Artykuły

"Dzieci Zony" jak gadające głowy z telewizora

"Dzieci Zony" w reż. Grzegorza Reszki w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Sztuka Walerija Szergina "Dzieci Zony" mogłaby się sprawdzić w radio. Bohaterowie ciągle opowiadają o tym, co się dzieje (jak w serialach). Problem w tym, że to, o czym rozmawia-ją, my już znamy z innych, znacznie ciekawszych przekazów literackich i filmowych.

Akcja toczy się w Czumutrii, państwie totalitarnym, w którym osobno żyją mężczyźni i osobno kobiety. Państwo zapewnia im minimum egzystencji, a za wzorową postawę nagradza orderami. Jeśli ktoś się zbuntuje i próbuje uciec, schwytany wraca. Nie wszyscy chcą jednak uciekać, bo ten wymarzony świat niewiele różni się od tego zamkniętego. Zdarzają się jednak i tacy, jak Fiedoł (Ildefons Stachowiak), którzy wracają, by pozwolić bezpiecznie uciec innym współbraciom. W dramacie Szergina nie doszukałem się żadnych odkrywczych przemyśleń na temat granic wolności człowieka, wewnętrznego przymusu podejmowania decyzji...

Poza kolejną historią o państwie totalitarnym nie znalazłem w sztuce żadnej metafory. Jest w niej natomiast coś, co nie wybrzmiało. A szkoda. Tym czymś jest wątek obyczajowy: w tym państwie osobno żyją kobiety, osobno mężczyźni. Ale to już wina reżysera, dla którego realizacja "Dzieci Żony" jest debiutem. Naiwnie zabrzmiały też dokrętki o polskich jabłkach (sztuka powstała jeszcze przed embargiem rosyjskim). Miało byś śmiesznie i strasznie. Wyszło - nudno.

Sukces odniosły natomiast studentki scenografii Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Zrobiły scenografię ze skrzynek na owoce, skrzyni na teatralne kostiumy. Dawno nie widziałem tak funkcjonalnej, prostej i znaczącej scenografii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji