Artykuły

Ironia i narodowe cierpienie

- Kiedy romantyzm obsługuje poczucie narodowej krzywdy, staje się ciężki, smętny, sentymentalny i nudny. Literatura jest bardziej złożona od narodowo zabarwionego cierpiętnictwa, i ginie, kiedy się ją do niego sprowadza - z Michałem Zadarą rozmawia Jacek Cieślak przed premierą "Dziadów III części" w Teatrze Polskim.

Jacek Cieślak: 10 kwietnia to w Polsce gorąca data, może wywołać napięcia w związku z rocznicą katastrofy smoleńskiej i, niemal już, rytualnym wspominaniem tych, którzy zginęli. Miał pan świadomość, że taki jest również kontekst "Dziadów", które pokaże pan tego dnia? Michał Zadara: 10 kwietnia to dobry dzień na refleksję, ponieważ kojarzy się z umarłymi osobami publicznymi. A III część "Dziadów" - w przeciwieństwie do pozostałych, bardziej prywatnych - dotyczy osób i spraw publicznych, takich jak władza, tortury, więzienie.

Romantyzm, w tym "Dziady", były już skazywane na zapomnienie, tymczasem wydarzenia z przed 5 lat, sprawiły, że powróciły z niespotykaną dotąd siłą. Zaskoczyło to pana?

- Byłem raczej zaskoczony naiwnością odczytania romantyzmu - jego prostą, martyrologiczną interpretacją, bo romantyzm nie ogranicza się do narodowych tematów martyrologicznych. Do zrozumienia klęski wrześniowej "Dziady" się raczej nie przydadzą - chyba że jako dokument nadmiernej wiary w duchy i cuda.

"Dziady" są jednak dedykowane więzionym i zesłanym.

- Naiwne polskie odczytanie romantyzmu ciągle krąży wokół sentymentalnie potraktowanego wzruszenia. To że Mickiewicz zadedykował utwór swoim zesłanym, i w końcu zamordowanym kolegom, jeszcze nie znaczy, że do tego tematu sprowadza się cały utwór. Jestem zasmucony faktem, że jedyne skojarzenie z romantyzmem to w Polsce sprawy narodowe.

Zawsze było.

- Kiedy romantyzm obsługuje poczucie narodowej krzywdy, staje się ciężki, smętny, sentymentalny i nudny. Literatura jest bardziej złożona od narodowo zabarwionego cierpiętnictwa, i ginie, kiedy się ją do niego sprowadza. Romantyzm jest przede wszystkim ironiczny. Dotyczy to Mickiewicza, Słowackiego, Norwida. Niestety, w narodowych odczytaniach ironia przestaje mieć znaczenie. Obraz Kordiana na Mont Blanc traktuje się na serio, gdy ewidentne jest, że Słowacki robił sobie żarty z pewnej postawy.

Jednak Mickiewicz sam jest autorem licznych narodowych mistyfikacji, bo patriotyczne obowiązki najpierw zaniedbał, zarówno przed, jak i po powstaniu listopadowym, a potem cierpiał na pokaz, choć tylko nad kartką papieru.

- "Księga narodu polskiego" rzeczywiście jest nieironiczna i przez to po prostu głupia.

Czy uważa pan, że "Wielka Improwizacja" jest podszyta ironią?

- Ironia ją definiuje, w tym sensie, że główna postać ma wrażenie, że rozmawia z Bogiem, a z nim nie rozmawia. Bóg nie odpowiada, nie rozmawia z Konradem. Wątpię by Bóg w ogóle zajmował się propozycjami Konrada. Więc improwizacji nie można czytać wprost, tylko jest zapisem pewnego wariactwa.

Czyli interpretacje wszystkich tych, którzy chcieli zbawić Polskę, a i mesjanistycznie cały świat, i w końcu wywalczyli wolność - były nadinterpretacją, a wręcz przejawem pychy?

- To ogólne pytanie. Nie wiem, do jakich konkretnie interpretacji pan się odnosi. Piłsudski, jeden z tych, który wywalczył wolność, był czytelnikiem Słowackiego i człowiekiem niezwykle ironicznym w podejściu do świata. Dlatego pewnie skutecznym.

Nie kto inny jak Mickiewicz z garstką przyjaciół uganiał się po północnych Włoszech, szukając wsparcia na książęcych dworach, by rozpocząć europejską rewoltę. I to było groteskowe.

- "Wielka Improwizacja" jest o czymś innym: o tym, że człowiek siedząc w celi jest wściekły i zaczyna wariować. Tak było w Wilnie czasów Mickiewicza - za Nowosilcowa, tak jest teraz w czasach Guantanamo. Łatwo dostać szału w odosobnieniu, w chłodzie, wilgoci i brudzie.

Mickiewicz wspomina nawet o epilepsji.

- W szale łatwo domagać się od Boga władzy nad światem. Jednak Konrad władzy nie zdobywa, pewnie się niezbyt skutecznie porozumiał się z Bogiem. Za to diabły i anioły żywo się angażują w jego dramat. Bóg się nie wypowiada. Milczy - to raczej typowe dla niego.

Był czas, kiedy wydawało się, że kontekst rosyjski "Dziadów" przestania działać. Tymczasem Rosja się nie zmienia. Mamy wojnę na Ukrainę. Część Polaków uważa nawet, że Putin chciał śmierci Lecha Kaczyńskiego.

- Opowiem o "Salonie warszawskim". To jest scena o imprezie, na której nagle ktoś opowiada o jakimś strasznym cierpieniu - o więźniach w Guantanamo, którzy nigdy nie dowiedzieli się, za co są już dziesiąty rok torturowani. Trwa niezła zabawa, a ktoś nagle opowiada o strasznym cierpieniu uwięzionych. Zapewniam pana, że reakcja jest następująca: jeśli impreza jest dobra, zostajemy na niej, bawimy się w najlepsze. Ewentualnie dodając: jakie to okropne! A jakże! O tym zderzeniu, nas, zadowolonych, z wiedzą o cudzym cierpieniu.

Czy wzorem niedawnej, a głośnej poznańskiej inscenjizacji Radosława Rychcika, będzie pan ubierał bohaterów w kostium amerykańskiej popkultury?

- Dziady dzieją się w XIX wieku w Wilnie i w Warszawie. Niewyobrażalne cierpienie zadawane więźniom w Gantanamo jest po prostu sytuacją analogiczną do cierpienia więźniów Nowosilcowa w Wilnie w XIX wieku. Nas, w Warszawie, nie obchodzą ci więźniowie. Tak już jest, że ludzie mają problem w konfrontowaniu się z cudzym cierpieniem. Poniekąd to jest naturalne. Pozwala żyć.

To dotyczy nie tylko Guantamo, ale i Ukrainy, gdzie jednocześnie giną cywile i rozgrywa się mecz Ligi Mistrzów - Bayern Monachium-Szachtar Donieck. We Lwowie!

- Nie brnijmy jednak w porównania ze współczesnością, ponieważ uważam, ze używania romantyzmu do opisywania dzisiejszych problemów nie jest najlepszym sposobem by zrozumieć ani romantyzm, ani dzień dzisiejszy. Kiedy pokazuję więźniów w Wilnie, chodzi mi tylko o więźniów w Wilnie. Ta opowieść jest ważna, o ile stanowi część naszej historii. To, co nosimy w sobie.

Rymkiewicz pisał, że sprawa uwięzienia Mickiewicza i jego przyjaciół była przedstawiana z przesadą.

- Tego nie osądzam. Sztuka Mickiewicza opowiada między innymi o dzieciach, które były więzione. I to jest straszne - nieważne, czy to robili Rosjanie w Wilnie czy Niemcy w wagonie do Treblinki. Nie będę w tej kwestii podważał opinii Mickiewicza, czy tym chłopcom było bardzo źle, czy trochę mniej. Opowiadam historię od początku do końca, tak jak Mickiewicz ją opowiada. Przyjemności obejrzenia jej nikt dotąd nie miał jeszcze w polskim teatrze. Nawet samej części III nie grano nigdy bez skrótów.

Tym utworem zawsze chciano coś ugrać. Inscenizacja Dejmka, którą dramaturgicznie wspierała Maria Janion, była niemal panslawistyczna, antykatolicka. Efekt antyrosyjski powstał w reakcji z rzeczywistością. Rychcik w "Dziadach" używa kostiumu amerykańskiego. A pan?

- Wszystko się dzieje w zgodzie z wynikami badań historycznych na temat czasów Mickiewicza. To dotyczy kostiumów, muzyki, malowanych horyzontów, a nawet gry aktorów, którzy mówią wyraźnie, głośno - bez mikroportów.

Czyli Konrad będzie unplugged?

- Nasz spektakl to "wykonanie historycznie poinformowane". Studiujemy wiedzę na temat "Dziadów", słuchaliśmy "Wielkiej Improwizacji" w wykonaniu Gustawa Holoubka, zarówno z Teatru Narodowego, jak i z "Lawy". Oglądaliśmy też interpretację Jerzego Treli ze spektaklu Konrada Swinarskiego. Uczymy się z tych zapisów, bo skoro je mamy, dlaczego mielibyśmy się z nich nie uczyć? To nie znaczy, że pokażemy rekonstrukcję czegolwiek. Jako pierwsi w historii polskiego teatru wystawiamy całość "Dziadów". I właśnie jak czyta się całość, jak się ich nie ulepsza, to nie ma wątpliwości, że były pisane na scenę, z niezwykłym wyczuciem teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji