Artykuły

Warszawa. Krystyna Janda reżyseruje "Upadłe anioły"

- To scenariusz dla dwóch wspaniałych aktorek. I zawsze tak to było na świecie obsadzane, największymi nazwiskami. Publiczność chodziła na "Upadłe anioły", żeby zobaczyć swoje ulubienice, które niekoniecznie specjalizowały się w tym gatunku - mówi Krystyna Janda, która reżyseruje w Och-Teatrze komedię "Upadłe anioły" Noëla Cowarda. Premiera w środę 17 grudnia.

Rozmowa z Krystyną Jandą, aktorką, reżyserką

Dorota Wyżyńska: "Upadłe anioły" to kolejny komediowy tytuł na afiszu Och-Teatru.

Krystyna Janda: Tak, tym razem angielska klasyka, sztuka Noëla Cowarda, na świecie znana i lubiana, ale w Polsce wystawiana dotychczas chyba tylko raz. Przez reżyserów zwykle traktowana jako scenariusz dla dwóch aktorek, mężczyźni mają w niej role epizodyczne, ale nie mniej "smaczne". Sprawdzian z poczucia humoru, wysoka poprzeczka dla obu pań, które muszą na scenie pokazać pełną paletę emocji, zmieniać je jak w kalejdoskopie.

To scenariusz dla dwóch wspaniałych aktorek. I zawsze tak to było na świecie obsadzane, największymi nazwiskami. Publiczność chodziła na "Upadłe anioły", żeby zobaczyć swoje ulubienice, które niekoniecznie specjalizowały się w tym gatunku, a czasem wręcz przeciwnie znane były z wielkich ról dramatycznych, jak np. Venessa Redgrave, która w "Upadłych aniołach" była świetna. W Ameryce w "Upadłych aniołach" grały m.in. Susan York i Joan Collins, i to były naprawdę ich wielkie sukcesy.

W warszawskich "Upadłych aniołach" zobaczymy: Magdalenę Cielecką i Maję Ostaszewską. Przypomniałam sobie Klarę i Anielę z "Magnetyzmu serca" - słynnego spektaklu Grzegorza Jarzyny w Teatrze Rozmaitości z 1999 r.

- Bardzo lubiłam tamto przedstawienie. Szukałam dwóch "brylantów". Wiedziałam, że panie chcą zagrać razem, że się przyjaźnią, że sprawi im ten tytuł przyjemność, a poza tym, co nie jest bez znaczenia przy naszych kłopotach z ustawianiem terminów spektakli, są z jednego teatru...

...z Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Na co dzień grają w nieco innym repertuarze.

- O, każda dobra aktorka sprawdza się we wszystkich gatunkach. Ważne jest to, że cała obsada, wszyscy państwo, także panowie, naprawdę dobrze się bawią, choć próby są naprawdę trudne. Ten tytuł wymaga dużej dozy autoironii także. Mówią, że nie przyszło im do głowy, że kiedyś będą takie rzeczy wyprawiać na scenie. Tego nie da się grać bez nawiasu, bez cudzysłowu, ale i bez żelaznej dyscypliny. Miejmy tylko nadzieję, że publiczność będzie miała równą przyjemność.

A poza tym jest to komedia kostiumowa. Klasyka komediowa. Tu ma być elegancko i przyjemnie. Istnieje wręcz coś takiego jak styl grania sztuk Noëla Cowarda. A publiczność wie, że jak Coward, to będzie z "wyższych sfer", ładnie, pachnąco, że dostaną - jak ja to nazywam - "bombonierkę z czekoladkami". Czy jest na to czas? Nie wiem, chyba zawsze jest, mimo że wszystko dzisiaj dzieje się brutalniej, wulgarnej, nie tak naiwnie. Tu dostaniemy dwie rozkoszne kobietki, z całym asortymentem śmieszności, zalet i wad, mężami, kochankiem z Paryża i zazdrością. Wbrew pozorom nie jest to łatwe, żeby to był udany wieczór teatralny. No i musimy wiedzieć, co gramy!

A kostium, dekoracja?

- Art déco. Kostiumy według projektu Tomasza Ossolińskiego nawiązują do lat 20. ubiegłego wieku. Scenografię przygotował mistrz, Maciej Maria Putowski. Mamy na scenie prawdziwe meble z epoki, cudem kupione, i każdy szczegół pod kontrolą. Ta epoka i wierność jej to też element tej teatralnej układanki, tak jak i muzyka Noëla Cowarda.

A na plakacie znalazła się reprodukcja obrazu Tamary Łempickiej.

- Bardzo mi na tym zależało, to moja ulubiona Łempicka, chciałam, żeby "na mieście" też mieli przyjemność, a widzowie wiedzieli, na co ewentualnie pójdą do teatru...

Repertuar komediowy sprawdza się na tej scenie. Są nadkomplety. Już kiedyś rozmawiałyśmy o tym, że wszystkie farsy w repertuarze reżyseruje pani sama, żeby nikomu nie oddawać tej przyjemności.

- Tak, tak, tak żartuję, choć coś w tym jest, uwielbiam te miesiące bawienia się takim repertuarem. Ale i powiedzmy sobie szczerze: z reżyserami zajmującymi się tym gatunkiem nie jest w Polsce "różowo". Och-Teatr to trudna scena. Wybierając tytuł, przede wszystkim sugerujemy się wymogami tego specyficznego układu widowni, publiczność siedzi po obu stronach sceny, muszą być, jak to nazywamy, pointy, żart i uczucia, na dwie strony w tym samym momencie. Zdecydowaliśmy o komediowym profilu Och-Teatru i trzymamy się tej decyzji z powodzeniem. Te ściany każdego wieczora rozrywają salwy śmiechu, choć graliśmy tu i Gorkiego, i Albeego, gram tu "Białą bluzkę" i to tu chciałabym na nowo pokazać Callas...

...spektakl, który kilkanaście lat temu grała pani w Powszechnym.

- Premierę planujemy we wrześniu 2015 roku, przygotuje ją, tak jak i w Powszechnym, Andrzej Domalik. Myślę, że ten tekst w przestrzeni tego teatru się sprawdzi.

A jednocześnie sięga pani po kolejny tytuł tego samego autora?

- Tak, ale dla Polonii i dużo później. Sztuka "Matki i synowie" jest także autorstwa Terrence'a McNally, dotyka problemu związków gejowskich. Oglądałam ją na scenie w Ameryce i od razu uznałam, że trzeba ją sprowadzić do Polski. Postać matki, którą mam zagrać, wypowiada zdania, które słyszę bardzo często w polskich konserwatywnych środowiskach. Te same zarzuty, argumenty. Zrozumiałam, że w Polsce zabrzmi to bardzo aktualnie, szczególnie w tej chwili. Premiera w roku 2016. Wcześniej na scenie w Och-Teatrze Jerzy Stuhr postawi "Na czworakach" Różewicza, tekst, który także nie jest komedią, ale za to w Och-u układ budynku, sceny i foyer jest wymarzony do planowanej przez Jerzego inscenizacji. Sam zagra Laurentego.

Właśnie powstało Towarzystwo Przyjaciół Teatru Polonia i Och-Teatru. Co to znaczy dla Fundacji i obu scen?

- Chcemy sobie stworzyć margines bezpieczeństwa, "zakładkę na pomyłkę" czy na trudne, wymagające spektakle. Koszty eksploatacji niektórych inscenizacji, zwłaszcza przy ambitniejszych tytułach, z trudem pokrywają się z wpływami z kasy, co oznacza, że czasami wręcz dokładamy do wieczorów. W tym momencie nie można pozwolić sobie na najmniejszą nawet pomyłkę, a nie daj Boże dwie pomyłki czy niedochodowe spektakle z rzędu.

Mam wrażenie, że poznałam publiczność warszawską, dość dużo o niej wiem i mogę już pewne sytuacje przewidzieć. Z góry wiem, jakiej frekwencji możemy się spodziewać, ile razy jesteśmy w stanie zagrać dany tytuł przy pełnej widowni. Nie jest to zależne tylko od inscenizacji i wykonania, ale także od gatunku, tematu, problemu, jaki stawiamy na scenie. Nie chcielibyśmy robić tylko komedii czy tylko sztuk małoobsadowych. Podobnie nie chcemy kierować się kompromisem, a nie względami artystycznymi. Udaje nam się dotąd, i to z trudem, pozyskiwać tylko 10 proc. naszego budżetu z dofinansowania. Jesteśmy wdzięczni widzom, że kupują bilety, nasze teatry dzięki temu żyją, to jest zależność sine qua non. Powinniśmy napisać na murach naszych teatrów, tak jak jest napisane na Teatrze Polskim w Poznaniu - "Naród sobie...", bo został on wybudowany przez społeczeństwo Poznania. I mamy dowody na to, że wielu naszych widzów wraca do nas regularnie, że są osoby tak do nas przywiązane, że bez naszych obu teatrów "trudno by im było żyć", jak mówią. Uważają, że zapewniamy im "obsługę doskonałą w kwestii kultury". I to właśnie do nich postanowiliśmy się zwrócić, zaproponować im, żeby zostali Przyjaciółmi Teatru, żeby zbliżyli się do nas jeszcze bardziej, jeśli można to tak enigmatycznie nazwać. Nieśmiało stworzyliśmy taką formułę, wypracowali ją z nami prawnicy. Zobaczymy, jaki będzie odzew. To nie są rzeczy nowe. Loże mecenasów, sponsorów, różne formy pomocy dla kultury, istnieją od lat na świecie i w Polsce. Są miejsca, gdzie się to udaje. Nieśmiało próbujemy.

Och-Teatr: "Upadłe anioły" Noëla Cowarda, przekład: Elżbieta Woźniak, reżyseria: Krystyna Janda, scenografia: Maciej M. Putowski, kostiumy: Tomasz Ossoliński, światło: Katarzyna Łuszczyk, konsultacja muzyczna: Janusz Bogacki, konsultacja choreograficzna: Anna Iberszer, asystentka scenografa: Małgorzata Domańska. Występują: Magdalena Cielecka, Marta Chyczewska, Maja Ostaszewska, Tomasz Drabek, Wojciech Kalarus, Cezary Kosiński / Maciej Wierzbicki. Premiera 17 grudnia o godz. 20.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji