Artykuły

Bez windy do kariery

Czy młodym aktorom ciężko jest przebijać się na rynku filmowym zdominowanym przez kino komercyjne? Czy trzeba porzucić ideały po zderzeniu z rzeczywistością? - pisze Krzysztof Świątek w Tygodniku Solidarność.

Wcale nie giniemy w odmętach beznadziei

26-letnia Agnieszka Grochowska [na zdjęciu] (Klara w nagrodzonej Złotymi Lwami "Warszawie", Tania w "Pręgach" Magdaleny Piekorz, absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej) to także idealistka. Nie zgadza się na dominujący dziś w kinie i literaturze obraz człowieka z natury złego, przegranego.

- Wybór moralny aktora nie polega dziś na tym, czy zagrać w serialu, czy też robić tzw. wysoką sztukę. Na ekranie ktoś nieustannie kogoś morduje. Jesteśmy non-stop straszeni, choć podobno informowani. Z wiadomości telewizyjnych generalnie wynika, że człowiek jest zły, na świecie dzieją się straszne rzeczy i właściwie wszystko już stracone. Film i teatr ten wizerunek świata powielają. Ja nie chcę utrwalać takiego obrazu - odpowiada aktorka na pytanie o ideały. - Siedzimy w tej kawiarni i nie mam poczucia, że giniemy w odmętach beznadziei. Tymczasem współczesne kino i teatr coś takiego nam proponują. Dzisiejszy człowiek nie ma szans, bo albo jest zły, albo na środkach antydepresyjnych. Trwa jednak poszukiwanie tematu na odrodzenie sztuki. Mam wrażenie, że istnieje szansa, żeby powrócić do człowieka, bo jego nie ma.

Czy ciężko przebijać się młodym aktorom na rynku filmowym zdominowanym przez kino komercyjne?

- Supertrudno, biorąc pod uwagę, że pojawia się w roku zaledwie 20 polskich filmów. Miałam łatwiej, bo dostawałam propozycje jeszcze w szkole teatralnej. Na szczęście w tym roku dużo młodych ludzi uzyskało możliwość debiutu fabularnego i pokazania się na festiwalu w Gdyni. Dotąd przy nagrodzie za debiut nie było wielkiego wyboru - rozpatrywano np. tylko dwie kandydatury.

- Wszyscy wiemy, że to nie są złote czasy polskiej kinematografii, bo te przypadały na lata 60. i 70. Ale gdy ktoś daje z siebie wszystko w tym zawodzie, to prędzej czy później zostanie zauważony - uważa kolega Grochowskiej z filmowego planu Łukasz Garlicki ("Warszawa" Gajewskiego, "Wyrok na Franciszka Kłosa" Wajdy). I on przeżywał - podobnie jak wielu 20-latków - chwile, kiedy czuł, że błyskawicznie zawojuje świat.

- Przez moment miałem wrażenie, że ja, "świetny chłopak" Łukasz Garlicki, będę sobie leżał na ulicy, ktoś zwyczajnie się o mnie potknie i powie: "O, to on! Bierzmy go i bądźmy szczęśliwi, że się o niego potknęliśmy" - żartuje. - Później przyszło bolesne zderzenie z rzeczywistością.

Czy po takiej konfrontacji część ideałów młodości trzeba odrzucić?

- Ideałów w ogóle nie należy odrzucać, bo świat bez wartości nie istnieje. Bez wartości nie można żyć - stwierdza zdecydowanie aktor. - Dlatego staram się np. wybierać spośród propozycji, które chciałbym zobaczyć jako widz, Profesorowie w szkole teatralnej kazali mi czytać "Etykę" Stanisławskiego o zasadach moralnych zawodu aktora i staram się ich trzymać.

Ale czasami życie weryfikuje ideały, bo trzeba zarobić na bułkę. Nie oceniam aktorów, którzy grają w sit-comach. Nie mam prawa osądzać kogoś, kto robi to, bo potrzebuje pieniędzy na utrzymanie rodziny.

...coś się "klepnie", zrobi lewą ręką

Ojciec Łukasza aktor Piotr Garlicki, sugerował synowi wybór innego zawodu.

- Ojciec trafił na specyficzny okres. W latach 80. wraz z innymi bojkotował telewizję, do tego doszło zaangażowanie przy koncertach organizowanych w kościołach. Lekko nie było. Rozumiem, dlaczego odradzał mi aktorstwo. Sytuacja w tej profesji, jak w każdym wolnym zawodzie, nie jest stabilna. Z egzaminów na Akademię Teatralną wspomina ogromny stres, gdyż wcześniej - poza epizodem w "Teleranku" w podstawówce - nie występował publicznie. Już jako studenta angażowano go do ról teatralnych i filmowych. Inspiruje go reżyser Federico Fellini i aktorka Emma Thompson. Mówi, że to nie praca go spala, ale jej brak.

- Niektórzy twierdzą, że w wieku 30 lat najchętniej przeszliby na emeryturę, gdyby tylko była odpowiednio wysoka i siedzieli gdzieś pod palmą. Dla mnie to śmierć. Praca nadaje sens życiu człowieka. Nawet, jak przez pewien czas nie gram, to maluję albo robię zdjęcia.

Nie ma wątpliwości, że zaangażowanie w pracę wymaga poświęcenia.

- W każdej profesji funkcjonuje osobliwe podejście, że coś się "klepnie", zrobi lewą ręką, byle tylko mieć święty spokój, a pieniądze przyszły na konto. Ja nie różnicuję ról. Z Darkiem Gajewskim przy "Warszawie" harowaliśmy w 20-stopniowym mrozie przez 25 dni, po 12 godzin na dobę, bo bardzo nam zależało. Czuliśmy, że ten film nas obchodzi i chcieliśmy pokazać go ludziom. Ale nawet gdy pracuję w filmie, który mniej czuję, daję z siebie maksimum. Chciałbym, by prawem powszechnym stała się zasada, że każdy, kto wykonuje jakąkolwiek pracę - aktora, dziennikarza, piekarza - wkłada w nią całego siebie. To właśnie moje ideały. Podziwiam prawdziwych rzemieślników. Mogę godzinami słuchać opowieści piekarzy o sztuce wypiekania prawdziwego, tradycyjnego chleba. Żenują mnie zaś dorobkiewicze, którzy wsypują trochę trocin, żeby sprzedać więcej bochenków. Potraktujmy ten przykład jako metaforę. Kłania się "Traktat o dobrej robocie" Tadeusza Kotarbińskiego. Ten pan żył wiele lat, by na starość napisać zdanie: "Dobrze jest pracować dobrze".

Wyrastam z dziewiętnastolatek

Zdaniem Grochowskiej szansę na nowe otwarcie w polskim kinie daje przyjęta niedawno ustawa o kinematografii.

- Nie będzie tak, że w Gdyni pokazuje się 30 filmów i komedię romantyczną zestawia z sensacją, sensację z obyczajem, a obyczaj z dramatem i na końcu wybiera z tego najfajniejszy film, bo te obrazy w ogóle nie powinny być rozpatrywane w tych samych kategoriach. Zgodnie z nową ustawą będzie ustalany budżet na filmy. Dzisiaj trzeba wydzierać komuś z gardła pieniądze, których i tak właściwie nie ma.

Grochowska lubi kino rosyjskie. Wśród inspirujących ją filmów wymienia: "Spalonych słońcem" Michałkowa, "Gorzki romans" Wazonowa oraz "Spragnionych miłości" Wong Kar-Wai'a. Za rolę w "Pręgach" została we wrześniu nominowana do Jameson People's Choice Awards - wyróżnienia, które przyznaje publiczność w ramach Europejskich Nagród Filmowych.

W "Pręgach" zagrała dziewczynę, która łagodzi nerwowe męskie pulsowanie, potrafi przetrzymać nieuzasadniony wybuch agresji, bo zdaje sobie sprawę, że to chwilowa maska, której nałożenie można wytłumaczyć okrutnym cierpieniem w dzieciństwie.

Czy taka rola kobiety u boku mężczyzny jest jej bliska?

- To bardzo mądra postawa, choć równie trudna. Chciałabym mieć tego rodzaju cechę. Natomiast w kinie myślę teraz o rolach osób, które popełniają dużo więcej błędów. Powoli "wyrastam" z ról 19-latek - śmieje się aktorka. .

Niedawno skończyła zdjęcia do filmu drogi "Północ-Poludnie" w reż. Łukasza Karwowskiego. Zagra w nim główną rolę razem z Borysem Szycem. Ponadto zobaczymy ją w komedii romantycznej pt. "Tylko mnie kochaj" w reż. Ryszarda Zatorskiego - twórcy "Nigdy w życiu". Premiera przygotowywana jest na lutowe "Walentynki". Wystąpi także z Łukaszem Garlickim w Teatrze Telewizji w przedstawieniu "Piaskownica" Michała Walczaka w reż. Dariusza Gajewskiego.

Łukasza Garlickiego zobaczymy w filmie duńsko-szwedzkiej produkcji, w którym zagrał główną rolę. Obraz miał skandynawską premierę w sierpniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji