Artykuły

Nowy wraca do przeszłości

"Dzieci Zony" w reż. Grzegorza Reszki w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Czy wolność na pewno jest w nas? Czy przypadkiem nie gdzieś obok? W wózku ze złomem, ciągniętym przez bezdomnego? Pomyślcie o tym. Albo idźcie na "Dzieci zony"* do Teatru Nowego

"Za komuny było lepiej" - to zdanie na początku lat 90. XX w. przewijało się w rozmowach wielu Polaków. Niekoniecznie byłych aparatczyków i tych, którzy w beznadziejnej szarzyźnie PRL-u jakimś cudem zdołali się czegoś dorobić. Z tęsknoty za minionym systemem wzdychali często zwykli ludzie, którzy wolność wyobrażali sobie zupełnie inaczej.

Musieli się odnaleźć

Przyzwyczajeni przez dekady do funduszu wczasów pracowniczych, do tego, że państwo da im w końcu przydział na mieszkanie i kartki na cukier, nauczyli się nie oczekiwać zbyt wiele. Nie chcieli więcej, niż mieli inni. Inni mieli w końcu równie niewiele.

Nagle wszyscy musieli odnaleźć się w rzeczywistości dzikiego kapitalizmu, szalejącej inflacji i dobrobytu, który okazał się nowym zniewoleniem. Pułapką, na którą nie każdego było stać.

Jak ma się polska rzeczywistość przełomu lat 80. i 90., a także ta dzisiejsza, do tego, co tekstem uralskiego dramaturga Walerija Szergina opowiada na scenie reżyser Grzegorz Reszka i jego świetni aktorzy? Bardzo się ma.

Główny bohater "Dzieci zony" - Fiedot (Ildefons Stachowiak) żyje w Republice Czumurtii. To trochę obóz koncentracyjny (latarnie na scenie wyglądają jakby przywieziono je prosto z obozowej rampy...), a trochę zamknięte państwo, otoczone murem lukrowanej propagandy (rodem z Korei Północnej). Prezydent tego państwa nie pali, nie pije i zabrania pić i palić innym. Nie ma tu pieniędzy, są za to z góry wyznaczone racje żywności. Świat kobiet i świat mężczyzn to dwa podobozy - rodziny tworzą osobnicy jednej płci, poddani presji sztucznej poprawności politycznej. Już we wstępie spektaklu naocznie przekonujemy się, że za krytykę tego pozornie poukładanego ustroju grozi kulka w łeb.

Śmieszne? Z pozoru wcale. A jednak przez dwie godziny na widowni śmiech nie milknie. To naturalna reakcja, gdy stykamy się z absurdem. W mieście, w którym narodził się kabaret Tey, nikogo nie trzeba o tym przekonywać.

Co byśmy wybrali?

Absurdy i na scenie mają jednak swój kres: w życiu Fiedota pewnego dnia pojawia się światełko w tunelu. Do jego drzwi puka przybysz z wolnego świata - Stalker (Janusz Andrzejewski). Pedrosa - partnera Fiedota, pełniącego funkcję jego żony (w tej roli Sebastian Grek w spódnicy i drewniakach) i ich przyszywaną córkę Akczarud (Radosław Elis) Stalker namawia do ucieczki. Sprawę komplikuje natrętny sąsiad (Waldemar Szczepaniak) i przypadkowo napotkana kobieta (Agnieszka Różańska) dla niepoznaki chodząca w spodniach.

Największą przeszkodą w drodze ku wolności okazuje się jednak postawa samego Fiedota. Ma zbyt wiele do stracenia i nie zamierza rezygnować zbyt łatwo z wygodnego życia w zonie. Nie chce wyrzec się orderów i własnych przyzwyczajeń.

Co sami byśmy wybrali w jego sytuacji? Co wybieramy na co dzień - kredyt we frankach i finansowe uwiązanie do końca życia czy codzienną orkę w nadziei, że może jednak uda się wynająć coś małego i niedrogiego? A może zmywak w Londynie? Może żywot skłotersa?

Kto z nas wybiera lepiej? Gdzie kończy się wolność? Czy na pewno jest w nas? Czy przypadkiem nie gdzieś obok? W wózku ze złomem, ciągniętym przez obdartego bezdomnego? Czy jednak w wypasionym mercedesie?

Grzegorz Reszka okrasza kłębiące się w głowie pytania rockową muzyką białoruskiego zespołu Lapis Trubieckoj. Mruga do widza westernowym "pif-paf", a jednemu ze strażników zony wbija w plecy łopatę (po spektaklu aktor kłania się widowni w całej krasie swego niecodziennego kostiumu). Aktorzy doprawiają sceniczne danie dynamiczną grą. To naprawdę wielkie wzruszenie oglądać po latach (już nie oczyma nastolatki...) Ildefonsa Stachowiaka i Janusza Andrzejewskiego, buntowników z "Lotu nad kukułczym gniazdem". Sztuki zupełnie innej, ale trochę jakby o tym samym. O tęsknocie za wolnością. O zawiedzionych nadziejach. I konformizmie naszym powszednim.

* Premiera odbyła się w sobotę. Kolejne spektakle - we wtorek, środę i w czwartek na Scenie Nowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji