Artykuły

Dyrektor i hunwejbini

- To jest nagonka - mówi Tadeusz Słobodzianek. - To słaby teatr - odpowiadają jego krytycy. Awantura o Dramatyczny to tak naprawdę spór o to, jakiego teatru Polacy potrzebują - pisze Dawid Karpiuk w tygodniku Newsweek.

Paweł Demirski: - Słobodzianek nie chce źle. On się po prostu na tym nie zna. Rozwalił ten teatr. Tadeusz Słobodzianek o Demirskim: - Nie odpowiada mi bolszewicki PR, który uprawia. Magda Fertacz, dramatopisarka: - Tadeusza już dawno opuścili najzdolniejsi. Antoni Libera: - Nieudacznicy atakują wybitnego człowieka. Paweł Demirski i Monika Strzępka: - Słobodzianek, idziemy po ciebie.

1. Dyrektorski gabinet Tadeusza Słobodzianka robi wrażenie. Jest spora biblioteka, dużo dramatu, dużo prozy. Czechow, Szekspir, Dostojewski, z nowszych rzeczy m.in. Masłowska i Ostachowicz. Sporo nadesłanych sztuk. Na ścianach plakaty z realizacji "Naszej klasy" na świecie: w Londynie, Budapeszcie i Tokio. "Nasza klasa" to wielki sukces Słobodzianka dramatopisarza. Jeszcze są portrety bohaterów dyrektora: Swinarskiego, Jarockiego, Łomnickiego, Dejmka. Dejmek jest szczególnie ważny, "wielki majster teatru, wybitny intelektualista" - mówi o nim Słobodzianek. Nie zapominał o widzu, miał w zwyczaju pytać: "Co na to pan Kuśpitowski? Czy Kuśpitowski to zrozumie?".

Gabinet mieści się w Pałacu Kultury, groteskowej pamiątce po komunizmie. To ironia losu, bo Słobodzianek urodził się na Syberii, jego rodzice przeżyli piekło dwunastu lat łagrów. Los zresztą często bywa ironiczny. Kolejna ironia polega na tym, że kiedyś jako młody krytyk atakował starych mistrzów, a dzisiaj sam jest atakowany.

"Słobodzianek, idziemy po ciebie" - piszą Paweł Demirski i Monika Strzępka w "Gazecie Stołecznej". - Czy czuję, że idą? - Słobodzianek rozkłada ręce. - Ktoś złośliwie napisał, że szli, ale doszli tylko do baru Studio. A zresztą to nie jest spór o teatr. To jest spór o stanowiska.

2.

Mówią o nim: "car Slobodan". Dramatopisarz, krytyk, reżyser. Laureat Nagrody Nike za "Naszą klasę". Wieloletni dyrektor Laboratorium Dramatu, od kilku lat szef Teatru na Woli. Od jesieni 2012 r. także Teatru Dramatycznego i sceny Przodownik. Cztery sceny, którymi rządzi, dostają prawie czternaście milionów dotacji rocznie. Słobodzianek ma opinię trudnego człowieka. Przychodzi do teatrów, robi rewolucję, odchodzi w atmosferze konfliktu.

- Od początku kariery artystycznej kłócił się z ludźmi, z którymi pracował - opowiada Maciej Nowak. Wymienia nazwiska: Janusz Stokłosa, Mikołaj Grabowski, Piotr Tomaszuk. - Ja jego gustu teatralnego nie cenię, ale rozmawiamy. Mam poczucie, że to jest facet, który najbardziej rani tych, którzy są mu życzliwi. Jan Englert swojego czasu chełpił się, że on się z Tadeuszem nie pokłóci. Skończyło się klęską. To jest wybitny artysta, wybitny pisarz. Ma prawo robić teatr według swoich standardów, tyle że one są anachroniczne.

Dramatopisarka Magda Fertacz opowiada, że Słobodzianek potrafi rozkochać w sobie ludzi. Zwłaszcza tych, których uczy. - W Laboratorium miał niesamowity zestaw - opowiada. - Wszyscy tam byli: Redbad Klijnstra, Robert Bolesto, Paweł Jurek, Tomek Man, Michał Walczak, Maja Kleczewska, Jan Klata, Łukasz Kos, Remek Brzyk, Gośka Sikorska-Miszczuk. Rozwalić taką drużynę to wielki wyczyn. Wtrąca się w projekty, reżyserom mówi, jak mają reżyserować, pisarzom - jak pisać. U niego nie ma miejsca na samodzielność. Każdą próbę usamodzielnienia traktuje jak zdradę.

Fertacz opowiada anegdotę o aktorce, która nie chciała się rozebrać w spektaklu. Słobodzianek miał powiedzieć: "Przecież to jedyne, co masz do pokazania. Nie masz twarzy, nie masz talentu, pokaż chociaż cycki". - Ale to nie jest istotne - mówi Fertacz. - Istotne jest to, że starając się o stanowisko, podał listę twórców, których chciał zaprosić do Dramatycznego. Współpraca nie udała się właściwie z nikim.

Współpracy z nową dyrekcją Dramatycznego odmówili uznani twórcy (m.in. Krystian Lupa) i młodzi dramatopisarze, których Słobodzianek wychował w Laboratorium Dramatu. Wielu z nich nie chce dziś o nim słyszeć.

- Jeszcze nawet nie zaczęliśmy pracować nad sztuką, a już zaczęty się konflikty - wspomina Magda Fertacz. - On jest niesamowitym psychologiem, potrafi grać emocjami ludzi, zwłaszcza aktorów. Pomyliła mu się umiejętność kreowania światów w dramacie z rzeczywistością. On rozgrywa ludzi tak, jakby robił to na papierze.

3.

- Czy chcemy wziąć Dramatyczny? - Paweł Demirski ugniata w palcach papierosa. W barze Studio nie wolno palić. - Na etapie, na którym teraz jestem, nie potrzebuję żadnego teatru. W tym sensie Dramatyczny nie jest mi do niczego potrzebny. Żal tego miejsca i tego zespołu. To po prostu boli - biernie patrzeć, jak na twoich oczach rozpada się taka wartość. Najgorsze, że rozpada się nieodwracalnie.

Demirski z Moniką Strzępka odnieśli w Dramatycznym duży sukces ze sztuką "W imię Jakuba S." Premiera odbyła się pod koniec 2011 r. Dyrektorem teatru był wtedy Paweł Miśkicwicz. Za jego kadencji Krystian Lupa wystawił w Dramatycznym m.in. "Personę. Marylin" i "Ciało Simone". Wybitne spektakle. Wcześniej, jeszcze w czasach Piotra Cieślaka, wystawił tam genialne "Wymazywanie" według Bcrnharda.

Takich sukcesów brakuje teatrowi Słobodzianka. Pod jego dyrekcją Dramatyczny podryfował w kierunku teatru środka, co spotkało się z ostrą krytyką, tym bardziej że o teatry stroniące od inscenizacyjnych eksperymentów w Warszawie nietrudno.

- Myślenie o widowni jako o klasie średniej, która chce teatru środka, jest fałszywe - mówi Demirski. - Ten powtarzany w kółko refren, żeby nie eksperymentować, bo widownia ucieknie. To nie ma sensu. Najlepszym przykładem jest Teatr Polski we Wrocławiu. Tam są wiecznie wyprzedane bilety, a kto tam pracuje? Lupa, Klata, Zadara, Garbaczewski, Miśkiewicz, my i tak dalej. Dramatyczny to jest teatr w centrum Warszawy, wybudowanie czegoś na spalonej ziemi, a moim zdaniem tam już są zgliszcza, zajmuje sporo czasu. Na ten teatr idą godne pieniądze. Jak się dobrze dzieje w teatrze, to go ludzie bronią rękami i nogami. Jak zaczyna się źle dziać, to natychmiast wszyscy o tym mówią.

- Szukam teatru środka - odpowiada Slobodzianek. - Uważam, że warszawski widz ma prawo mieć teatr, do którego może przyjść, żeby zobaczyć znakomity dramat wystawiony po bożemu, a nic lewą ręką przez prawe ucho. Choć oczywiście nie mam nic przeciwko scenom, na których wystawia się prawą ręką przez lewe ucho.

Demirski: - Teatrów środka jest w Warszawie dużo. Najlepszym przykładem jest Teatr Współczesny. To nie jest moja bajka, ale widzę jakość w tym, co tam robią. A w Dramatycznym tego nie ma. To nie jest teatr środka, to jest po prostu teatr źle zrobiony. Błędem była decyzja miasta o połączeniu tych scen. Słobodzianek: - Młodzi artyści myślą, że teatr artystyczny polega na tym, że powinni przez rok wstrzymać działalność repertuarowego teatru, dostawać takie honoraria jak amerykańscy reżyserzy musicalowi (aktorzy w tym czasie mogą sobie pracować, oczywiście za pensję mniejszą niż polski nauczyciel), a to, czy widzowie na to przyjdą, czy nie, jest sprawą drugorzędną.

W słynnym już tekście "Słobodzianek, idziemy po ciebie" Demirski i Strzępka piszą: "Z zapowiadanych zmian niewiele dla Dramatycznego wyniknęło. Ledwo które przedstawienie może aspirować do miana teatru środka, większość z nich to żenujące klapy. Coś nie działa w tym teatrze.I najprawdopodobniej jest to strategia dyrektora". - To głos środowiska - mówi Demirski. - Na mieście się mówi: "Co tam się dzieje w tym Dramatycznym, skandal". Tylko nikt tego nie rozwija. A my mamy takie temperamenty, że postanowiliśmy napisać ten tekst.

4.

Tadeusz Slobodzianek opowiada anegdotę o dramaturgach. Rosyjski musi stoczyć się na dno, żeby potem opisywać ból człowieka. Dramaturg niemiecki musi zostać filozofem, żeby pisać filozoficzne teksty. Dramatopisarz polski uważa, że rząd źle rządzi i on powinien go zastąpić. A angielski opowiada ludziom ciekawe historie i zarabia na tym pieniądze. - Anglosaska dramaturgia rządzi teatrem na świecie - mówi Słobodzianek. Od początku chciał organizować Dramatyczny według modelu anglosaskiego.

- Widzowie w Warszawie przychodzą po pierwsze na aktorów, po drugie na temat i dopiero na końcu na reżysera. Reżyserzy są królami na festiwalach. Przeciętny widz przychodzi na aktora. Teatr Dramatyczny nigdy nie był teatrem awangardowym - przekonuje.

Pokazuje wyliczenia. Dwadzieścia spektakli. Sto trzynaście pozytywnych recenzji. Pięćdziesiąt sześć negatywnych i 36 nie wiadomo jakich. - Dużo się o nas pisze. Wbrew pozorom raczej pozytywnie.

Krytykowany z wielu stron dyrektor broni się frekwencją. Średnio powyżej siedemdziesięciu procent. - Na małych scenach zwykle są komplety. Na dużej mamy prawie 500 miejsc. "Edyp" - średnia publiczność to 385 widzów, "Kupiec wenecki" - 350. Za mojego poprzednika największą frekwencję miały "Persona. Marilyn" - średnia frekwencja 203 osoby i "W imię Jakuba S." - 175- Te teatry, do których się nie chodzi, są super, a my jesteśmy źli, bo do nas przychodzą?

- Ma wielki szacunek do tekstu i autora - mówi o Słobodzianku Antoni Libera, pisarz, reżyser i tłumacz. - Te ataki na niego są skandaliczne. To są hunwejbini, niczego nie potrafią, niczego nie uszanują. Nie mają ani kultury, ani kindersztuby. Słobodzianek przewyższa ich pod każdym względem.

5.

- Wszyscy postanowili zapomnieć o okolicznościach, w jakich Słobodzianek został dyrektorem Dramatycznego - komentuje Paweł Demirski. - A to był pseudokonkurs przeprowadzony na zasadach, których nie ma w ustawie. Trzeba zacząć rozmawiać o skutkach tego zdarzenia. Moim zdaniem to ostatecznie kompromituje ideę konkursu w teatrach. To miała być najlepsza droga, eksperci mieli oceniać. Jak masz klub piłkarski, to robisz konkurs na trenera? To jest jakaś technokratyczna brednia.

- Ja nigdy nie będę kandydował - dodaje Maciej Nowak, którego stawia się wśród potencjalnych kandydatów, ilekroć jakiś teatr traci dyrektora. - Konkursy to jedna z przyczyn funkcjonalnej upadłości polskiego teatru. Za nimi idzie polityka niskich kosztów, także społecznych. Robienie teatru bez napięć, bez konfliktów. Konkurs oznacza, że artysta zabiega. Czyli obniża swoją cenę.

Tadeusz Słobodzianek dalej szuka teatru środka. Przekonuje, że widz w Warszawie powinien mieć taki teatr. - Artyści teatralni, tacy, którzy chcą być sobie sterem i okrętem, to często artyści jednego przedstawienia. Jest stereotyp konfliktu: artysta cygan kontra mieszczuch burżuj. Często bywa tak, że ci kontestatorzy burżuja na końcu swojej drogi okazują się jeszcze większymi burżujami.

Konflikt trwa w najlepsze i będzie trwał przynajmniej do końca kadencji Tadeusza Słobodzianka, czyli jeszcze przez dwa lata. Pozostają pytania. Czy dyrektor teatru może mieć własną wizję repertuaru? Oczywiście. Czy może być to teatr zachowawczy? Czemu nie. Ale czy jedna z najważniejszych scen w Warszawie ma prawo nie mieć dużych sukcesów? Nie ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji