Artykuły

Lubię grać blisko widza

- Gdyby szukać generalnego przesłania "Burdelu", to brzmiałoby: "Pokochaj to, w czym jesteś! Życie takie jest, inne nie będzie" - rozmowa z MONIKĄ BABULĄ z Teatru WARSawy przed premierą "Burdelszopki".

Warszawska Syrenka, Paula z Wilanowa, tarcza drążąca metro - to tylko kilka wcieleń Moniki Babuli w "Pożarze w burdelu". 27 grudnia w Teatrze WARSawy premiera świątecznego odcinka pt. "Burdelszopka".

Widzowie znają ją ze spektakli w Teatrze Lalka, z "Pinokia" w Nowym Teatrze i kabaretowego cyklu "Pożar w burdelu" autorstwa Michała Walczaka i Macieja Łubieńskiego.

***

Rozmowa z Moniką Babulą, aktorką

Izabela Szymańska: Po 15 latach pracy w Teatrze Lalka trafiłaś do "Pożaru w burdelu". Czym skusił cię Michał Walczak?

Monika Babula: Poznaliśmy się, kiedy grałam w jego sztukach dla dzieci: "Janosiku", "Ostatnim tatusiu" - ta bajka wróci w nowym roku do Lalki, z czego bardzo się cieszę. Tak jak "Pożar w burdelu" - mitologizuje miasto.

Od początku czuliśmy z Michałem, że mówimy tym samym językiem, mamy wspólne poczucie humoru i góralskie korzenie. I kiedy kompletował obsadę, to sobie o mnie przypomniał. Zadzwonił. Mówił, że chce robić coś w jakiejś piwnicy. Powiedziałam mu, że mam dużo obowiązków, dwie córki, muszę to jakoś ogarniać. Czułam, że to jakiś wygłup, a nie byłam w nastroju. On poskładał te moje opowieści i napisał mi dwie piosenki. I tak to się zaczęło.

Pamiętasz pierwszy występ?

- Dla mnie był niezdarny, przygotowywaliśmy go w dwie noce, nie mieliśmy kostiumów. Ale jednocześnie to było tak szczere, że widzowie, głodni szczerości, oddali nam te emocje. I poszło. Miłość narodziła się z bezradności, niepewności, ale z ogromnego głodu wypowiedzi i bezczelnego stanięcia przed publicznością.

W kolejnych odcinkach zaczął pojawiać się mit miasta, postać terapeuty, HGW, strzeżone osiedla, korporacje, sfrustrowani aktorzy. Długo nie mieliśmy świadomości tego, co się dzieje. Nie spodziewaliśmy się, że "Burdel" będzie miał taką siłę rozwoju.

Oglądając kolejne odcinki, mam wrażenie, że za każdym razem bardzo żywiołowe reakcje wywołują Paula i Zdzisław. Dlaczego widzowie ich lubią?

- Kojarzą mi się z "Czterdziestolatkiem". Klasa średnia, Karwowski - budowniczy Ursynowa, u nas Zdzisław - budowniczy metra. Tam żona Magda, tu Paula - wielowątkowa, bardzo wrażliwa, wszystko ją zaburza, a jednocześnie chce odnaleźć się w tym świecie. Bardzo prosta, z aspiracjami. Myślę, że jest lubiana dlatego, że nie maskuje swoich słabości: alkohol, potrzeby seksualne, namiętności. Jest żywa. Być może trafia do dziewczyn, które zamknęły się na tych osiedlach, ubrały w ciuchy glamour i siedzą u takich dr. Faków w gabinetach.

Paula jest archetypem kobiety, która nieustannie tęskni.

Często opowiadacie o tęsknocie.

- O chęci wyrwania się. Albo znalezieniu sposobu na akceptację. Gdyby szukać generalnego przesłania "Burdelu", to brzmiałoby: "Pokochaj to, w czym jesteś! Życie takie jest, inne nie będzie".

Bardzo mnie wzrusza publiczność, to największy afrodyzjak. Przychodzicie i czego wy od nas chcecie? Dlaczego chcecie się z tego śmiać? Sami z siebie się śmiejemy. Długo nie było kabaretu, który trafiałby do takiego przekroju społecznego; potrzeba świętowania, śmiechu, wypuszczenia powietrza jest ogromna. Farsy tego nie załatwią. Bo o czym one są?

Przyglądam się publiczności. Bardzo lubię grać w Teatrze WARSawy - mała widownia, my jesteśmy blisko, potem przechodzimy obok was, idąc do garderoby. Nie chcę anonimowości w teatrze. Marzę o spektaklu, na który będzie wchodziło tylko 30 osób.

Wydawało mi się, że aktorzy boją się takiej bliskości z widzem.

- Mnie ona fascynuje. Nauczyłam się jej, grając spektakle dla dzieci. Oczywiście porozumiewasz się z nimi na poziomie dziecka, ale szukasz tak samo silnego kontaktu jak z dorosłymi. Dzieci potrafią być równie bezczelnym widzem jak widzowie "Burdelu": chcą dyskutować, dogadywać.

Aktor jest wiecznie skazany na tęsknotę. Jak gra dla dużej widowni - to chciałby dla małej, jak w kabarecie - to marzy o ponadczasowym wydarzeniu. Taka nienasycona materia. Trzeba mieć w sobie dużo cierpliwości, żeby nie być sfrustrowanym. Aktorstwo to dla mnie droga duchowa.

To zdanie jak kwestia Pauli. Czyli budując postać, nie musisz szukać inspiracji na zewnątrz, podpatrywać klientek Charlotte?

- Nie, byłam tam może dwa razy. Teraz jestem na innym etapie niż na początku "Burdelu". Kocham, jestem kochana, odważniej ujawniam swoją kobiecość, towarzyszę moim córkom w dorastaniu, szukam delikatniejszych kolorów, uspokajam. Michał to obserwuje i pisze mi nowe teksty.

Jaki repertuar dziecięcy lubisz grać?

- Taki, w którym nie czuję, że to jest repertuar dla dzieci. Tego typu spektakle robił w Polsce np. Ondriej Spisak. To postać, twórca wszechstronny, jak bohater filmu "Marzyciel" autor "Piotrusia Pana". Zawieszony między światami, nie przeszedł nigdy na drugą stronę. Miałam szczęście z nim pracować przy "Odysei" w Lalce i poczuć, na czym polega jego myślenie. Ale też widziałam jego przedstawienia dla dorosłych - "Biankę Braselli" czy "Proroka Ilję". Teraz często pracuje u Tadeusza Słobodzianka, który go odkrył dla teatru w Warszawie.

Bardzo lubiłam grać też w wystawieniach nowej dramaturgii.

Natomiast irytuje mnie mówienie o teatrze dla dzieci. Z wyższością, po macoszemu. Nie jest tak, że twórca rodzi się po to, żeby być twórcą dla dzieci, rodzi się po to, żeby tworzyć. Dopiero w trakcie swojego rozwoju decyduje się pochylić nad małym człowiekiem, wejść w jego świat. Dzielenie artystów na tych tylko dla dzieci zamyka ich w getcie, jest frustrujące.

Od 27 grudnia pokazujecie "Burdelszopkę". Wznawiacie zeszłoroczny odcinek czy to będzie premiera?

- Czekamy na nowy tekst. Chłopaki są na bieżąco; jak tylko coś się wydarzy, to dopisują piosenki. Proces powstawania scenariusza jest bardzo szybki. Zobaczymy, co ich porusza tym razem.

Rok temu Paula była współczesną Maryją.

- Tak. Do mieszkania Pauli i Zdzisława przyszedł komornik i kazał im się wynosić z superdizajnerskiego mieszkania. Wyszli w miasto, szukając miejsca, gdzie mogą urodzić dziecko. W międzyczasie pojawia się wątek aborcyjny, mordujemy parę osób i w końcu Paula rodzi w skłocie. Jest piękna piosenka z ubiegłego roku o busikach, które jadą do Słoikowa. Śpiewamy: "Gdzie jest mój dom. Czy jesteśmy stąd czy nie stąd?". Tu jest fajnie, ale każdy z nas jest z innego miasta.

A ty?

- Z Jarosławia. Moi rodzice już tam nie mieszkają, wybudowali sobie dom pod Krynicą Górską na skraju lasu. Jest pięknie. A my ciągle nosimy w sobie nasze Jarosławie, Bielska-Białe, Białystoki. Mamy skąd czerpać.

Teatr WARSawy, 20. odcinek "Pożaru w burdelu" pt. "Burdelszopka", reżyseria: Michał Walczak, tekst: Michał Walczak, Maciej Łubieński. Premiera: 27 grudnia, godz. 21.30. Biletów brak.

Płyta "Gorączka powstańczej nocy" to zapis piosenek z powstańczego odcinka "Pożaru w burdelu". Grupa udowodniła w nim, że potrafi przygotować nie tylko zabawną karykaturę miasta, ale również dotkliwie opowiadać o bolesnej historii stolicy. Na okładce - Warszawska Syrenka - Monika Babula [na zdjęciu]. Płyta dostępna w sprzedaży. Wydawca: Agora SA.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji