Artykuły

Tu nie biją, tu krytykują

- Słobodzianek w autorach "Wyborczej" widzi załogę czołgu szturmującą "jego teatr". Kryjąc się przed pancernym zagonem, rozstawia miny. Tyle tylko, że dyrektor Dramatycznego to dziwny przypadek sapera, który myli się więcej niż raz - pisze redaktor naczelny "Gazety Stołecznej" Michał Wybieralski.

Na łamach "Stołecznej" toczy się dyskusja o polityce kulturalnej Warszawy. W ostatnim czasie przyglądaliśmy się szczególnie Teatrowi Dramatycznemu. Działa on w obecnym kształcie od 2012 r., kiedy w ekspresowym tempie i bez szerszych konsultacji władze miasta połączyły trzy instytucje kultury: Dramatyczny, Scenę Przodownik i Teatr na Woli, kierowany wówczas przez Tadeusza Słobodzianka.

Na czele tego konglomeratu Słobodzianek nie stanął w wyniku otwartego konkursu, co również budziło kontrowersje. "Tygodnik Powszechny" krytykował wówczas "pełną ignorancji i samozadowolenia politykę kulturalną władz". Jacek Sieradzki, naczelny miesięcznika "Dialog", pisał o decyzji ratusza: "Ponad wszelką wątpliwość nie wzięła się ona z jakiejkolwiek chęci uracjonalnienia życia teatralnego. Z głębszego planu, który w logiczny sposób rozłożyłby na warszawskie sceny rozmaite funkcje tudzież obsługę różnorakich segmentów widowni. Nie ma żadnego takiego planu". Sieradzki pisze o polskim teatrze czwartą dekadę, a "Dialogiem" kieruje od lat 24.

W ostatnich tygodniach wzięliśmy pod lupę efekty decyzji z 2012 r. Na nasze teksty Tadeusz Słobodzianek odpowiedział swoim, zatytułowanym "Przepraszam, czy tu biją?" (weekendowe wydanie "Stołecznej"; wcześniej dyrektor odmówił nam spotkania i wywiadu). Otóż nie biją, ale krytykują. Od tego jest prasa - by patrzeć władzy na ręce, rozliczać ją z posunięć, by udostępniać swoje łamy tym, którzy chcą się wypowiedzieć w ważnych dla miasta kwestiach, nawet w ostrej formie. Słobodzianek sam niegdyś był bezlitosnym krytykiem teatralnym, publikującym pod pseudonimem Jan Koniecpolski. Gdy obejmował prestiżowy teatr w centrum Warszawy, musiał się liczyć z oceną swojej pracy.

Kibicujemy Tadeuszowi Słobodziankowi

Słobodzianek w autorach "Wyborczej" widzi załogę czołgu szturmującą "jego teatr". Kryjąc się przed pancernym zagonem, rozstawia miny. Tyle tylko, że dyrektor Dramatycznego to dziwny przypadek sapera, który myli się więcej niż raz. Pisze, że krytyka jego dyrekcji to lekceważenie solidnego, opartego na porządnej literaturze teatru w imię modnych dziwactw. W dowcipnym tonie broni się, że ufa Sofoklesowi i Szekspirowi, którzy znają się na swojej robocie. Żarty żartami, ale nasi autorzy nie zwalczają Sofoklesa ani nie planują zamachu na Szekspira. Na łamach "Stołecznej" wielokrotnie docenialiśmy inscenizacje klasycznych dramatów i adaptacje wielkiej literatury. Problem nie w tym, co się wystawia, ale jak się to robi. Nie jest prawdą, że tylko my widzimy problem w Dramatycznym. Jacek Wakar z "Dziennika Gazety Prawnej" stwierdzał niedawno, że "Dramatycznemu brakuje sukcesu".

Słobodzianek chwali się, że za jego dyrekcji miasto mniej dopłaca do biletów w Dramatycznym. Ale finansowo radzą sobie też teatry komercyjne, jak choćby działające po sąsiedzku Szóste Piętro Michała Żebrowskiego. Bez miejskich milionów. Miarą sensowności publicznego mecenatu nie powinny być jedynie dopłaty do biletów. Nie szkoda publicznych pieniędzy, kiedy idą one na powszechnie dostępne dobra kultury wysokiej jakości. To o tę jakość toczy się spór.

Słobodzianek chwali się wzrostem frekwencji. Ale na Dużej Scenie im. G. Holoubka - tej, która wcześniej stanowiła Teatr Dramatyczny - frekwencja wynosi ledwo 60 proc. Więcej widzów - i to w liczbach bezwzględnych - ma mniejszy Teatr Studio. Średnią w Dramatycznym ratują dołączone po 2012 r. mniejsze sceny - łatwiej je wypełnić. Pokazuje to ostatni raport MKiDN.

Teatry pochłaniają największą część funduszy przeznaczanych przez Warszawę na kulturę. Te pieniądze powinny być dzielone według czytelnego planu, a samorząd musi prowadzić ewaluację swojej polityki kulturalnej. O tym będziemy rozmawiać w jutrzejszym wydaniu z Tomaszem Thun-Janowskim, dyrektorem Biura Kultury. Dyrektorzy instytucji kultury powinni z kolei realizować program, który ogłaszają, gdy obejmują stanowisko. Kibicujemy w tym Tadeuszowi Słobodziankowi, przed nim jeszcze prawie dwa i pół roku gwarantowanych kontraktem rządów w Dramatycznym. To dużo czasu, by wiele jego zapowiedzi programowych zostało wreszcie zrealizowanych.

PS Nie jest prawdą, że - jak pisał Słobodzianek - recenzent "Wyborczej" Witold Mrozek był jedynie na pięciu z 21 tytułów w Dramatycznym. Bywał tam częściej, nieraz z biletem, a nie prasowym zaproszeniem, które tak skrzętnie wylicza dyrektor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji