Artykuły

Hrabal

"Obsługiwałem angiel­skiego króla" w Drama­tycznym to już druga w krótkim czasie premie­ra według Hrabala w War­szawie. Szykuje się kolej­na: Tomasz Man reżyseruje "Zbyt głośną samotność" w Studio. Z tej mody należy się cieszyć, polski te­atr zbyt długo był odwrócony plecami do czeskiej kultury i dzisiaj, kiedy fil­my z Czech wracają do kin, nie może zostawać w tyle. Pytanie tylko, co wy­nika z tego spotkania z Hrabalem. Kie­dy dwa sezony temu Agnieszka Gliń­ska reżyserowała w Ateneum "Bambini di Praga", najpierw pojechała z aktorami do Pragi, by odwiedzić tamtejsze lokale i chłonąć tzw. atmosferę. Spek­takl, który powstał po tym rekonesan­sie, skupiał się głównie na urokach ży­cia w kraju o najwyższym spożyciu pi­wa na głowę mieszkańca i był wyideali­zowanym obrazem świata, gdzie nawet oszuści oszukują z wdziękiem, a dziew­czynom nie przeszkadza, że ich adora­torzy mają obwisłe brzuchy.

Przedstawienie Piotra Cieślaka to pró­ba pokazania drugiej strony medalu i do­tarcia do głębokiego dramatu narodu, po którym historia przejechała się w XX w. niemal tak jak po Polakach. Bohater powieści "Obsługiwałem an­gielskiego króla" nie przypadkiem no­si nazwisko Dziecie. Ten mikry kelner z hotelu Praga jest istotnie dzieckiem swojej epoki, podaje piwo chyba wszyst­kim narodom starych Austro-Węgier, obsługuje Tomasza Masaryka, twórcę i prezydenta Czechosłowacji. Kiedy do Pragi wkraczają Niemcy, przypomi­na sobie, że tak naprawdę nazywa się Detsche, później rozmnaża wielki nie­miecki naród z niejaką Lizą Papanek zgodnie z zasadami narodowego socja­lizmu, a gdy do władzy dochodzą ko­muniści, dobrowolnie udaje się do obo­zu pracy dla milionerów, albowiem pod­czas okupacji zdążył wzbogacić się na znaczkach odebranych Żydom.

Historia Jana Dziecie to "Zaklęte re­wiry" skrzyżowane z "Zezowatym szczęściem", gorzki portret koniunktu­ralizmu, ale podlany hrabalowskim hu­morem i przesycony poezją. To wszyst­ko można znaleźć w warszawskim przedstawieniu: jest tam bardzo śmiesz­ny nazistowski rytuał rozmnażania, w którym aktowi seksualnemu towa­rzyszy chór Walkirii, jest komunistycz­ny obóz, w którym milionerzy grają w piłkę, jest dziecko bohatera ze związ­ku z Niemką, monstrualny potwor wbijający gwoździe w podłogę. Opowieść toczy się wartko, co jest zasługą trzech aktorów grających bohatera w różnych okresach życia: Krzysztofa Ogłozy, Waldemara Barwińskiego i Adama Ferencego. Z tej trójki najważniejszy jest Barwiński, który świetnie uchwycił zwrotny moment w życiu bohatera, kie­dy popychany przez wszystkich pikolak zdradza swój naród i idzie do Niem­ców szukać oparcia.

I tylko jedno tu nie pasuje: finał. Za­kończenie książki zostało zmienione, w spektaklu okazuje się, że Jan Dzie­cie to w rzeczywistości sam Hrabal, któ­ry kumplom w szpitalu opowiada we­sołe historyjki. Ja oczywiście rozu­miem, że widzów łatwiej jest wzruszyć tragiczną śmiercią pisarza, który wy­padł ze szpitalnego okna podczas kar­mienia gołębi, ale oprócz wzruszeń w teatrze chodzi m.in. o myślenie, a ory­ginalny finał książki jest pod tym wzglę­dem niezastąpiony. Otóż u Hrabala by­ły kelner i były milioner ląduje w sa­motnej chacie w górach, by w ciężkiej pracy odnaleźć sens życia. Czyli że ca­ły ten absurdalny XX w. nie był na dar­mo, czegoś nauczył człowieka, np. wy­leczył ze złudzeń co do wartości takich jak naród czy ideologia. Tymczasem z przedstawienia w Dramatycznym wy­nika, że pozostały po nim jedynie aneg­doty w stylu "Ck dezerterów", a prze­cież nie o to szło, nieprawda?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji