Artykuły

Święta bez śniegu

Świąteczne inscenizacje, pokusy i podchody trwają już od półtora miesiąca. Chciwość i spryt właścicieli mniejszych i większych sklepów sprawia, że tuż po zgaśnięciu ostatnich zaduszkowych zniczy, zapalają się choinki, błyszczy brokat na bombkach i łańcuchach, a w uszy wciąż wciskają się ciepłe i słodkie aż do mdłości kristmasowe melodie - pisze Dariusz Kosiński.

Znów chcąc nie chcąc zbiorowo marzymy o białym Bożym Narodzeniu i pragniemy, by padał śnieg. Nawet w galeryjnych toaletach załatwiamy potrzeby fizjologiczne do wtóru "Oh, come let us rejoin him" zmieszanego z "Mister Sandman". Nie miną trzy tygodnie, nie rozpocznie się jeszcze Adwent, a w drogę już wyruszy cocacolowy santaklaus, zapowiadający nieuchronnie, że zbliża się "najbardziej magiczny czas w roku". Wyprzedzą go niecierpliwe kampanie reklamowe, przekonujące nas, że w tym wyjątkowym okresie musimy zapewnić swoich najbliższych o naszych wyjątkowych uczuciach, kupując im wyjątkowe prezenty. Czas oczekiwania, który jeszcze nie tak dawno wytwarzał szczególne napięcie kulminujące w Wigilię, właściwie zniknął. Wraz z nim powoli blakną Święta.

Cały ten proces wywołuje oczywiście kontrakcję Kościoła, ludzi wierzących, czy choćby przywiązanych do tradycji. Widać to choćby w okolicach 6 grudnia, gdy rozpoczyna się przedstawieniowa walka między świętym biskupem Mikołajem, a Disney'owską kreacją w czerwonym kubraku. Wbrew obawom, atak czerwonych przebierańców pojawiających się na początku grudnia na ulicach i w sklepach, nie musi wcale oznaczać przegranej szlachetnego biskupa, patrona dzieci, żeglarzy i niezamężnych panien. On bowiem przychodzi nocą, nie afiszuje się ze swoją obecnością i nie popisuje magicznymi sztuczkami. Kreskówkowe santaklausy nie są mu groźne. Bardziej szkodzić mu mogą gorliwi katecheci próbujący wykorzystywać go do rozgrywania moralistycznych psychomachii z potencjalną rózgą w roli ognistego miecza.

W walce z nachalnymi i dość prymitywnymi atakami świąt konsumpcji kultura chrześcijańska dysponuje subtelnymi i doskonalonymi przez lata narzędziami, budowanymi częściowo na niemal pradawnej i niezwykle głęboko zakorzenionej dramaturgii światła i ciemności, oczekiwania i odnowienia. Dramaturgia ta nie potrzebuje śniegu, błyszczących szczytów jodeł i dżigulbeli u sań. Nie jest zbudowana na nostalgii za rzekomo niewinnym i rajskim dzieciństwem, nie zwraca się ku przeszłości, by idealizować jakikolwiek dawny dobry świat. Jej działanie zwrócone jest niemal całkowicie w stronę tego, co nadchodzi. Minione i mijające traktuje tak, jak na to zasługuje - jako zużyte, zniszczone, nieużyteczne. Niezwykle skutecznie przeciwstawia się przygnębiającej szarości dominującej w naszej części świata o tej porze roku, celebrując proste rytuały światła niesionego o poranku przez ludzi gromadzących się na roratach. Ta spójna i symbolicznie logiczna dramaturgia konsekwentnie rozwija się aż do świateł zapalanych w Wigilię i oświetlających drogę idącym na pasterkę.

Kościół zupełnie niepotrzebnie próbuje się ścigać na ubogacanie Bożego Narodzenia z hałaśliwym światem "buy, buy - sell, sell". Dysponuje wszak tym, co najtrwalsze - rzeczami czynionymi, wzorami postępowania, modelami świętowania, które nie jest "chwilą odpoczynku", ale czasem szczególnej aktywności. To raczej świeccy, daremnie domagający się uwolnienia Świąt od symboliki religijnej, mają problem, bo uciekając od niej, nieuchronnie wpadają w rozwarte ramiona "czasu wolnego" - zamaskowanej mutacji tego samego, co rządzi ich życiem na co dzień.

Przez tysiąclecia święto było jednym z najważniejszych skarbów kultury, a więc ludzkiego życia, bo życie ludzkie na dobre i złe przebiega w kulturze. Wcale nie musiało mieć zaraz znaczenia religijnego, w sensie przynależności do kręgu działań wyznawczych, kultowych, podporządkowanych kapłańskiej hierarchii. Najlepszym, żywym do dziś dnia dowodem jest samo sedno, rdzeń nadchodzących Świąt - Wigilia, czyli oczekiwanie. Do znudzenia powtarzam, że jest to najtrwalszy, najstarszy wciąż żywy element naszej kultury, istniejący od czasów przedchrześcijańskich i wciąż skuteczny, bo odwołuje się do potrzeby podsumowania i pragnienia wkroczenia w nowe bez bagażu przyszłości. Napięte i radosne oczekiwanie wytwarza Przychodzące, szczególne wzory postępowania nadają mu niepowtarzalność. Ona jest sednem Święta, które choć bywa zabawą, czasem radości i odpoczynku, to przede wszystkim jest czasem czynności nie podejmowanych nigdy poza nim.

Gdy miałem kilka lat, tęskniłem do Świąt. Kiedyś poprosiłem ojca, by zdjął mi z wysokiej szafy w przedpokoju ozdoby choinkowe: szklane baleriny, złote rybki, błyszczące szyszki i kolorowe półksiężyce, jakich już dziś nikt nie produkuje. Nie był zadowolony z tej dodatkowej pracy, ale dla świętego spokoju pozdejmował z góry pudełka, które zstępowały na nasze niziny tylko raz do roku. Zamiast spodziewanej radości, przeżyłem rozczarowanie. Ozdoby z cienkiego szkła były wyblakłe i szare. Nic na nich nie lśniło. Niczego nie zapowiadały. Nic nie znaczyły. Pochowałem je szybko, a wyraźnie już rozzłoszczony ojciec włożył je z powrotem na miejsce całorocznego spoczynku.

Bo nie ma żadnego święta - czy to przeżywanego zbiorowo i wpisanego w tradycję kultury, czy to osobistego, prywatnego (są wszak i takie) - bez oczekiwania. Bywają chwile odczuwane jako świąteczne, o których mówimy, że są nieoczekiwane, nagłe, niespodziewane. Ale to nieprawda: są świąteczne, bo czekaliśmy na nie z utęsknieniem przez wszystkie jałowe wieczory i czcze ranki, międląc w zaciśniętych ustach narzekania, których nie warto już nawet powtarzać - tak stały się banalne. Dramaturgia święta zbudowana jest na wyczekiwaniu, wymaga cierpliwości i dania czasowi czasu. Bez Adwentu nie ma Bożego Narodzenia, bez Postu - ni karnawału, ni wielkanocy. Dramaturgia świątecznego roku oparta jest na rytmie czekania i spełnienia. Postdramatyczny teatr wiecznej promocji likwiduje i jedno, i drugie, oferując w zamian nieustające i niezaspakajalne pragnienie zmiany, która nigdy nie następuje.

Święto nie dzieje się samo przez się. Nie zapewniają go prezenty i rzeczy, które robimy dla relaksu. Nie gwarantuje kolejny Kevin sam w domu, ani wyjazd na Kanary. Święto jest czasem niepowtarzalnie skomponowanym i wypełnionym szczególną aktywnością. Wymaga przygotowań i kontrastu. Wymaga troski i uwagi, bo nawet drobne naruszenie rezonuje w tym czasie z podwojoną mocą. W tym wszystkim podobne jest do teatru i nic dziwnego, że teatr się z niego wywodzi i w nim nieustannie odradza, sam będąc świętem.

Więc nie przejmujcie się, że nie ma śniegu. Nie pierwszy to raz i nie ostatni. Na narty pojedziecie potem - do Bukowiny, Austrii czy innych Dolomitów. Przestrójcie się na niecodzienne i sami zadbajcie o swoje Święta, zainscenizujcie je i rozegrajcie z troską. Nikt inny za Was tego nie zrobi. Powodzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji