Artykuły

Fascynujący trójkąt z jedną gwiazdą

"Zelda i Scott" w reż. Romualda Szejda w Teatrze Scena Prezentacje w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Autor "Wielkiego Gatsby'ego", jego wyjątkowa żona oraz Ernest Hemingway w sztuce Renauda Meyera "Zelda i Scott".

Romuald Szejd na 35-lecie stołecznej Sceny Prezentacje wybrał opowieść, która ma szansę zrobić teatralną karierę nie tylko u nas. Bohaterami są wielkie indywidualności światowej literatury: Zelda i Scott Fitzgeraldowie oraz Ernest Hemingway. Nie jest to typowa historia trójkąta, Hemingway występuje tu trochę jako wolny elektron, przyjaciel domu. O życiu Zeldy i Scotta od lat krążą legendy. On, pisarz, nowelista, scenarzysta filmowy, w swej twórczości ukazał rozczarowanie i bunt młodego pokolenia wobec rzeczywistości po I wojnie światowej. Był nazywany kronikarzem epoki jazzu. Światowy rozgłos przyniosły mu "Wielki Gatsby" czy "Czuła jest noc".

Poznanie Zeldy Sayre stało się momentem zwrotnym w jego życiu. To ona, uważana za ucieleśnienie "nowoczesnej dziewczyny", stała się pierwowzorem słynnych bohaterek powieści męża. W trakcie małżeństwa stwierdzono u niej ataki depresji, a potem nawet schizofrenię.

Życie Fitzgeraldów było pasmem wzajemnej fascynacji, czasem wręcz uzależnienia.

Wydawało się, że są skazani na siebie. Ernest Hemingway uważał, że Zelda ma destrukcyjny wpływ na karierę Scotta. Zarzucał jej egocentryzm. Tymczasem dziś nie brak opinii, że Zelda była wyraźnie niedoceniana, a jej schizofrenia to wymysł lekarzy.

Renaud Meyer przychyla się do tezy, że była wszechstronnie utalentowaną artystką, miała szansę zostać cenioną malarką. Nie mogła jednak rozwijać swych pasji, bo żyła w cieniu słynnego męża. Dbała, by mógł się twórczo realizować, O czym zresztą napisała w autobiograficznej powieści "Save Me the Waltz".

Przedstawienie Romualda Szejda zasługuje na uwagę

przede wszystkim ze względu na Natalię Sikorę. Jej Zelda to kobieta tragiczna, walcząca o swoje prawa. Może być postrzegana jako modliszka, która walczy o życie pełne, bez hamulców, bez ograniczeń, ale które, jak łatwo przewidzieć, musi mieć tragiczny finał.

Niestety, zawiedli obaj panowie. Tomasz Ciachorowski nie zaprezentował nic z barwnej postaci Fitzgeralda i nie wchodził w żadne interakcje ze sceniczną partnerką, a Arkadiusz Smoleński jako Hemingway praktycznie nie istniał. Natalia Sikora skazana była więc na siebie. Zupełnie jak jej bohaterka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji