Artykuły

Teatr Polski Bogdana Toszy

Teatr Polski we Wrocławiu, przez polityków z urzędu marszałkowskiego nazywany okrętem flagowym dolnośląskiej kultury, już dawno stracił należne mu miejsce w teatralnej flotylli - pisze Tomasz Wysocki w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Trudno uwierzyć, że pod kierownictwem Bogdana Toszy jest w stanie odzyskać dawną pozycję. Nie tylko dlatego, że o kilka długości wyprzedziły go fregaty Modrzejewska z Legnicy i Dramatyczny z Wałbrzycha. Dowodzony od 20 miesięcy przez Bogdana Toszę Polski osiadł na mieliźnie.

W 2005 roku na trzech scenach Teatru Polskiego wystawiono osiem premier. Dwie: "Verklarte Nacht" i "Wariacje bernhardowskie" [na zdjęciu] to pokłosie II edycji Festiwalu Dramaturgii Współczesnej EuroDrama. Impreza odbyła się przed rokiem, ale za jej kształt i program odpowiadał jeszcze Paweł Miśkiewicz, poprzednik Toszy w dyrektorskim fotelu. Oba spektakle zdobyły serie nagród ministra kultury na wystawienie polskiej sztuki współczesnej. Jaka w tym zasługa obecnego szefa Polskiego? Chyba tylko taka, że obie sztuki trafiły później do repertuaru.

Pośród pozostałych spektakli trudno wskazać wydarzenie teatralne. "Mit: Kordian" w reż. Macieja Sobocińskiego był zupełną katastrofą. Na dużej scenie wystawiono jeszcze "Arkadię" w reż. Krzysztofa Babickiego i "Jana Gabriela Borkmana" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego. I nawet jeśli te widowiska mogły się podobać, to szkodzi reputacji teatru odświeżanie przedstawień wystawianych już na innych scenach. Bo Babicki komedię Stopparda pokazywał wcześniej w Lublinie, a dla Wiśniewskiego było to trzecie podejście do tekstu Ibsena.

Poza tym na Scenie Kameralnej wystawione były "Chiny" Miłogosta Reczka. Sam Bogdan Tosza wyreżyserował kameralne "Małe zbrodnie małżeńskie" Erica-Emmanuela Schmita. Obecnemu na widowni autorowi naturalnie przedstawienie przypadło do gustu. Tyle że to autorskie namaszczenie w niczym słabemu spektaklowi nie pomogło.

Z tego zestawu nie powstał przemyślany repertuar. Wydaje się, że dyrektor Polskiego strzela tytułami na oślep. A nuż coś zaskoczy, w końcu się uda. Część z jego propozycji mogłaby być żelaznymi punktami repertuaru średniego teatru mieszczańskiego. Tylko że Tosza ma do zagospodarowania trzy sceny. Z jednej strony to przekleństwo dobrobytu, ale z drugiej wyzwanie. Obecny dyrektor Teatru Polskiego nie potrafi mu sprostać.

Sukcesem Toszy ma być zmiana zasad funkcjonowania Teatru Polskiego. Od 2006 roku będzie on współfinansowany przez Ministerstwo Kultury. Budżet placówki wzrośnie do 11 mln zł - czyli dwukrotnie! Można by to uznać za zasługę obecnego dyrektora, gdyby teatr był jedyną placówką przejętą przez resort kultury. Tymczasem we Wrocławiu pierwszą instytucją, nad którą patronat objął minister kultury, było Muzeum Narodowe, a w całej Polsce muzeów i teatrów będących na utrzymaniu ministerstwa i samorządów jest już około 20.

Blisko dwuletni okres rządów Bogdana Toszy to czas zmarnowany pod każdym względem. Teatr nadal wymaga restrukturyzacji, niewykorzystany zespół idzie w rozsypkę. Aktorzy Polskiego nie tylko wyjeżdżają do Warszawy, grają nawet we wrocławskim Współczesnym. Scenę przy Zapolskiej szerokim łukiem omijają najważniejsi reżyserzy. Wprawdzie Tosza zapowiada powrót Miśkiewicza i premierę nowego przedstawienia Marka Fiedora, ale to za mało, aby przełamać stagnacją na wrocławskiej scenie.

Bogdanowi Toszy w czerwcu kończy się kontrakt. Urzędnicy z urzędu marszałkowskiego zapowiadają, że zmiana jest konieczna. Czy będzie to zmiana w sposobie działania obecnego dyrektora, czy też zmieniona zostanie obsada dyrektorskiego fotela najważniejszego dolnośląskiego teatru, ma być - według zapowiedzi urzędników, wiadomym już w styczniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji