Artykuły

Hamlet, czyli reżyserski debiut jak straczeńcza szarża

"hamlet" wg Williama Shakespeare'a w reż. Joanny Drozdy w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Pisany przez małe "h" "hamlet" w Teatrze Imka to reżyserski debiut zdolnej aktorki Joanny Drozdy. Pomysł zaczynania kariery reżyserskiej od najsłynniejszego dramatu w dziejach ma w sobie pewien wdzięk. Niestety, to wdzięk straceńczej szarży.

Piotr Polak jako duński książę wychodzi na scenę w piżamie, czapeczce i szlafroku. Długo krąży po scenie, roztargniony i przybity. "Być albo nie być?" - rzuca w końcu. Spektakl w Imce zaczyna się z grubej rury.

Drozda tekst Szekspira znacząco przemontowała, co wydaje się zrazu przemyślaną koncepcją. Emblematyczny monolog przesunięty na sam początek, zaraz potem monolog niezdecydowanego księcia, który odstępuje ostatecznie od zabicia Klaudiusza, bo ten pogrążony jest w modlitwie. Joanna Drozda przedstawia Hamleta jako trochę niepoważnego, nieprzekonanego do własnych myśli i działań. Może to depresja, może kryzys twórczy. A może zwykły kac.

Bo i jest co zapijać. Hamlet u Drozdy jest przede wszystkim artystą. Stereotypowym: niepogodzonym z życiem, sfrustrowanym. Przez większą część spektaklu duński książę reżyseruje przedstawienie dla dworu. Ma ono, jak oczywiście wszyscy pamiętamy, być zemstą - obnażyć niegodziwość uzurpatora, królobójcy.

Kolejne sceny okazują się tylko przymiarkami do planowanego wielkiego finału. Próby nie idą najlepiej, co jeszcze bardziej frustruje księcia - reżysera. Jego ważnym przeciwnikiem jest tu nie tylko stryj Klaudiusz, ale i Laertes (gra go Dobromir Dymecki, aktorski kolega Drozdy z lepszych czasów w Teatrze Dramatycznym). Laertes gardzi sztuką, co reżyserka podkreśla. I łączy tę postać w jedną z Fortynbrasem. To nieczuły brutal wygra tę awanturę.

Spektakl rozwlekły, pozbawiony rytmu

Klaudiusz też ma swój spektakl - spektakl władzy. Grający go Mateusz Król przypomina trochę Sławomira Nowaka. Polityk o urodzie modela i gładkiej, pozbawionej głębszego sensu mowie, występuje ciągle przed kamerą na zielonym tle znanym z telewizyjnego studia. Te komiczne sekwencje są w "hamlecie" z Imki chyba najlepsze. Również dzięki grającemu dworzanina Poloniusza Krzysztofowi Draczowi. Klaudiusz jest w centrum efektownego medialnego spektaklu, zielone tło zmienia się a to w słoneczną plażę, a to w balową salę, choć poniżej kadru władca ma na sobie klapki i białe skarpetki.

Króla Klaudiusza widzimy też w telewizyjnym studiu, filmowanego przez kamery ustawione za głową długowłosej blondynki, co przypomina program Moniki Olejnik. Zresztą sama Olejnik była na premierze "hamleta". Siedząc za nią, można było oglądać tył głowy redaktor Olejnik patrzącej na tył głowy aktorki grającej redaktor Olejnik. Długo to nie trwało, dziennikarka wyszła bowiem w trakcie przedstawienia. I nie była w swojej decyzji odosobniona.

Dlaczego? Joanna Drozda zarzuciła widzów pomysłami inscenizacyjnymi bez ładu i składu. Czego tu nie ma: finałowy pojedynek na konsoli do gier, światłowody i musicalowo wyśpiewany wiersz Józefa Ignacego Kraszewskiego. Wreszcie, Poloniusz z królową Gertrudą mówiący do siebie słowami Hamleta i Ofelii, choć nie do końca wiadomo po co.

Można oczywiście powiedzieć, że o to właśnie chodziło. Że pomysł spektaklu o próbach do spektaklu usprawiedliwia spektakl rozwlekły, pozbawiony rytmu, nużący coraz to nowymi atrakcjami. Ale by wysiedzieć na widowni dwie i pół godziny, trzeba sobie powtórzyć w głowie to usprawiedliwiające zdanie bardzo wiele razy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji