Artykuły

Makbet bliski i daleki

Jeżeli nawet można to przedstawienie nazwać nieudanym,to już samo przedsięwzięcie wy­stawienia "Makbeta" jest sprawą tej miary,że musi być wielkie,musi być wydarzeniem,musi być warte oglądania,dyskutowania,sporów. A cóż dopiero,gdy odbywa się ono przy udziale wy­bitnych artystów,którzy włożyli w nie cały swój talent i mądrość. Pierwszym wielkim artystą,który przemówił do nas poprzez "Makbeta" w Teatrze Dramatycz­nym jest oczywiście Szekspir,i ta prawda powtarza się przy każdej okazji wystawienia jego dzieł w teatrze. Mądrość i ge­niusz Szekspira przenika wszyst­ko,wyprzedza wszelkie skojarzenia bezbłędnie i trafnie układa myśli wszystkich widzów w kształt z góry zamierzony. Tekst Szekspira wyposaża nas w prze­nikliwość. Dzięki niemu z genial­ną jasnością rozumiemy działanie wyobraźni,która popchnęła pro­stego i uczciwego żołnierza - Makbeta na drogę zbrodni,prze­nikamy konsekwencje jego czy­nów,które człowieka szlachetne­go zmieniły w zbrodniarza i ty­rana. Przenikamy zgubne kon­sekwencje miłości,która pcha do czynów zabijających miłość. Rozumiemy mechanizm deprawacji człowieka i deprawacji społeczeństwa,mechanizm,w którym działają przede wszystkim nie prawa i okoliczności,ale ludzie - dla­tego tak ludzki,bliski,wstrząsa­jący przez uczłowieczenie. Słuchając Szekspira stajemy się genialni.On nam umożliwia klarowne zrozumienie świata,choć zarazem wplątuje nas w ciemne otchłanie dusz ludzkich,w krwawe kłębowiska czynów człowieka.

SZEKSPIR przemówił do nas przez usta artystów Teatru Dramatycznego,których założe­niem było nadać temu spotkaniu, charakter rozmowy z widzami po­przez zbliżenie sposobu myślenia postaci sztuki i ich charak­terów do wyobrażeń i sposobu myślenia dzisiejszego widza. To założenie,niezwykle cenne i słuszne,potrzebne każdemu teatrowi i każdemu przedstawieniu,zrealizowane zostało w przedstawieniu Teatru Dramatycznego w sposób chyba nietrafny,fałszywy. Skutki tej pomyłki są dość oczywiste. Przedstawienie była nużące, rozwlekłe,nie przykuwało uwagi,nie porywało. Nić wewnętrznych zmagać Makbeta i La­dy Makbet rwała się co chwila dzieląc tok akcji na małe frag­menty wspaniałych popisów aktorskich Jana Świderskiego i Haliny Mikołajskiej. Znając skutki i założenia,trzeba znaleźć przyczynę.Wydaje się,że reżyser przedstawienia Boh­dan Korzeniewski wybrał złą dro­gą przybliżania Szekspira do na­szych czasów. Dramat o władzy, skąpany w krwawych zbrodniach,pełen morderstw i gwałtowności,chciał przybliżyć do czasów,które w miejsce sztyletu znają dy­plomacje. I zrobił to tak,że oczyścił szekspirowski dramat z krwi,uspokoił gwałtowność charakterów. Mordercze ciosy zadaje się w tym przedstawiony ruchem sa­nitariusza robiącego zastrzyk.Ta metoda wydała też dobre owoce: osoby działające myślą,rozważają,nie krzyczą, rzadko się unoszą,roztrząsają swe wątpliwości wobec widzów,w cichym porozumieniu z nimi demonstru­jąc swą ludzkość,swe ludzkie sła­bości i ludzkie zrywy. Ale ta rozmowa i ta introspekcja boha­terów bez "szekspirowskiego", konwencjonalnego ale prawdziwie krwawego tła - blaknie,nuży zamienia się w recytacje ze szkodą dla dramatu. A są przecież wystarczające dane na to,by przypuszczać,że już dla Szekspira trupy na scenie były konwencja historyczną czy bajkową,były umyślną przesadą,nieobcą przecież i sztuce dwudziestego wieku. Tę przesadę można wygrać w tea­trze na korzyść teatru,na korzyść widowiska. Ta konwencjonalna przesada nie oddali od nas Szek­spira i nie oddala jego tragicznych opowieści. Zwłaszcza,gdy aktorzy mówią tekst tak,jak mówili w Teatrze Dramatycznym Świderski i Mikołajska:mądrze ludzko,blisko. Można wiec byle przybliżyć "Makbeta" do dzisiej­szego widza bez tej upartej konsekwencji,która wysterylizowała spektakl w Dramatycznym z gwałtowności. Przedstawienie bardzo roz­wlekle: muzyką,sama w sobie bardzo ciekawa jako akompa­niament do toku myśli bohaterów,ale też zbyt operowa. Było jej po prostu za dużo. Rozwle­czenie warszawskiego "Makbeta" przeszkadzało aktorom. Nie mie­li point w scenach,schodzili za kulisy bez oklasków mimo wspaniałej często gry. Operowość,przy kameralnym tonie poszczególnych aktorów i wbrew nim,uspokoiła uciszyła widownie,narzuciła sen­ny,niedynamiczny nastrój. Bez zarzutu spisał się natomiast scenograf i autor kostiumów do "Makbeta",Andrzej Sadowski. Surowe,proste kostiumy,świet­nie scenicznie rozwiązane deko­racje,które były to lasem birmańskim to zamkiem Dunsinan,poparte projekcją znakomitych plastycznie cieni na horyzoncie - doskonale służyły aktorom i przedstawieniu. Zdumiewająca była łatwość,z jaką scena przy użyciu kilku prostych elementów przekształcała się w nowe obra­zy.

Z aktorów,prócz Mikołajskiej i Świderskiego,którzy głęboko i mądrze zagrali zwłaszcza scenę zbrodni na Dunkanie - trzeba wymienić jeszcze Henryką Bąka w roli Makdufa,wstrząsająco su­rowego w scenie z Malkolmem (Ignacy Gogolewski),z tej sceny wiało straszliwą grozą.Tu ge­niusz Szekspira sięgnął szczytu. Tu naiwna wiara w podwójną sprawiedliwość,która dosięga tyrana raz przez wyrzuty sumie­nia,a potem z ręki ludzkiej - zachwiała się w przewidywaniu i przeczuciu takiej sytuacji spo­łecznej,w której nie triumfuje żadna moralność i żadna spra­wiedliwość. Groza słów Malkolma,znakomicie wypowiedzianych przez Gogolewskiego,gdy próbo­wał prawości Makdufa - nie blaknie wobec późniejszej na­głej przemiany Malkolma w szlachetnego księcia. Szlachetny książę to jest morał i łatwa dy­daktyka - Malkolm łudzący Makdufa to straszliwa prawda. Szkoda,że tą subtelność tak ma­ło podkreśliła inscenizacja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji