Artykuły

Słońce zaświeciło, wydobyła sie z piekła

- Nie chciało mi się żyć. Zero motywacji. Dzieci, mąż, praca, co mnie to obchodzi. Półtora roku w piekle. Najprostsze zadania: chore dziecko - trzeba znaleźć lekarza, przerastały mnie - mówi aktorka KATARZYNA GNIEWKOWSKA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.

Ojciec wychowywał ją na kobietę, której nic nie złamie. Długo za taką się uważała. Ale przyszły gorsze dni. Sprawia wrażenie silnej kobiety, która idzie do przodu jak burza i nigdy nie okazuje słabości. Sama o sobie mówi, że jest w niej dużo męskiej siły. Duża w tym zasługa ojca, zmarłego przed dwoma laty aktora Jerzego Gniewkowskiego (78). Nie tylko zaszczepił córce miłość do świata i uwrażliwił na sztukę, ale wychowywał ją też w dużej dyscyplinie i bardzo wysoko stawiał poprzeczkę. Powtarzał jej, że okazywanie słabości i rozczulanie się nad sobą może być powodem niepowodzeń lub wpadnięcia w życiową pułapkę.

Z takim przekonaniem Katarzyna Gniewkowska (52) żyła przez lata. W jej zawodzie okazywało się to nawet pomocne. Ułatwiło start w aktorskim fachu w 1985 roku, już po ukończeniu szkoły teatralnej w Krakowie, gdy starała się o angaż w najlepszych teatrach. Dostrzeżono wówczas nie tylko jej urodę, ale wychwalano ją też za silną, wyrazistą osobowość. Z dyplomem magistra sztuki dumnie odbierała nagrodę za rolę Irminy w przedstawieniu "Trzy siostry" - zrealizowanym jako sztuka dyplomowa w PWST w Krakowie - na III Ogólnopolskim Przeglądzie Przedstawień Dyplomowych Szkół Teatralnych w Łodzi. Z tamtych lat zapamiętano ją jako dziewczynę, która dobrze wie, czego chce i morderczą pracą potrafi o to walczyć. Jej całym światem stał się teatr, spędzała w nim nawet po dwadzieścia godzin na dobę. Gdy pani Katarzynie zdarzał się gorszy dzień, nieco słabszy występ, odpowiedzią zawsze była jeszcze cięższa praca. Kiedy w 1987 roku zagrała główną rolę kobiecą w melodramacie "Między ustami a brzegiem pucharu", według powieści Marii Rodziewiczówny, uznano ją za objawienie. Talent, jaki rodzi się raz na wiele lat.

Po latach glorii i niekończącego się pasma zawodowych sukcesów, przyszły jednak gorsze dni. Mimo etatu w krakowskim Starym Teatrze, nie miała wielu propozycji. Przyszły nowe pokolenia aktorek, dla których rezerwowano największe role. Pani Katarzyna jako córka aktora wydawała się przygotowana na taki bieg wypadków. A jednak... nawet u tak silnej osoby emocje zaczęły brać górę. Ona, trzymająca zwykle nerwy na wodzy, zaczęła reagować bardzo emocjonalnie. - Zapłaciłam za to cenę - powie po latach w szczerym wywiadzie. Pewnego dnia wstała z myślą, że wszystko, co najlepsze ma za sobą i już nic dobrego na nią nie czeka. Ją, życiową optymistkę, zaczęły dopadać najczarniejsze myśli, stale towarzyszył jej brak nadziei. Budziła się rano i - jeszcze nim otworzyła oczy - chciało jej się płakać. Jakby straciła sens życia.

W takich chwilach opoką jest rodzina. Od lat ten sam, kochający mąż Andrzej i dzieci: Paula (30) i Maciej (21). Robili co mogli, by okazać jej miłość i być podporą. Wobec paraliżującego strachu i smutku, jaki czuła, nawet oni bywali bezradni.

- Właśnie przeprowadziliśmy się z Katowic do Krakowa, wybudowałam wymarzony dom, miałam etat w Starym Teatrze i... straciłam sens. Nie chciało mi się żyć. Zero motywacji. Dzieci, mąż, praca, co mnie to obchodzi - myślałam. Półtora roku w piekle. Najprostsze zadania: chore dziecko - trzeba znaleźć lekarza, przerastały mnie - opowiada aktorka o piekle, jakie przeszła. Trzeba było dużo czasu, nim znowu uwierzyła w siebie. Determinacji rodziny, pomocy przyjaciół i specjalistów. Im wszystkim zawdzięcza wyrwanie się z czarnej otchłani. Wróciła chęć życia, a z nią role w serialach "Szpilki na Giewoncie" i "Czas honoru". Pani Katarzyna znowu cieszy się życiem. I czuje silna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji