Artykuły

Morderstwo w afekcie

"Roberto Zucco" jest ostatnim dramatem wybitnego francuskiego pisarza Bernarda-Marie {#au#1334}Koltesa{/#}; dramatem, który zrobił wielką karierę już po przedwczesnej śmierci swego autora. Pięć, sześć lat temu przeszedł tryumfalnie przez zachodnioeuropejskie sceny, zwłaszcza niemieckie; znakomity spektakl wystawił Peter Stein, po nim nastąpiło parę przedstawień mniej może znakomitych, ale w świetnych teatrach. Częściowo oparta na autentycznej biografii francuskiego zbrodniarza, jest to historia wyrzutka, który zabija oboje rodziców, policjanta, a po publicznym, terrorystycznym seansie - wypieszczonego synka niewyżytej mieszczki. Ucieka z więzień, ucieczka wiedzie przez speluny, podmiejskie kolejki, ubogie domy. Jedynym czystym punktem jego życia jest miłość do Dziewczynki (pozbawionej nawet w dramacie własnego imienia), posłanej przez brata na ulicę - ekspresjonistycznej Heilige Hure.

Zucco ginie, po raz kolejny uciekając z więzienia po dachu, prosto w słońce; spada z tego dachu. Zbrodniarz-męczennik - zniekształcenia jego osobowości odbijają zniekształcenia społeczeństwa, które ją wydało, czy zniekształcenia egzystencji, na którą człowiek jest skazany; czy zniekształcenia świata, w którym ta egzystencja zachodzi. Zbrodniarz symptomatyczny, jak Laçenaire czy Piotr Riviere; trochę człowiek byroniczny, trochę nietzscheański, trochę Raskolnikow, trochę

na końcu Ikar, wiele by o nim mówić. Dramat Koltsa stanowi jedno ze sztandarowych dzieł nowego ekspresjonizmu, prądu nader istotnego w teatrach Europy ostatnich lat. Ogniskującego się, rzecz jasna, we wspomnianych już Niemczech.

W Polsce "Roberto Zucco" miał już parę inscenizacji. Najnowsza, Krzysztofa Warlikowskiego w poznańskim Teatrze Nowym, jest przedstawieniem bardzo nierównym. Należący do młodego pokolenia reżyser spędził kilka lat we Francji; jego spektakl stanowi wyraźną próbę importu żywych w tej chwili na Zachodzie estetyk i artystycznych technik, u nas rozpowszechnionych słabo. O nowym ekspresjonizmie była już mowa, próby wykorzystania tej poetyki w poznańskim spektaklu są bardzo interesujące. Najdobitniej widać je w początkowej scenie z matką. Roberto przychodzi do niej uciekłszy z więzienia, w którym siedział za zabójstwo ojca; skłania ją do wydania kurtki-panterki, która dla niego stanowi symboliczny ubiór siły i niezależności. Dusi matkę na końcu. Kazimiera Nogajówna próbuje tutaj ekspresjonistycznego aktorstwa: mówi nienaturalnym, martwo afektowanym głosem, siedzi nieruchomo, panterkę zaś rodzi niejako z samej siebie, wydobywając ją, zmiętą, spod odzieży. Scena, w której Roberto przebiera się w odzyskany mundur, stanowi w pełni już symboliczne jego nowe narodziny.

O poetyce campu pisałem obszerniej przed miesiącem; Warlikowski wprowadza w scenach z nocnych spelun nieśmiałe jej elementy. Obszerniejszy za to i bardziej istotny użytek czyni z technik multimedialnych, tj. z połączenia gry w żywym planie z komentującymi ją i przerywającymi obrazami wideo. Służą temu dwa duże telewizory po dwu stronach sceny; wyświetlają miejskie, symboliczne obrazki-przerywniki: gołębie, spacerującego leniwie kota. Na końcu przedstawiają postać na dachu, jej skok i obserwujący wszystko, podekscytowany tłumek uczestników spektaklu.

Skoro o dekoracji mowa - bo telewizory wchodzą w jej skład - trzeba przyznać za nią wysokie noty Małgorzacie Szczęśniak. Szkielety technicznych urządzeń scenicznych, rzadkie meble - stół, parę krzeseł, ławeczki pod betonową ścianą na stacji metra, wszystko w zimnokolorowych światłach jarzeniowych tworzy nastrój nocnych zaułków czy odpychających przedmieść bez wyjścia.

Teraz wady przedstawienia: nieznośnie sentymentalne afektowanie niektórych scen wykracza poza dozwoloną ostentację ekspresjonistyczną. Wynika raczej z niedostatku dyscypliny, przez który wizja nie może osiągnąć właściwego chłodu i właściwej drapieżności, rozmaśla się w melodramatyzmie. Nieumiejętnie postawione bywają akcenty; kiedy pod koniec napiętej sceny w parku Zucco zabija chłopczyka, strzał rozwleczony jest pantomimicznie tak bardzo, że zaciera się przez to istotne znaczenie czynu; jak gdyby był on niedostatecznie ważki i trzeba go było nagłaśniać. W rezultacie - epizod traci na wadze. Szkolny niemal przykład braku wyczucia środków, którymi się operuje; błąd braku doświadczenia.

Grzech sentymentalizmu odbija się na przedstawieniu niejednokrotnie; różne też bardzo bywa tu aktorstwo. W zasadzie reżyser nie buduje zresztą psychologicznych portretów, nie każe aktorom cieniować swych postaci; grają oni raczej nastrój, schemat, napięcie. I znów: mogłoby się to mieścić w założonej poetyce, ale wtedy musiałoby być znacznie precyzyjniejsze, wypracowane, sformalizowane, na wzór opisanej sceny z matką. Bez tego pojawia się czułostkowość, nagłe emocjonalne przedęcia psują nastrój Zucco (Redbad Klijnstra) przestaje być wiarygodny w swych monologach; Dziewczynka (Agnieszka Różańska) staje się zbyt zajęta własną urodą.

Zbity tłum młodzieży na widowni świadczy o tym, że Warlikowskiemu - czy może Koltesowi po raz kolejny - udało się trafić w czułe struny nastolatków. Trudno jednoznacznie odebrać to przedstawienie; chwilami jego plusy równoważą się niemal z minusami. Amalgamat nowych technik i starego melodramatyzmu, formalnych prób i formalnej bezwładności; gorzkiego dystansu i przesłodzonego roztkliwienia. Tak czy inaczej ciekawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji