Artykuły

Łomnicka zaprasza na Wolę

Nowa scena przybyła War­szawie. Jest coś symbolicznego w fakcie, że przy­była właśnie na robotniczej Woli. Jest coś symbo­licznego w fak­cie, że wystarto­wała właśnie tekstem Krucz­kowskiego. Oklaski po pre­mierowej pre­zentacji "Pierw­szego dnia wol­ności" brzmiały potwierdzeniem dla tych wszyst­kich wyborów...

Kruczkowskim określił Łomnicki ideową barwę swej sceny, doborem zespołu określił jej charakter. Zespół jest młody. To powinno oznaczać, że jest żarliwy. Oznacza też, że jest jesz­cze niedoświadczony. Zysk z cechy pierwszej uznał widać Łomnicki za przewyższający niedostatki wynikają­ce z cechy drugiej. Inauguracyjna premiera uzasadniła ten punkt widze­nia: spektakl jest właśnie żarliwy, słowa padające ze sceny płomienią się nawet, gdy brak im pełni poloru. A tekst na tej żarliwości zyskuje...

Nie ma chyba tu potrzeby opowia­dania treści "Pierwszego dnia wolności", wolska premiera była już trzydziestą in­scenizacją dzieła na polskich scenach, a jeszcze przedstawienia w Teatrze TV, a film, a lektury szkolne! Lata, które minęły od pamiętnej prapremiery u Axera bogaciły dramat Kruczkowskiego o wielość prób interpretacyjnych: w większości z nich gest polskiego oficera, Jana, który tuż po wyjściu z oflagu poddaje swą świeżą wolność próbie maksymalnej, poczynał być coraz bar­dziej wieloznaczny; często do pojedynku z Janem stawał też Anzelm, sprowadza­jący swymi wywodami ad absurdum tezę o istnieniu wolności absolutnej, ale wątpiący też w możliwość wolności jako takiej.

Łomnicki w dawnej prapremierze grał Jana, Łomnicki dzisiaj gra An­zelma. A jednak oparł się pokusie, iżby w ślad za zamianą ról, przesterować w tymże kierunku sens całego dramatu, znalazł dla "Pierwszego dnia wolności" trzecią wykładnię. Może dlatego przekonywającą, że prostą: rozbudował tło, osadzając tym samym filozoficzną sofistykę w mocnych ra­mach historii, zaś ona podyktowała oceny poszczególnym wyborom.

Wpisana w realny plener niemieckie­go miasteczka, gdy salwy stale jeszcze akompaniują słowom, a hitlerowski szo­winizm nie myśli skapitulować, próba wyboru Jana stała się po prostu gestem.

Pięknym i szwoleżerskim, skazanym atoli na klęskę naturalną, przypieczęto­waną strzałem do Ingi; próba wyboru Anzelma zmalała do wymiarów egzystencjonalnej kazuistyki, gdyż i ona nie wytrzymywała parcia faktów. Sce­niczna tych faktów intensyfikacja osą­dzała też Ingę: charyzmat osobistej tra­gedii nie osłaniał sobą jadu równie tra­gicznej nienawiści. Dla wszystkich per­son dramatu wolność uzyskała zatem swój kształt: dialektyczny, stała się uświadomieniem konieczności, którą lu­dziom dyktują przesłanki materialne występujące poza sferą osobowości bo­haterów.

Tak więc w ujęciu Łomnickiego "Pierwszy dzień wolności" stał się utworem prawdziwie filozoficznym, nie tracąc przy tym zalet wartkości swej akcji. Jej rytmy określają tu Jan i Anzelm. Krzysztof Kołbasiuk swego Jana całego zawarł w pory­wach, chciał wykrzyczeć swą radość i zakrzyczeć swe wątpliwości; Anzelm-Łomnicki cierpko i z goryczą, aleć i z wielką wewnętrzną mądrością przeżuwa swe rozterki. Te dwie role widać w spektaklu, a chlubnie świad­czy o reżyserze-pedagogu, iż na taką równość zezwolił młodemu partnero­wi.

Chciałoby się tu jeszcze wspomnieć o soczystej sylwetce Hieronima, któ­rą z wisielczym nieco humorem na­szkicował Eugeniusz Robaczewski, w plejadzie młodych oficerów wyróżniał się Jacek Andrucki jako Michał. Z przykładną dojrzałością prowadzili swe role Michał Pluciński (Doktor) oraz Jan Ciecierski (ogrodnik Grimm). Scenografia spektaklu była dziełem Juliana Pałki: w niewdzięcznych pa­rametrach przestrzennych wolskiej sali potrafił on zabezpieczyć wielora­kie plany działania, stworzyć nastrój, służyć aktorom i reżyserowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji