Na pięknej wyspie Niebywalencji
Jest takie przekonanie, że przedstawienia dla dzieci przygotowuje się tak samo, jak dla dorosłych, tyle że... bardziej starannie. Rzadko mamy okazję obejrzeć spektakl zrealizowany z takim pietyzmem i rozmachem jak pokazywany w Romie "Piotruś Pan".
Ta premiera zrodziła się z buntu przeciw bylejakości, tandecie i złemu gustowi. A takie odczucia towarzyszyły Januszowi Józefowiczowi po obejrzeniu "Piotrusia Pana" w Londynie - musicalu z błahym librettem, oszczędną inscenizacją i tytułowym bohaterem, granym przez... dorosłą kobietę.
W Romie na szczęście jest zupełnie inaczej. Historia chłopca, który nigdy nie chciał dorosnąć, stała się dzięki librettu Jeremiego Przybory uniwersalną opowieścią o potrzebie przyjaźni, miłości i wyobraźni. Mistrz Przybora potraktował swego bohatera po partnersku, z właściwym sobie poczuciem humoru. W klimat tej poezji doskonale wpisały się kompozycje Janusza Stokłosy. Obok piosenek lirycznych wykonywanych przez Wendy i Panią Darling są pełne werwy songi piratów, tryskająca humorem partia kapitana Haka przypominająca nieco arię z mozartowskiego "Wesela Figara". Jak przystało na rasowy musical, co najmniej kilka piosenek będzie się nuciło po wyjściu z teatru. "Piotrusiu Panie, czyś ty pan, czy chłopiec z krain gwiezdnych...", "Na pięknej wyspie Niebywalencji", czy tę, przy której zawsze wzrusza się Janusz Józefowicz "Na jakie wiecznego snu plaże, pozwoli dopłynąć nam Bóg".
Premiera "Piotrusia" była kilkakrotnie przekładana, ale oglądając ją teraz trzeba przyznać, że warto było poczekać. Spektakl w Romie przygotowany jest z rozmachem, do jakiego tęskni się nie tylko w przypadku widowisk dla dzieci. (Wystarczy wymienić inne teatry, także muzyczne, w których z braku dotacji przerabia się stare kostiumy i dekoracje.) W Romie magiczny świat "Piotrusia Pana", zrealizowany dzięki wspaniałej wyobraźni scenografów Andrzeja Worona i Marka Chowańca, dopracowany jest do ostatniego szczegółu. Na scenę wpływa ogromny statek "Wesoły Roger", odkrywa swe tajemnice wyspa Niebywalencja, wpełza też ponadsiedmiometrowej długości krokodyl prześladujący kapitana Haka. Aplauz publiczności wywołuje zwłaszcza lot głównych bohaterów oraz bardzo widowiskowy taniec Indian z pochodniami.
Bohaterami tego przedstawienia są dzieci i im należą się szczególne brawa, nie tylko za wielki entuzjazm, z jakim podeszły do swoich bohaterów, ale także niezwykłą naturalność i dyscyplinę jaką osiągnęły pod kierunkiem Janusza Józefowicza. Jeżeli rodzice pokierują odpowiednio ich losami, to o odtwórcach Piotrusia i Wendy, czyli Tomaszu Kaczmarku i Zuzi Madejskiej (grających na premierze), oraz Marcinie Sójce i Alicji Jarosz (których widziałem na próbie) można mówić z nadzieją.
Adam Hanuszkiewicz powiedział kiedyś "Rz", że Edyta Geppert ma nie tylko wielki talent wokalny, ale i sceniczny. Miał rację, jej debiut aktorski w roli Pani Darling to bez wątpienia sukces. Artystka nakreśliła swą postać z naturalnością i liryzmem. Jak ryba w wodzie czuł się w tym spektaklu świetnie śpiewający Wiktor Zborowski w roli Pana Darling i Kapitana Haka. "Piotruś Pan" to przedstawienie, które oklaskiwać będą z radością zarówno dzieci, jak i rodzice. Ci pierwsi z zapartym tchem śledzić będą losy chłopca z "drwiącym uśmiechem zębów mlecznych", drudzy zaś słuchać będą np. pełnych troski dialogi państwa Darling, które w dziwny sposób korespondują z naszą współczesnością. "Pamiętasz, Jaś miał dwie odmiany grypy, ale dobry doktor policzył nam tylko za jedną".