"Tutaj artyści i widzowie stali się sobie bliżsi". Co to za miejsce?
- To miejsce sprawiło, że artyści i teatr stali się sobie bliżsi, bez kurtyny. Spotykamy się z nimi po przedstawieniach. To miejsce pozwala publiczności dotknąć bardziej namacalnie teatru i poczuć swoje miejsce w teatrze - mówi Adam Opatowicz, dyrektor Teatru Polskiego i twórca Czarnego Kota Rudego, kabaretowej sceny teatru.
W miniony weekend Czarny Kot Rudy obchodził 18. urodziny. Jak to w Kocie - program jubileuszowy był wesoły, ostry i bogaty. A potem był nieoficjalny ciąg dalszy. O kabaretowej scenie Teatru Polskiego mówi Adam Opatowicz, dyrektor teatru.
Rozmowa z Adamem Opatowiczem
Ewa Podgajna: Jak się pan czuje jako ojciec 18-latka?
Adam Opatowicz: Mimo że robię te urodziny co roku, to ważniejsze jest, co się dzieje na co dzień. Jaką rolę, aurę wytwarza Kot w życiu codziennym teatru i publiczności, która nas odwiedza wieczorami.
To miejsce sprawiło, że artyści i widzowie stali się sobie bliżsi, bez kurtyny. Spotykamy się z nimi po przedstawieniach. To miejsce pozwala publiczności dotknąć bardziej namacalnie teatru i poczuć swoje miejsce w teatrze.
Mam taką ideę, żeby kabaret był miejscem radości, ale też wzruszenia. Publiczność podkreśla, że bywanie w nim jest wytchnieniem, jest szansą na inny rodzaj rozrywki niż ta, którą proponuje im telewizor. My mamy dużą estymę dla wielkich twórców kabaretu, jak Boy-Żeleński i artyści krakowscy, Tuwim, Hemar, Kabaret Starszych Panów, Piwnica pod Baranami. To się nie wróci, ale my próbujemy chociaż trochę tego ocalić.
Sama rzeczywistość czasami jest taka śmieszna.
- Śmiejemy się, z samych siebie się śmiejemy. Przypomniał mi się film Tymona Tymańskiego ["Polskie gówno" - przyp. red.]. Ja bym takiego nie zrobił, ale nie mogę temu odmówić ważnego głosu. Okazuje się, że i on już takiego wrażenia nie zrobi, bo my to mamy w rzeczywistości tak multiplikowane, że to ani nas dziwi, ani przeraża.
Miałem wielką potrzebę robienia tego kabaretu. To się wzięło z myślenia, żeby sztuka była pomysłem na życie, a nie przeżycie. Próbując znieść niedolę tej egzystencji, mamy głowę w chmurach, ale to jest dystans, który potrafi człowiekowi pomóc ze światem. W sposób kolorowy.
A co jest w pracy w Kocie najtrudniejsze?
- Może gdybyśmy byli w bardziej centralnym miejscu Polski, może ta współpraca z ludźmi, z którymi jest nam blisko, byłaby jeszcze bardziej możliwa? Przez Szczecin nie można przejechać, w związku z tym wszyscy muszą tu przyjechać. Ale oni potem z potrzeby serca mówią, że jest to jedno z najbardziej wyjątkowych miejsc na mapie.
Czy CzKR się starzeje, boi się pan tego?
- Nie da się czasu zatrzymać, ale też mam czasami wrażenie, że z artystami jest tak, że świat artystyczny otacza specjalny rodzaj powietrza, które ich konserwuje. Jakaś magia. Kabaret Starszych Panów, Piotr Skrzynecki, Kofta, Dziewoński, a teraz Andrzej Poniedzielski zawsze byli poza czasem. Próbujemy tym zarażać.