Artykuły

90. rocznica urodzin Jeremiego Przybory

Cieszył się miłością ludzi. Kiedy spotykali go na swojej drodze, uśmiechali się jak do słońca. Bo przecież rozjaśniał ich życie... - JEREMIEGO PRZYBORĘ wspomina Magda Umer.

Był arcymistrzem dla mistrzów piosenki - Agnieszki Osieckiej, Wojtka Młynarskiego, Jonasza Kofty.

Gdyby zawirowania w czasie i przestrzeni pozwoliły jakimś cudem dobrze zapoznać się z jego twórczością Marianowi Hemarowi czy Julianowi Tuwimowi - oni także ofiarowaliby mu laur pierwszeństwa. A gdyby te teksty udało się przetłumaczyć na język szwedzki, niczego po drodze nie gubiąc, Akademia w Sztokholmie zostałaby zmuszona do przyznania Nagrody Nobla w dziedzinie piosenki. Zapytałam kiedyś Mistrza, co to jest natchnienie i czy je miewał. Odpowiedział: - Nie wiem. Przypuszczam, że miewałbym natchnienie, gdyby nie to, że potrzeba zarabiania na życie zawsze to natchnienie wyprzedzała. Zanim zdążyłem usiąść i poczekać na natchnienie, już musiałem zarobić jakieś pieniądze. A że nic nie szło mi tak łatwo jak pisanie, więc pisałem...

Jego ulubioną pieśniarką była Billie Holiday, a pieśniarzem... pan Jerzy Wasowski. Nie mógł sobie darować, że potrafił namówić go do komponowania, a nie przychodziło mu do głowy, żeby specjalnie dla niego pisać piosenki. - Nikt tak nie śpiewał jak on - powtarzał często w ostatnich latach. I słuchał sobie taśm z jego głosem...

Śmieszył go patos. Interesowała, ale i przerażała polityka. Bolało to, co dzieje się z naszą ojczyzną. Z naszymi "nie do czysta wymytymi" rodakami. I zawsze uciekał przed mizerią tego świata. Słuchał Bacha, Mozarta, dobrego jazzu. Nie przepadał za teatrem, uwielbiał kino.

Powtarzał często, że mądrość to jedyna uroda starości. Ale sam był zaprzeczeniem tego poglądu. Mimo 88 lat wyprostowany jak struna, szczupły, elegancki, zadbany, coraz przystojniejszy, wchodzący co najmniej dwa razy dziennie do swego warszawskiego mieszkania na czwartym piętrze bez windy ("bo czegoś zapomniałem", "bo jeszcze po gazetkę"). Poczucie humoru, ciekawość świata, oszałamiająca inteligencja nienaruszona przez żadne parkinsony, alzheimery, sklerozy. Trochę gorzej było z oczami i słuchem, ale te niedogodności zaczęły się dopiero po osiemdziesiątce...

W ostatnich latach, po śmierci ukochanej żony Alicji, często mówił, że życie przestało być dla niego ulubioną formą spędzania czasu... Bez niej mogło już nie istnieć. Olśniewający pejzaż, który rozciągał się z tarasu jego wiejskiego domu, był "nazbyt ładny", bolał zamiast cieszyć - bo ona nie mogła już na to patrzeć razem z nim... Jeszcze układał jakieś papiery, wybierał piosenki na ostatnie płyty, jeszcze próbował być miły dla ludzi, ale tak naprawdę już wszystko przestawało być ważne, odchodziło w mgłę... Najważniejsze były drzewa, krzewy, rośliny, których doglądała Alicja. Po jej śmierci wszyscy próbowali ratować ogród, który tworzyła dla niego z miłości przez długie lata, ale i on się buntował - usychał z żalu za swoja panią.

Cieszył się miłością ludzi. Kiedy spotykali go na swojej drodze, uśmiechali się jak do słońca. Bo przecież rozjaśniał ich życie... Kiedyś na Starówce spotkała go młoda bardzo dziewczyna i aż krzyknęła z przejęcia: - To pan naprawdę żyje?!!! Lubił sobie to przypominać... Żył długo i zdrowo. Sam siebie nazywał dzieckiem szczęścia. Nie lubił mówić o chorobach. 7 stycznia 2004 roku byliśmy na ostatnim spacerze w białych i cichych Łazienkach. Na następny umówiliśmy się jak zwykle w środę, 14 stycznia... Dzień wcześniej zadzwonił, żebym przyszła tylko na obiad, bo nie ma siły na spacer.

- Przeziębiłeś się? - spytałam. - Nie... wiesz... nie chciałbym histeryzować, ale wydaje mi się, że zaczynam umierać...

Nie histeryzował. Zmarł 4 marca 2004 roku o czwartej nad ranem.

Odszedł wielki artysta, ale na szczęście zostawił nam skarby bezcenne - swoją twórczość. Wychowała już ona całe pokolenia Polaków i mam nadzieję, że wychowa następne. Bo każdy, kto się z nią zapozna, stanie się innym człowiekiem. Lepszym, wrażliwszym i może trochę szczęśliwszym.

PS. Ciekawe, czy tam, w zaświatach, w które nie wierzył, spotkał swoją ukochaną Alicję... W końcu w Krainie Czarów wszystko powinno być możliwe...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji