Artykuły

Krzysztof Kowalewski szczerze o Kielcach

Słynny aktor przeżył u nas pogrom, mieszkał w kamienicy na Plantach. Widział, jak rosyjskie czołgi masakrują Niemców. Jak dziś wspomina tamte czasy? - pyta Lidia Cichocka w Echu Dnia.

Książka "Taka zabawna historia", w której Krzysztof Kowalewski w sposób niezwykle szczery opowiada o swoim życiu i pobycie w Kielcach, zaczęła się od... Muminków.

- Jadąc z dzieckiem na wakacje do Chorwacji zabrałem płytę "Muminki" do posłuchania w czasie długiej drogi - mówi Juliusz Ćwieluch, który rozmowę z Kowalewskim przeprowadził. - Czytał, a właściwie grał głosem Krzysztof Kowalewski i zrobił to tak świetnie, że aż mnie zaintrygował. Współczesne dubbingi są infantylne a Krzysiek podszedł do tego bardzo poważnie. Po powrocie umówiłem się na rozmowę z nim do świątecznego wydania "Polityki".

Pełen życia 76-letni pan

Krzysztof Kowalewski miał wtedy 76 lat, ale, jak mówi Ćwieluch, nie był starszym, smutnym panem, ale pełnym życia człowiekiem, o umyśle młodszym od niego samego.

Panowie spotkali się kilkakrotnie, a wywiad został bardzo dobrze przyjęty, rozdzwoniły się telefony i był wśród nich ten z wydawnictwa Wielka Litera, które zaproponowało wydanie książki: wywiadu-rzeki. - Śmieliśmy się z tego obaj. Stwierdziliśmy, że to bez sensu, bo wszyscy teraz piszą książki. Ale konsekwencja nie jest chyba naszą mocną stroną, bo miesiąc później podpisaliśmy umowę - opowiada Ćwieluch.

Do zrobienia książki zabrali się bardzo poważnie. Kowalewski czytał książki kolegów-aktorów i z przykrością stwierdził, że niektórzy mieli albo nudne życie, albo nudno o nim opowiadają. Rozmowa z nim miała być lekka i zabawna, ale szczera.

- Już pierwsze nasze spotkanie było bardzo mocne. Krzysiek opowiedział historię z nożykiem i próbą samobójstwa matki. Bałem się, że później będzie te rozmowy cenzurował, ale on nie wyciął nawet jednego zdania. Na początku tylko zastrzegł, że nie będziemy rozmawiać o chorobie, którą przeszedł. Ale były takie momenty, kiedy dochodziliśmy do spraw naprawdę bolesnych, że zmieniał temat, zasłaniał się brakiem pamięci, a nawet nagłą potrzebą wyprowadzenia psa.

Cała prawda o Kielcach

O Kielcach, do których trafił pod koniec wojny opowiadał bez zahamowań, lecz rzeczywiście nie wszystko pamiętał. Mocno utrwalił mu się wymarsz z Warszawy po upadku powstania. Ale jak to się stało, że trafił na dzisiejszą ulicę Planty, tego nie był w stanie odtworzyć.

Kowalewscy w Kielcach nadal ukrywali swoją żydowską tożsamość. Miasto było pod okupacją niemiecką. Zresztą matka, blondynka o niebieskich oczach, przez całą wojnę nie założyła gwiazdy Dawida. Kilkakrotnie otarła się o śmierć, musiała uciekać przed szmalcownikami, bo przed wojną fakt, że ona, Żydówka, jest żoną polskiego oficera był znany. Mąż zginął zamordowany w Charkowie, a Elżbieta Kowalewska próbowała utrzymać siebie i syna, ochraniała go nie mówiąc mu nic o pochodzeniu. Zamieszkali w Kielcach na Plantach, obok kamienicy przeznaczonej po wojnie dla ocalałych z holocaustu.

O tym wojennym półroczu 1944 roku wiemy niewiele. Pojawia się wtedy postać sędziego Kupścia, którego córka chodziła na tajne komplety, a potem uczyła swego młodszego brata i Krzysztofa.

- Próbowałem odszukać bliskich sędziego. Już po ukazaniu się książki to jego rodzina odnalazła nas. Konkretnie Krzyśka, do którego córka kieleckiego sędziego przysłała długi list z Krakowa. Wspominała, że Krzysiek nie przykładał się do nauki, więc śmiał się, że to nie może być pomyłka - opowiada Ćwieluch.

Z Kielc Krzysztof Kowalewski zapamiętał scenę z dnia wyjścia Sowietów: krew między kostkami bruku na kieleckim Rynku i rosyjski czołg rozjeżdżający zabitego Niemca, precyzyjnie, kawałek po kawałku. Na ośmioletnim dziecku, które trupów widziało już wiele, ta scena nie robiła specjalnego wrażenia. - W tamtych czasach to było akceptowalne. Dzisiaj takie okrucieństwo jest niewyobrażalne - dodaje Juliusz Ćwieluch.

Matka Krzysztofa, aktorka, pracowała w otwartym 1 kwietnia 1945 roku teatrze wojewódzkim, związała się z ówczesnym dyrektorem Winklerem (też Żydem), który do Kielc przybył z żoną i matką. We wspomnieniach z tego czasu Kowalewski mówi nie o scenie, a o tym, co go zajmowało: wyprawach poza miasto, ogniskach, do których wrzucało się amunicję, pierwszym papierosie, alkoholu. Jest też o nocnych powrotach do domu, przerażających, bo droga do kamienicy wiodła przez Sienkiewicza, obok obozowiska Cyganów, którzy porywali dzieci, by je przemalować herbatą i zatrzymać, lub obok żydowskiej kamienicy, a Żydzi, jak głosiła plotka, porywali dzieci, by przerobić je na macę.

Kowalewski wspomina czerwonoarmistów stacjonujących w mieście, którzy nocami okradali sklep rzeźnika na parterze. Niedługo przed słynnym pogromem w 1946 roku na Krzysztofa napadli koledzy, twierdząc, że jest Żydem, wykręcali mu ręce, a kiedy nie chciał się przyznać, kazali mu powiedzieć pacierz.

- O tym pacierzu opowiedziała mi Ewa Wiśniewska, męczyłem o to Krzysia aż przyznał, że tak, kazali mu mówić. Nie wiem, dlaczego nie chciał o tym mówić. Twierdził, że nie pamiętał - opisuje Ćwieluch.

Kowalewscy Kielce opuścili następnego dnia po pogromie. Ten tragiczny dzień Krzysztof spędził z kolegą starszym o kilka lat. To on, syn pułkownika, zabrał pijanemu ordynansowi ojca kluczyki do opla i chłopcy (jeden 14, drugi 9 lat) wyruszyli na przejażdżkę za miasto. Słyszeli strzały, ale w tamtych czasach nie było to nic nadzwyczajnego. Kiedy wrócili, Krzysiek dostał straszną burę od odchodzącej od zmysłów matki. To właśnie wtedy dowiedział się, że jest Żydem. Następnego dnia wyjechali z Kielc, ładując na ciężarówkę załatwioną przez matkę cały dobytek. Razem z Winklerem wrócili do Warszawy.

Jaki jest dzisiaj, po tych traumatycznych przeżyciach, stosunek Krzysztofa Kowalewskiego do miasta? - Kielce to miasto jego wczesnej młodości. Ma stamtąd romantyczne wspomnienia. Tu się po raz pierwszy zakochał. Tu zapalił pierwszego papierosa i po raz pierwszy się upił. Nigdy nie powiedział, że to jest złe miasto. Wspominał nawet, że je lubi - wyjaśnia Juliusz Ćwieluch.

Kowalewski przyznał, że raz, przy okazji występów w Kielcach, poszedł na Planty, wszedł na klatkę kamienicy, w której mieszkali, spojrzał na podwórko. - Umawialiśmy się, że po promocji książki w Starachowicach przyjedziemy do Kielc i pójdziemy na Planty, niestety, zabrakło czasu - mówi Ćwieluch. - Może uda się przy okazji kolejnej wizyty. Przyjedziemy do Kielc, jeśli nas ktoś zaprosi.

Śmieje się ze wszystkiego

Swego rozmówcę Ćwieluch opisuje: - Kowalewski to najbardziej hrabalowska postać, jaką znam. Ma ogromny dystans do tego, co mu życie przynosi, potrafi śmiać się z wszystkiego, co mu się przydarza. Ostatnio rozmawialiśmy o problemach z alkoholem i Krzyś stwierdził: - Kobiety mają gorzej, one się uzależniają w ciągu 3 lat, mężczyźni potrzebują 6 lat i wygląda na to, że ja już nie zdążę.

Ćwieluch, który z taką dociekliwością przepytywał Kowalewskiego przyznaje, że najbardziej zaskoczyła go jego szczerość -To bardzo lubiany i popularny aktor. Gdyby chciał funkcjonowałby we wszystkich kolorowych gazetach, ale on tego unika. W czasie pracy nad książką wywiadem-rzeką celebryci kreują jakąś absurdalną i fałszywą opowieść, jacy są cudowni i wspaniali. Krzysiek nie bał się mówić szczerze zarówno o swoich sukcesach, jak i porażkach. To bardzo mądry człowiek. Dużo się od niego nauczyłem.

***

Urodzony w 1937 roku w Warszawie słynny aktor Krzysztof Kowalewski w książce "Taka zabawna historia" mówi o wojennym dzieciństwie, życiu bez ojca, który zginął w Charkowie, trudnych relacjach z synem. Opowiada o kobietach swojego życia: pierwszym małżeństwie z kubańską tancerką, związku z Ewą Wiśniewską, o żonie Agnieszce Suchorze i córce Gabrysi. Zdradza kulisy kariery scenicznej: mówi o egzaminach do szkoły, współpracy ze Stanisławem Bareja, rolach teatralnych i Panu Sułku, którego lubi.

***

Juliusz Ćwieluch

dziennikarz, pochodzi ze Starachowic, od 1997 roku pracuje w "Polityce".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji