Artykuły

Stalinowskie rozliczenia

"Matnia - sprawa elbląska" Mirosława Dymczaka w reż. Rafała Matusza w Teatrze im. Sewruka w Elblągu. Pisze Kalina Zalewska, członek Komisji Artystycznej XXI Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

W wieczór rozdania Oscarów, kiedy Paweł Pawlikowski odbierał nagrodę dla Idy, oglądaliśmy w Elblągu "Matnię" Mirosława Dymczaka w reżyserii Rafała Matusza, spektakl o wydarzeniu, które najbardziej zaważyło na powojennej historii miasta. Zapoczątkował je pożar jednej z hal Zamechu, największego zakładu przemysłowego Elbląga, jaki wybuchł w 1949 roku. Uznano go za sabotaż, co zaowocowało aresztowaniem ponad stu osób, brutalnym śledztwem i kilkunastoma wyrokami, w tym trzema karami śmierci, których szczęśliwie nie wykonano.

Traf chciał, że w powojennym Elblągu - zupełnie zniszczonym podczas walk o jego wyzwolenie, a następnie rozgrabionym przez Rosjan, którzy wywieźli znaczną część poniemieckiego parku maszynowego - osiedliło się sporo repatriantów z Francji. Tropiąc wroga, powiązano ich z francuskim konsulem Robineau, przebywającym w Polsce, a "sprawa elbląska", jak brzmi podtytuł scenicznej "Matni", stanowiła proces odpryskowy w sprawie samego konsula i organizowanej rzekomo przez niego siatki szpiegowskiej. Rzecz była głośna, oburzony Julian Tuwim napisał nawet w związku z tym list do Louisa Aragona. Wszystko to posłużyło ludowej władzy do wyraźnego ochłodzenia stosunków z Francją. W 1956 roku "sprawa elbląska", tak jak szpiegostwo Robineau, okazała się fikcją. Skazanych wypuszczono z więzienia we Wronkach, gdzie siedzieli także żołnierze podziemia, a szykany trwały nadal mimo zasądzonych i odbywanych wyroków.

Dymczak zajął się losem najmłodszego bohatera, dziś ponad osiemdziesięcioletniego Józefa Olejniczaka, który w spektaklu pojawia się w materiałach filmowych, przez chwilę opowiadając o swoich przeżyciach, ale w dramacie nosi inne imię i nazwisko. Autor "Matni", zaledwie kilka lat odeń młodszy, inicjator życia kulturalnego Elbląga od październikowej Odwilży do Okrągłego Stołu, który w nowej Polsce był rzecznikiem prezydenta miasta, napisał swą sztukę w poetyce telewizyjnej sceny faktu. Nie ustrzegł się schematyzmu, groźnego dla tego gatunku, zwłaszcza, gdy akcja rozgrywa się za stalinizmu. Sama epoka dążyła bowiem do biało-czarnych podziałów, operując komunistyczną nowomową, obficie cytowaną przez autora.

Reżyser robił, co mógł, by schematu unikać, nie miał jednak szans, by go uniknąć zupełnie. Obiecująca jest pierwsza scena, gaszenia pożaru - dynamiczna i zainscenizowana z rozmachem, oddająca charakter samego żywiołu. Jednak już wówczas padają informacje, że oprawcy do dziś nie zostali osądzeni, a rzekomy szef siatki szpiegowskiej został uniewinniony dopiero w 1999 roku, co zapowiada spektakl rozliczeniowy.

Prezentując rodziców, wydeptujących korytarze rozmaitych urzędów, by dowiedzieć się o los aresztowanego syna, ale wszędzie zbywanych, Matusz wyeksponował postać matki, co rzecz jasna nasuwa skojarzenia z Rollisonową. Zaś sam bohater, brutalnie przesłuchiwany i poniewierany, pojawia się w jednej ze scen, z rękoma oplecionymi wokół kija pełniącego rolę poziomej belki krzyża, co jest cytatem z teatru Grotowskiego.

Poza odwołaniami do narodowej i religijnej symboliki, w tej sytuacji na wagę złota, reżyser próbował pokazać reakcje znacznej części społeczeństwa nie rozumiejącego do czego posuwa się władza i jak propaganda wypacza obraz rzeczywistości. Służy temu inscenizacja komunistycznej akademii, której aktorzy występują na szczudłach, obrazując potęgę oficjalnej propagandy, a zarazem jej groteskowy charakter. Bohaterzy spektaklu - oskarżeni i ich rodziny - pozostają bowiem w opozycji do uwiedzionej przez epokę większości. Scena rozpaczy po śmierci Stalina, w wykonaniu uczestników akademii, została zresztą nagrodzona brawami, wskazując na nieufność elbląskiej widowni wobec uwiedzionych, czy też solidarność z prześladowanymi. Odczuwalne było też przejęcie publiczności tym, że na scenie opowiada się o tej historii.

W spektaklu mamy też delikatne odwołania do czasów późniejszych: portrety przywódców, Stalina i Bieruta, malowane są w stylistyce Warhola, muzyczne akcenty podczas komunistycznej akademii bywają współczesne. Czy Matusz sugeruje, że manipulacja odbywa się w każdej epoce, czy po prostu chce przybliżyć widowni odległą już przeszłość?

Ze sceny wspomina się, że bohaterowi zaliczono okres więzienia do stażu pracy, a nawet dostał jakieś odznaczenie. Mieszka nadal w Elblągu prowadząc skromną egzystencję. Jego oprawcy, także pojawiający się na scenie Józef Różański i Józef Światło, przesłuchujący bohatera, nie zostali nigdy osądzeni tak, jakby na to zasługiwali, ani nie odbyli kary. Różańskiego oskarżono i sądzono za prześladowanie innych komunistów, a nie żołnierzy podziemia czy zamieszanych przypadkowo w wielkie procesy niewinnych ludzi. Otrzymał wyrok kilkunastu lat, z których odsiedział mniej więcej tyle, co bohater sztuki, ale nikt go nie torturował, ani nie upokarzał. Światło uciekł zagranicę jak rasowy szpieg, opowiadając o stalinizmie w audycjach Radia Wolna Europa, słusznie bojąc się bardziej swoich kolegów niż wymiaru sprawiedliwości. Stalinowscy oprawcy umierali śmiercią naturalną, czy to w Polsce, czy w bardzo dobrych warunkach, na emigracji. Nie przepraszali też swoich ofiar, a przecież ich winy były znane i oczywiste.

Kiedy więc w nagrodzonej Oscarem "Idzie", stalinowska prokurator, która ma cechy Heleny Wolińskiej i Julii Brystigierowej zarazem, popełnia samobójstwo, trzeba pamiętać, że wyraża się w tym przede wszystkim punkt widzenia reżysera, który w ten sposób robi z niej postać tragiczną. Prawdę o latach wojny i stalinizmie stanowią jednak dopiero "Ida" i "Matnia" oglądane razem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji