Artykuły

Szok i śmiech w Operze

Na światowe prawykonanie swojego VII Koncertu fortepianowego Bogusław Schaeffer wybrał Operę i Filharmonię Podlaską. Po przygodzie z muzyką w pierwszej części wieczoru, "na drugie" podano monodram "Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego" w iście koncertowym wykonaniu Jana Peszka. Choć zawiera on końską dawkę wiedzy muzycznej, to tak podanej, że boki zrywać. Nieprofesjonaliści na widowni mogli głębiej odetchnąć i śmiać się do woli. Znawcy też - pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Porannym.

Myślałam, że orkiestra stroi instrumenty, a to już koncert się zaczął - mówi atrakcyjna, młoda brunetka. Uśmiecha się promiennie i dodaje ze swadą: - Ale ja się nie znam! Marcin Nałęcz-Niesiołowski, dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej należy do tych, co się znają, ale jest zdania, że nawet wyrobioną publiczność kompozycja Bogusława Schaeffera może wychlostać po uszach. - To może być szok dla osób przyzwyczajonych do klasycznego repertuaru - mówi.

Schaeffer jest nie tylko kompozytorem, ale też dramaturgiem. Po przygodzie z muzyką w pierwszej części wieczoru, "na drugie" podano monodram "Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego" w iście koncertowym wykonaniu Jana Peszka [na zdjęciu]. Choć zawiera on końską dawkę wiedzy muzycznej, to tak podanej, że boki zrywać. Nieprofesjonaliści na widowni mogli głębiej odetchnąć i śmiać się do woli. Znawcy też.

Trudne jest piękne

- Moja muzyka to eksperyment, który - jak każde inne doświadczenie - może się udać albo nie - mówi Bogusław Schaeffer. - To spore ryzyko, ale bez niego nie byłoby rozwoju w muzyce. Gdyby spełniać ciągle oczekiwania publiczności, popadlibyśmy w zastój.

Kompozytor uważa, że odbiór muzyki nowoczesnej, eksperymentalnej jest zawsze powierzchowny. Żeby ją ocenić i zrozumieć, trzeba byłoby ją wiele razy przesłuchać, a najlepiej byłoby zacząć od czytania partytury. - Kiedy pierwszy raz słucha pan nowej płyty jazzowej, to często wydaje się skomplikowana, trudna, nie daje pełnej satysfakcji - mówi Bogusław Schaeffer. - Jednak po miesiącu, po kilkunastu czy kilkudziesięciu przesłuchaniach muzyka zaczyna się panu coraz bardziej podobać. A przecież na płycie nie zmieniła się ani jedna nuta. Zmiana zaszła w słuchaczu.

Zdaniem Schaeffera muzyka musi być złożona i bogata, wielowarstwowa. Nie może być łatwa. - Ludzkie życie jest zbyt krótkie, by zajmować się rzeczami bezwartościowymi - mówi kompozytor. - Tymczasem cywilizacja, w której żyjemy, wszystko ściąga w dół, każe nam słuchać bzdetów. Gdy jadę taksówką, to proszę kierowcę, by wyłączył radio. Tłumaczę, że lekarz zabronił. Nie chcę tego słuchać.

0 ile muzyka Bogusława Schaeffera jest dla wybranych, to jego dramaty cieszą się ogromną popularnością. Wyrosły na nich talenty braci Mikołaja i Andrzeja Grabowskich, także Jana Peszka, którego wczoraj mogliśmy podziwiać w Filharmonii Podlaskiej.

Dramaty do śmiechu

- W czasach, gdy zaczynałem pisać, wszystko było smutne - filmy, narady, zebrania, sztuki w teatrze - żartuje Bogusław Schaeffer. - Postanowiłem napisać coś ku uciesze ludzi. Jednak zastrzega, że w jego sztukach sporo jest informacji z teorii muzyki, farsa nie przeszkadza intelektowi, komedia nie stroni od filozofii, a czasem udaje się nawet dojść do warstwy metafizycznej. - Tak musi być, bo bez pracy ducha nie można nazywać się obywatelem - jest się motłochem -mówi dramaturg i kompozytor. - Czułem się winny, że tak myślę. Rozgrzeszył mnie św. Tomasz - on, ojciec Kościoła, też używał określenia "motłoch".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji