Artykuły

Z boku

Słowo solidarność, w Polsce zużyte i zeszmacone, poddane ideologicznym obróbkom, czasem przypomina o sobie przez to, jak takiej postawy brakuje. Zwłaszcza w obliczu braku solidarności wydaje się oczywiste, że gdyby było jej więcej, sprawy miałyby się znacznie lepiej - pisze Marek Beylin w Dialogu.

Tyle że ten banał pozostaje w życiu społecznym abstrakcyjną regułą. Żyjemy w rozproszeniu obywatelskim i środowiskowym i każdy upominając się o coś ważnego, także o dobro publiczne, czyni to na własną rękę. Zaś inni z jego kręgu kibicują takiej konfrontacji, jak bokserom na ringu, patrząc, kto wygra, Jasne, lepiej, żeby "nasz", bo to i zysk, i przyjemność. Choć emocjonalnie zaangażowani, sytuują się na zewnątrz konfliktu, poza polem walki. Tak właśnie reaguje środowisko teatralne na zadymy i polityczne presje, jakie uderzają w teatr. Przyglądam się temu od pewnego czasu z rosnącym niezrozumieniem. Na początku władze Poznania chciały pozbyć się Ewy Wójciak, niby dlatego, iż publicznie obsobaczyła papieża, choć uważała, że czyni to prywatnie na facebooku. To raczej był pretekst, bo już wcześniej wiceprezydent tego miasta żądał od Wójciak, by nie angażowała się w politykę sprzeczną z poglądami władz miejskich. Jak wiadomo, artysta powinien mieć takie przekonania, jakie władza mu wyznaczy. W obronie Wójciak stanęli licznie ludzie kultury, ale akurat głosu środowiska teatralnego zabrakło. Może to milczenie ośmieliło poznańskich decydentów, by później i już skuteczniej dopaść Teatr Ósmego Dnia.

Potem były awantury wokół Starego Teatru, zwłaszcza wystawienia "Nie-Boskiej komedii". Wobec protestów prawicowo-narodowych, burd na widowni i pogróżek wobec aktorów dyrektor Jan Klata zdecydował się na odwołanie premiery. Za tę ustępliwość otrzymał wiele bęcków od środowiska. Tyle że ta krytyka nurzała się w hipokryzji, bo wcześniej owo środowisko, poza pojedynczymi wypowiedziami, nie wsparło Klaty, nie stanęło w obronie autonomii teatru i wolności sztuki. Klata i część aktorów stali samotnie na ringu, a skoro starcie przegrali, to kibice im jeszcze dołożyli. Podobnie reagowało środowisko teatralne w sprawie "Golgoty Picnic". Gdy szef Malty ugiął się przed biskupami oraz narodowcami i odwołał przedstawienia, to czytanie "Golgoty" w całej Polsce zorganizowali Obywatele Kultury. Żadni Obywatele Teatru nie zaistnieli przy tej okazji. Owszem, "Golgotę" czytano w rozmaitych polskich teatrach i brali w tym udział reżyserzy oraz aktorzy, ale impuls wyszedł skądinąd. Gdyby nie on, skończyłoby się na użalankach i świętym oburzeniu. Zresztą, czy jakiś twórca wycofał się w proteście z festiwalu? Nie mam zamiaru bronić szefa Malty, zdjął spektakl nie wskutek burd, lecz w ucieczce przed nimi, choć miał w Poznaniu więcej siły i możliwości dania odporu niż Klata w Starym, a potem marnie bronił swej decyzji. Ale czy na jego uległość nie wpłynęło wcześniejsze osamotnienie Klaty? Niedawno mieliśmy sprawę Krzysztofa Mieszkowskiego. Pisałem już o tym w "Dialogu", więc tylko dodam, że także na perypetie Mieszkowskiego, groźne dla funkcjonowania jego teatru, środowisko teatralne patrzyło z pełną zaniepokojenia biernością. Konsekwencje były do przewidzenia.

W wielu samorządach zapanowała właśnie tendencja, by drastycznie ciąć wydatki na kulturę, w tym na teatry. Akurat dolnośląskie instytucje kulturalne solidarnie zaprotestowały przeciw rujnującym je i życie kulturalne decyzjom. Ale owa zrodzona z nagłej biedy solidarność nie rozszerzyła się, pozostała zamknięta w jednym regionie, choć wiele instytucji kultury, także teatrów, w innych miejscach polski też jest zagrożonych. Jednak nawet wizja zamykania teatrów nie skłania środowiska do budowania solidarnego ruchu protestu. Ba, nie skłania go nawet groźba załatwiania porachunków z teatrem rękami prokuratury, co, gdy piszę ten felieton, dzieje się w Białymstoku.

Jak widzę, ludzie teatru chcą, by wszelkie takie konflikty załatwiało czy łagodziło państwo bez specjalnego ich udziału. A ponieważ zarazem sądzą o tym państwie, że bardziej lekceważy kulturę, niż ją wspomaga, to wszystko staje się głównie pretekstem, by pozostać w bierności. To państwo może jednak zadziałać, jeśli wywoła je się do obecności, zaś samorządy mogą lepiej traktować kulturę, jeśli zobaczą, że szkodzenie jej szkodzi samym decydentom. By jednak tak się działo, potrzebna jest ustawiczna presja, czyli zorganizowana solidarność środowiska. Inaczej grozi nam powolne schodzenie teatru z narodowej sceny, wypełnione subtelnymi rozważaniami o tej stracie. Ludzie teatru, łączcie się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji