Artykuły

Mrożek wg Tyszkiewicza w Ateneum

- Mrożek wyczuł w nas to zwierzę, które schowało się pod przykrywką kultury. Bo przecież my tak naprawdę lubimy oglądać te wszystkie igrzyska przemocy - mówi reżyser Artur Tyszkiewicz. W sobotę w Teatrze Ateneum w Warszawie premiera "Rzeźni" Sławomira Mrożka.

Rozmowa z Arturem Tyszkiewiczem

Dorota Wyżyńska: Od prapremiery "Rzeźni" w Teatrze Dramatycznym - głośnego spektaklu w reżyserii Jerzego Jarockiego z Gustawem Holoubkiem w roli Skrzypka - minęło już 40 lat. Czego dziś szukamy w dramatach autora "Tanga"?

Artur Tyszkiewicz: Trudno powiedzieć, czy w ogóle szukamy. Mrożek rzadko gości na polskich scenach, bo jest autorem niesłychanie wymagającym. Wymagającym od aktorów i od reżysera. Jeżeli jednak sięgamy po Mrożka, to pewnie dlatego, że mamy poczucie absurdu rzeczywistości, w której żyjemy, a właśnie jego twórczość ten absurd doskonale chwyta, oswaja i opisuje. Nie bez powodu do powszechnego użycia weszło powiedzenie, że coś jest "jak z Mrożka". Mrożek to wnikliwy obserwator, który definiuje to, co codziennie widzimy wokół siebie. Można stwierdzić w związku z tym z przerażeniem, że rzeczywistość jest niezmienna od dziesięcioleci.

Nad sztukami Mrożka miałeś okazję pracować na samym początku swojej reżyserskiej drogi. W 1994 roku byłeś asystentem Erwina Axera przy "Miłości na Krymie", a rok później przy "Ambasadorze" w Teatrze Współczesnym. Co ten wybitny reżyser mówił ci o Mrożku? Co zapamiętałeś z jego wskazówek?

- Miałem szczęście obserwować pracę Erwina Axera - reżysera, który wprowadzał na polską scenę teksty Mrożka, można powiedzieć, że był ich pierwszym scenicznym interpretatorem. Interpretatorem, który doskonale wiedział, że Mrożek to przede wszystkim myśl i dialog. Świat Mrożka jest tworzony przez słowo, zawiera się w rozumie, a nie emocjach. Obserwowałem na próbach, jak Erwin Axer pracował z aktorami nad dialogiem. To było mistrzostwo. W efekcie tej pracy, z samej rozmowy powstawał cały świat. Spektakl rodził się ze słowa. To była niezwykła szkoła, nie tylko Mrożka, ale teatru w ogóle.

Mrożek pisał "Rzeźnię" nie na scenę, lecz dla radia jako słuchowisko.

- To prawda. "Rzeźnia" jest tekstem, który wymaga od reżysera adaptacji scenicznej. To daje pewną wolność interpretacji, można powiedzieć, że ilu reżyserów tyle "Rzeźni". Niemniej jednak staram się w mojej pracy w teatrze, aby autor był głównym bohaterem wieczoru i tak jest w tym przypadku. Jest to moja interpretacja "Rzeźni", ale jednak cały czas staram się, aby to był Mrożek, oczywiście tak, jak ja go rozumiem.

Jest to tekst bardzo nierealistyczny, w mojej adaptacji większość zdarzeń dzieje się w głowie głównego bohatera. To była największa trudność adaptacyjna, jak wytłumaczyć na scenie na przykład ożywanie posągu Paganiniego tak, aby uniknąć taniego grepsu, aby ten fakt rzeczywiście coś znaczył. Stworzenie wiarygodnej rzeczywistości, która jest sterowana wyobraźnią głównego bohatera, to największa trudność. "Rzeźnia" jako słuchowisko operuje dużą ilością słów, które mają pobudzić wyobraźnię słuchacza, natomiast reżyser, wiele słów powinien zamienić na obrazy, które pobudzą wyobraźnię widza.

Paganini zmienia się w rzeźnika, a filharmonia w rzeźnię, w której ma się odbyć koncert na "dwa woły, obuch, nóż i siekierę". Gdzie dziś mógłby odbyć się ten koncert?

- Myślę, że codziennie w telewizji odbywają się takie "koncerty". Dziś tylko to, co szokuje, co uderza publiczność obuchem w głowę, ma szansę na popularność, na tzw. oglądalność. Czasami mam poczucie, że nasza kultura zmierza w kierunku ideału rzymskiego, w stronę Koloseum.

Ostatnia warszawska inscenizacja "Rzeźni" miała miejsce 10 lat temu w Teatrze Narodowym, na nieistniejącej już scenie Teatru Małego. Reżyserka Agnieszka Lipiec-Wróblewska mówiła wtedy w wywiadzie dla "Wyborczej": "Dziś po wszystkich spektakularnych obrazach śmierci w zamachach terrorystycznych i traktowaniu zabijania jako widowiska, sztuka Mrożka okazuje się tekstem, który wyprzedził swój czas...".

- Dodałbym, że czas dogonił sztukę Mrożka. Żyjemy w czasach coraz głębszej degradacji kultury na wszystkich poziomach. Mrożek czuł to zagrożenie już w latach 70., kiedy oglądał przerażony wyczyny akcjonistów wiedeńskich. Żyjemy w czasach, w których nie liczy się subtelność myśli. Tylko to, co szokuje, co krzyczy do nas, jest zauważane. Wiadomości telewizyjne ociekają przemocą i brutalnością, kierowcy w miejskich korkach są gotowi rzucić się sobie do gardeł. Mrożek wyczuł w nas to zwierzę, które schowało się pod przykrywką kultury. Bo przecież my tak naprawdę lubimy oglądać te wszystkie igrzyska przemocy. Gdzieś w nas głęboko, mimo tysięcy lat rozwoju cywilizacji, to zwierzę tkwi. Zacytuję Rzeźnika ze sztuki Mrożka "Muzyka może być, albo nie być. Ale Rzeźnia być musi."

Teatr Ateneum: "Rzeźnia" Sławomira Mrożka, reżyseria: Artur Tyszkiewicz, scenografia: Justyna Elminowska, muzyka: Jacek Grudzień, ruch sceniczny: Jarosław Staniek, reżyseria światła: Mateusz Wajda. Występują: Tomasz Schuchardt, Magdalena Zawadzka, Emilia Komarnicka, Piotr Fronczewski, Henryk Łapiński, Dariusz Wnuk. Premiera: 7 lutego 2015 r.

Artur Tyszkiewicz, dyrektor artystyczny Teatru im. Osterwy w Lublinie, absolwent wydziału reżyserii Akademii Teatralnej w Warszawie. Sięga po teksty Hanocha Levina, Ionesco, Geneta, Mrożka i Gombrowicza. Pracował m.in. w Teatrze Narodowym w Warszawie, w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, w Teatrze Polskim w Poznaniu. W Teatrze Ateneum w 2011 roku reżyserował sztukę Hanocha Levina "Shitz".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji