Artykuły

Joanna Szczepkowska: Wychodzę za burtę

- Ktoś powiedział do mnie: "Wierzgaj, wierzgaj, szybko przestaniesz wierzgać". Może to mnie tak jakoś postawiło na baczność i powiedziałam sobie: "Nie przestanę". Połączyłam życie teatralne z życiem publicystycznym. To bardzo trudne i niezręczne w zespole teatralnym. Tak naprawdę aktorzy powinni chować się za rolą.

Gabriela Cagiel, Mateusz Borkowski: Jak reagują na panią ludzie, kiedy wsiada pani do tramwaju?

Joanna Szczepkowska: Nie wiem. Czuję się częścią ulicy. Chyba nie zachowuję się jak osoba publiczna. Jeśli wsiadam do tramwaju czy autobusu, a wsiadam coraz częściej, to nie jest tak, że cały autobus na mnie patrzy. Z zasady nie gram w serialach, nie występuję w reklamach, nie jestem osobą aż tak rozpoznawalną ani się tak nie noszę. Mam chyba dość niepozorną sylwetkę.

W nawiązaniu do wydanej niedawno autobiografii: czuje się pani dziś wygrana czy przegrana?

- Ten tytuł, czyli "Wygrasz jak przegrasz", właściwie można przełożyć na proste powiedzenie "co cię nie zabije, to cię wzmocni". Coś w tym jest. Zaczynałam od naprawdę różowej rzeczywistości. Prawie co tydzień występowałam w Teatrze Telewizji, oglądały mnie miliony widzów. To było takie trochę beztroskie życie. Teraz jest trudniej, dużo, ale jakby ciekawiej.

To znaczy?

- Muszę walczyć. Wcześniej nie musiałam. Muszę doceniać to, co jest, wcześniej nie musiałam.

Dla jednych jest pani osobą, która rozpala do białej gorączki, dla innych przykładem życia w zgodzie ze sobą. "Ona mówi, co myśli, nie oglądając się na konsekwencje, dlatego jest bezcenna" - zauważa Joanna Krakowska, która docenia pani nonkonformistyczną postawę.

- Takie mam założenie na życie. Nie przemilczam myśli niewygodnych. Tak jak napisałam w pierwszej części swojej autobiografii "Kto Ty jesteś", to się zaczęło w liceum. Okazało się, że bardzo dobrze strzelam, więc chcieli mnie wysłać na olimpiadę strzelniczą, ale odmówiłam, bo tam trzeba było strzelać do sylwetki ludzkiej głowy. To był taki mój pierwszy bunt.

Nie mówiono pani, że spokornieje z czasem?

- Ależ oczywiście, bardzo dobrze pamiętam te słowa. Ktoś powiedział do mnie "wierzgaj, wierzgaj, szybko przestaniesz wierzgać". Może to mnie tak jakoś postawiło na baczność i powiedziałam sobie: "nie przestanę".

Aktywnie komentuje pani rzeczywistość. Nigdy nie żałowała pani tego, że wygłaszając swoje poglądy, traci na tym jako aktorka?

- Nigdy. Żyję zgodnie ze swoim temperamentem, a to coś więcej niż aktorstwo. Naprawdę dobrze rozumiem, że mnie trochę eliminują ze środowiska. Od czasu premiery "Ciało Simone" w Teatrze Dramatycznym nigdy nie wyszłam z inicjatywą do żadnego dyrektora, żeby mnie zatrudnił. Ja naprawdę znam cenę swoich wyborów.

Ostatnie kontrowersje wzbudził felieton "Na drugie mam Said" dla "Rzeczpospolitej" czy wpis na Facebooku, w którym wyraża pani sprzeciw wobec Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Znów pani dzieli.

- Nie sądzę, żebym miała aż taką siłę i zamiary. Może zresztą jakąś moją siłą jest to, że nie mam najmniejszych apetytów politycznych ani profitów finansowych związanych z moimi poglądami, i nie zależy mi na wzroście popularności. Po prostu piszę to, co głęboko czuję. Co do "Saida" - nikt się nie gromadził w sprawie ścinania głów niewinnym ludziom, a zgromadzono się, kiedy zabito prześmiewców. Dla mnie to schizofrenia epoki.

I tak samo szczerze, po kilkukrotnym przeczytaniu tekstu konwencji, z czystym sercem uważam, że konwencja ma charakter ideologiczny i nie dotyczy wcale przemocy wobec kobiet. Choć nie głosuję na PiS, to w tym wypadku całkowicie się z nim zgadzam.

Co wywołuje w pani taki opór? Przecież przemoc wobec kobiet wymaga podjęcia zdecydowanych kroków.

- Każda przemoc wymaga zdecydowanych kroków. Przemoc nie może być ważniejsza i mniej ważna. Istnieje też przemoc kobiet wobec kobiet. Kobiety to nie są zastępy aniołów. Konwencja powołuje się na odwieczny "problem dominacji mężczyzn", co jest kompletnie niezgodne z duchem naszego czasu. To jest czas kobiet. Są silniejsze niż kiedykolwiek i też mogą wykorzystywać mężczyzn. Konwencja jest kompletnie przestarzała i nie dotyka prawdziwych problemów kobiet, przynajmniej europejskich.

Widzi pani lepsze rozwiązanie?

- Jeśli chodzi o samą konwencję, to wystarczy skupić się na przemocy jako takiej, bez określania płci której przemoc dotyczy. Jestem przekonana, że nie przemoc jest istotą problemów kobiet współczesnych. Kobiety i mężczyźni są zwyczajnie przemęczeni tempem życia i z całą pewnością nie należy im wciskać konieczności "usamodzielnienia". To feministyczny punkt widzenia, a to za mało, żeby stanowić prawo.

Lada dzień w Łaźni Nowej premiera pani sztuki "Pelcia, czyli jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu" [na zdjęciu].

- Nareszcie. Bartosz Szydłowski przeczytał mój tekst i powiedział "robimy to". O coś takiego mi chodziło. Teatr, według

mnie, wymaga trochę wariackiej, ale i gorącej atmosfery.

W tej samej Łaźni Krystian Lupa pracuje nad swoim projektem. Nie obawia się pani, że spotka go na korytarzu?

- To nie byłoby łatwe spotkanie. Zdaję sobie sprawę, że Łaźnia jest teatrem, w którym jest miejsce na różne artystyczne wizje. Tak rozumiem właśnie otwartość tego teatru. Zresztą "Pelcia" wcale nie jest tekstem dla typowego teatru mieszczańskiego, teatru środka. Ta sztuka chyba pasuje do tego miejsca

Pierwotnie "Pelcia" miała być wystawiona w Warszawie, ale stołeczne teatry zamknęły przed panią drzwi.

- Ja jeszcze w Teatrze Powszechnym w Warszawie lata temu zapowiadałam, że chcę napisać "Pelcię", na co czekano z otwartymi rękami. Cały czas nie mogłam jej jednak skończyć. Chciałam stworzyć coś bardzo gorącego, "na teraz", co będzie konfrontacją dwóch pokoleń, ale "na dzisiaj". I cały czas to "dzisiaj" mi umykało. Świat tak pędzi, że kiedy wreszcie udało się coś napisać, to wydawało mi się, że to już jest "na wczoraj". W rezultacie nie napisałam tej sztuki dla Powszechnego. Kiedy już powstała, zaproponowałam ją Teatrowi Studio, w którym byłam zaangażowana. Sztukę przyjęto, ale nigdy nie ustalono żadnego wiążącego terminu na jej wystawienie. W Teatrze Współczesnym dyrektor bez czytania powiedział mi, że dwuosobowa sztuka go nie interesuje. W Ateneum usłyszałam, że repertuar zajęty jest na wiele lat do przodu. Z kolei dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert przyznał, że żeby ją wystawić, musiałby mnie zaangażować do zespołu, ale tego nie zrobi, bo wychodzę za burtę.

Za burtę?

- No bo w jakimś sensie ja wychodzę za burtę. Ja rozumiem Jana Englerta. Połączyłam życie teatralne z życiem publicystycznym. To bardzo trudne i niezręczne w zespole teatralnym. Tak naprawdę aktorzy powinni chować się za rolą.

A pani wychodzi.

- No, taki przypadek, ale rozumiem też dyrektorów teatrów.

Na ich miejscu chciałaby pani mieć kogoś takiego w zespole?

- Ja w żadnym z teatrów nigdy nie rozmawiałam z aktorami o swoich poglądach, publikacjach. Tam jestem aktorką po prostu. Jednak publicystyka to odkrywanie siebie, a teatr to tajemnica. Czasem tematem moich tekstów jest też praca, teatr i wtedy to trochę wygląda tak, jakby zdradzało się tajemnice własnego domu.

Czy Marta z " Pelci" jest do pani podobna?

- Zdecydowanie nie. Wszystko, co napisałam, pochodzi wyłącznie z mojej wyobraźni. Oczywiście wyobraźnia też się czymś karmi. To sztuka o spotkaniu dwóch pokoleń, w dodatku w sytuacji bez prądu. To młode pokolenie od dawna mnie fascynuje, a międzypokoleniowa konfrontacja jest jedyna taka w historii świata. To pokolenie w pewnych dziedzinach wie znacznie więcej niż rodzice.

Nie kusi, żeby tak jak tytułowa Pelcia po prostu się schować?

- Ale ja się właśnie często po prostu chowam. Potrzebuję samotności, jak inni towarzystwa. O Pelci bym tego nie powiedziała. Ona się zamknęła z innych powodów, ale nie zdradzajmy akcji.

W spektaklu partneruje pani młody aktor Jan Jurkowski. Jak się poznaliście?

- Rozmawiałam ze wspaniałą aktorką krakowską Dorotą Segdą, która uczy w szkole teatralnej. Powiedziałam jej, że szukam młodego aktora, najchętniej takiego, który nie jest "ograny", kogoś, kto jest zupełnie nowy i świeży w świecie teatralnym. Poleciła mi właśnie Jana Jurkowskiego. Muszę powiedzieć, że już po pierwszym spotkaniu w kawiarni wiedziałam, że to właśnie ta osoba, której szukam.

Co zadecydowało?

- Kiedy pisałam tę postać, to fizycznie wyobrażałam sobie tego chłopaka zupełnie inaczej, właściwie całkiem odwrotnie. Ta postać interesuje się muzyką, gra współczesne rzeczy, więc wyobrażałam sobie bardzo długiego, chudego, wręcz kostycznego chłopaka. Taki typ wychudzonego i wygłodzonego artysty. Janek jest trochę inny, ale kiedy go zobaczyłam, to stwierdziłam, że jest lepszą osobą do tej roli niż ta, którą sobie wymyśliłam. Jest coś takiego, że talent można zobaczyć nawet podczas rozmowy w kawiarni. Nie chcę go przedwcześnie komplementować, ale po przebytych próbach mogę stwierdzić, że Janek niewątpliwie ma talent aktorski, poczucie humoru i w ogóle wszystko to, co jest potrzebne, żeby grać. Mogę powiedzieć, że trafiło mi się dużo więcej, niż oczekiwałam.

Nie ma pani samochodu, lubi długie spacery. Będą spacery po Nowej Hucie?

- Bardzo bym chciała, tylko nie wiem, czy przed premierą mi się to uda Nową Hutę poznam na pewno dobrze, ale dopiero po premierze. Chociaż nawet krótkie spacery po drodze do teatru już dają jakiś obraz-tutaj jest jakiś niepowtarzalny klimat i ja to muszę poznać lepiej.

**

JOANNA SZCZEPKOWSKA

Wybitna aktorka, pisarka, kontrowersyjna felietonistka i komentatorka rzeczywistości. Swoje felietony publikuje w "Rzeczpospolitej" i "Twoim Stylu". Była gościem podczas ubiegłorocznego Festiwalu Uczuć Urażonych w Łaźni Nowej. Nową sztuką powraca do nowohuckiego teatru i do autorskiej działalności scenicznej: pisze, gra i reżyseruje, włączając się do dyskusji o dzisiejszej kondycji artysty.

KIM JEST.

"PELCIA jak żyć, żeby nie odnieść sukcesu" - to spektakl reżyserowany przez Joannę Szczepkowską, która jest autorką tekstu i gra główną bohaterkę Martę. Fabuła sztuki toczy się wokół spotkania 60-letniej pianistki i młodego lidera zespołu muzycznego. "Kiedy artysta podejmuje decyzję o wycofaniu ze świata, zaczyna się dochodzenie: czy to kwestia nieprzystosowania? Utraty talentu? Wyniosłości? I przede wszystkim: czy ma do tego prawo?" - czytamy w zapowiedzi spektaklu. "Przywykliśmy do nieprzerwanej obecności gwiazd w przestrzeni medialnej, do ciągłych wiadomości na temat ich życia prywatnego i do konieczności bycia dostępnym dla widzów oraz dziennikarzy. Ale czy naprawdę jest to obowiązek artysty? 60-letnia kobieta przypadkowo spotyka młodego lidera ekstrawaganckiego zespołu... Dwa zupełnie odmienne spojrzenia, dwie różne epoki i przede wszystkim - dwa pokolenia... Co wyniknie z tego spotkania? Jaką tajemnicę kryje Marta? I kim jest tytułowa Pelcia?".

Premiera spektaklu w Łaźni Nowej 7 marca o godz. 19 (os. Szkolne 25). Kolejne spektakle w dniach 5-7 i 27-29 marca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji