Czy spektakl daje na nie odpowiedź? Niekoniecznie, nawet przyjmując, że nie chodzi o zdobycie wiedzy.

W.R.: "Afryka" to teatr przepełniony treścią, mnóstwem wiadomości podanych momentami dosłownie, innymi razy w formie insynuacji, kpiny, dźwięku. Tu trzeba być czujnym na wszelkie bodźce - zachowanie postaci, ich wygląd, slajdy, przedmioty, muzykę. Wychodzimy ze spektaklu zaintrygowani. Dokładnie tego samego dotąd mogliśmy się sami dowiedzieć z Internetu, od znajomych, którzy się w tamte rejony zapuścili - i dokładnie takie wrażenie - nic nie wiem o Afryce - wynosimy z tego przedstawienia. Jeśli jednak ktoś sądził, że się czegoś o niej dowie, jest w błędzie - bo tu chodzi o to, aby nas zmusić do poszukiwań, a nie podać wiedzę na tacy - jak w szkole - beznamiętnie, bez pokazania, że "nie można mówić o jednej Afryce i tylko o Afryce, i naraz o Afryce".

T.W.: W spektaklu posłużono się symbolami, miejscami wybranymi z reportaży Ryszarda Kapuścińskiego: Ghana, Uganda, Mozambik, nigeryjskie Lagos. Kapuściński to jednak tylko pretekst, bo poza Reporterem (w tej roli Szymon Czacki), który robi za przewodnika po Czarnym Lądzie, nic spektaklu z jego reportażami nie łączy. Trzeba przyznać, że pretekst bardzo zręczny, bo nazwisko Kapuścińskiego działa. "Afryka" rzeczywiście zmusza widzów do poszukiwania, a przynajmniej do zastanowienia się, co wiem o Afryce. Tyle że jak już się zastanowią i uznają, że nic nie wiedzą, to co dalej? Powinni się wzruszyć, a może wziąć udział w jakiejś akcji humanitarnej? Czy wystarczy, jak chwycą transparent z napisem: "Nie dla neokolonializmu" i wyjdą na ulicę?

W.R.: "Jesteśmy tu tylko na chwilę. () Takie zdjęcia rozpadają się w dłoniach i w ogóle nie są - nie są świadectwem, dowodem - trzeba się uczyć na nie patrzeć" - to jedno z przemyśleń, do których zmusza tandem Jakimiak i Frąckowiak. Namacalne jest wręcz to wyszydzanie z ludzi, którzy tam jeżdżą, udając, że ich dotykają i dotyczą problemy Afryki. "Czy kobieta może ustawić się do zdjęcia, czy może biedniej, pomarszczoną stopę czy mógłby, czy można zapłacić, żeby więcej kolczyków miała". Czuję wstyd.

T.W.: Autorom "Afryki" z pewnością udało się zrobić solidny, profesjonalnie przygotowany i zaangażowany spektakl, poruszający problem o globalnym wydźwięku. Chociaż w niektórych scenach nie powstrzymano się od dość nachalnego dydaktyzmu. Wykład w laboratorium o zatruwaniu środowiska można było sobie darować, bo zaangażowanie zaczyna urastać do wręcz histerycznego wywodu, w dodatku bardzo długiego i niestety, nużącego. Podobne wrażenie można odnieść, kiedy aktorzy ruszają na Afrykę z hasłami stanowiącymi podstawę demokracji: "wolność, równość, braterstwo, racjonalizm", którymi nasza cywilizacja zamierza uszczęśliwić tubylców. A oni akurat wcale o tym nie marzą. Miało nie być jak w szkole, ale wyszło, jak w szkole.

W.R.: Kiedy dochodzi do sceny, w której mowa o Janie Pawle II i Benedykcie XVI, którzy tłumaczą, dlaczego nie należy stosować prezerwatyw, nieruchomieję. Kto w Polsce kpi z Kościoła, jest podobno odważny. Niech i tak będzie.

T.W.: Scena o roli Kościoła w wychowywaniu seksualnym Afryki z pewnością jest bardzo wymowna. Tyle że prezerwatywa, zresztą jak każdy inny środek antykoncepcyjny, jest dla Kościoła nie do przyjęcia pod żadną szerokością geograficzną. Wstawienie jej do spektaklu świadczy o tym, że autorzy "Afryki" rzeczywiście solidnie przygotowali się do jego wystawienia i nie darowali nikomu, kto przyczynił się do problemów współczesnej Afryki, także w wymiarze duchowym.

W.R.: Taka odwaga odpowiada mi dużo bardziej niż goła pierś Anity Sokołowskiej. Kiedy pierwszy raz aktor rozebrał się na scenie okrzyknięto to przełomem. Każdy następny jest już tylko naśladowcą. To już nawet nie kontrowersja i nie tego od każdego kolejnego przedstawienia oczekuję, a to już jakby epidemia w teatrze.

T.W.: Pierś Anity Sokołowskiej jest tutaj zdecydowanie aseksualna, chociaż niewątpliwie kształtna. W naszym, niestety, dość prymitywnym wyobrażeniu, Afryka kojarzy się z czarnoskórymi kobietami, ubranymi w spódniczki z trawy i gołymi piersiami. Wyeksponowanie zatem jednej piersi, zresztą dość szybko pomazanej czarną farbą, nie wywołało we mnie żadnych niesmacznych myśli.

W.R.: Najmocniejszą stroną przedstawienia są jego aktorzy, Klara Bielawka i Sonia Roszczuk. Podobają mi się ich czerwone stopy i dłonie - niezwykle wymowne. Najsłabszą Szymon Czacki, Reporter. Lubię widzieć, że aktor w pełni oddaje się roli, gdy tymczasem Reporter, gdy nie gra przygląda się siedzącym na sali. Mam nieodparte wrażenie, że wychodzi z roli. Tracę zaufanie. Podobnie reżyserka siedząca z boku, która co rusz zerka na tablet, jakby w momencie, gdy myli się aktor. A myli się. Choć tekst trudny.

T.W.: Nie zauważyłem pomyłek, a poziom aktorstwa rzeczywiście jest wysoki. I dlatego warto zobaczyć "Afrykę" z poziomu pokoju. Scenografia może nie powala, ale w zasadzie jest wszystko, nawet namiot i maszyna do pisania spełniająca rolę instrumentu.

W.R.: A wszystko to, jakby bezgłośnie, a jednak, scala ironicznie dźwięk przelatującej co pewien czas muchy tse-tse...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji