Artykuły

Lupa nie daje nam szans

W Litewskim Narodowym Teatrze Dramatycznym odbyła się premiera "Placu Bohaterów" w reżyserii Krystiana Lupy. Spektakl koprodukowany jest przez krakowski festiwal Boska Komedia. Polska premiera w grudniu - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

Lupa - który autorem dramatu Thomasem Bernhardem zajmował się przez lata, tworząc legendarne przedstawienia jak "Kalkwerk" czy "Wymazywanie" - wrócił ostatnio do austriackiego pisarza, m.in. świetnie przyjętą wrocławską "Wycinką". Napisany na rok przed śmiercią "Plac Bohaterów" to oskarżenie społeczeństwa, które nie rozliczyło się z nazizmem.

Po jego premierze w 50-lecie zajęcia Austrii przez III Rzeszę wybuchł skandal. Prezydent Kurt Waldheim, sam z nazistowską przeszłością, nazwał sztukę "wielką zniewagą narodu austriackiego". Lupa - nie stroniąc od współczesnych aluzji - robi z Bernharda przedstawienie o społeczeństwie skompromitowanym, słabym i bezradnym wobec przemocy.

Plac Hitlera

Widzów jego ostatnich polskich przedstawień "Plac Bohaterów" mógłby zaskoczyć powściągliwością i minimalizmem. Puste przestrzenie, statycznie ustawieni aktorzy tkwiący to na ławce, to na krzesłach, snujący długie bernhardowskie monologi, pełne jadowitych puent. Wszyscy noszą żałobną czerń - w końcu jesteśmy na stypie. Prof. Józef Schuster, oksfordczyk z Wiednia, wyskoczył właśnie z okna.

Na tytułowym wiedeńskim placu w 1938 r. Hitler wygłosił przemówienie do wiwatujących tłumów. I tam właśnie mieszkał wówczas Schuster, żydowski intelektualista, który chwilę później zdążył schronić się w Oksfordzie. Jego żona nigdy nie doszła do siebie po wydarzeniach z lat 30., mimo to po wojnie profesor uparł się wrócić na plac Bohaterów - i stawić czoła przeszłości. I gdy po latach poczuł, że przegrywa swoje starcie z Austrią i ze światem, postanowił wrócić do Anglii. Tuż przed wyjazdem wyskoczył jednak z okna. Fortepian w chwili śmierci właściciela nie zdążył jeszcze dopłynąć na Wyspy.

Dlaczego inteligent cierpi

Józef Schuster to kolejne alter ego Bernharda, o którym mówiono, że nie popełnia samobójstwa tylko dlatego, że wciąż pisze. Pożegnanie profesora widzimy w trzech odsłonach. Pierwsza, najbardziej kameralna, to przygotowanie do stypy. Frau Zitta, gospodyni, do której zbliżył się przed śmiercią, porządkuje garderobę i buty. Rozrzucone przedmioty to świadkowie niedawnej obecności. Z opowiadań służącej, zarazem gderliwych i pełnych przywiązania, wyłania się inny obraz samobójcy - pedanta i mizantropa, człowieka skrzywdzonego, który bezpardonowo krzywdził najbliższych.

W "Placu Bohaterów" z Wilna pesymizm i gorycz Bernharda doprowadzone są miejscami do autoparodii, do czarnej komedii. Celuje w niej Robert Schuster, profesor filozofii z Cambridge, brat zmarłego. Grający go Valentinas Masalskis to najmocniejszy punkt wileńskiej obsady. Bezradny, zgorzkniały i skompromitowany, a jednak budzący sympatię. Choć społeczeństwo ulega rozkładowi, on nie wykona żadnego gestu protestu. Dość kosztuje go samo życie. - Inteligentnemu człowiekowi robi się niedobrze, gdy w ogóle musi wstać z łóżka - mówi. Ale choć Schusterowie zostali skrzywdzeni i nienawidzą rzeczywistości, są również jej elementem. Czytają te same brukowce, przyjaźnią się ze współczesną sobie elitą polityczną, sami też są austriackim mieszczaństwem.

W tym świecie, w którym nawet oskarżenie wszechogarniającego cynizmu musi być cyniczne, jest jeszcze ciało obce, postać z zupełnie innego porządku. To Herta, młodsza pokojówka, dziwnie zagubiona, milcząca. Jej relacja ze zmarłym jest niejasna, liczyła że profesor zabierze ją do Anglii.

Co bawi Litwina?

W "Wycince" było miejsce na sen o innym świecie, nawet jeśli złudny. Na misję artysty, który wychodzi z salonu skompromitowanych mieszczan i mimo wszystko decyduje się pisać. "Plac Bohaterów" nie zostawia nawet takiej nadziei. Jedyne, czym ratują się tu postaci, to bezradna ironia. Teatr, który jest pasją i miejscem ucieczki wdowy po Schusterze, Lupa za Bernhardem bezlitośnie obśmiewa. W poezję i sztukę można uciekać. Ale tylko do czasu - twierdzi Robert, wychodząc przez widownię na koniec drugiego aktu.

To właśnie ta część, dialog dzieci profesora samobójcy i ich wuja profesora, budzi największy entuzjazm widowni. Zwłaszcza monolog Roberta o upadku państwa. Na zdania o wszechwładzy Kościoła i biznesu, o skorumpowaniu i ogłupieniu mediów i wszystkich partii, publiczność katolickiej Litwy reagowała oklaskami. Swoje robi też wyrazista, niemal plakatowa puenta. Polskich entuzjastów Lupy - uważanego przede wszystkim za badacza głębi ludzkiej psychiki - może zaskakiwać, że jego teatr odbierany jest w Wilnie jak dosadna polityczno-społeczna satyra.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji