Artykuły

Schwarzcharakter

- Największą frajdę sprawiały mi zawsze spotkania z uczniami szkół górniczych, którzy wśród moich kolegów uchodzili za trudną publiczność. Mnie też witali tupaniem i gwizdami jak na meczu piłki nożnej. Ale po pięciu minutach opowieści było już zawsze cicho - mówi warszawski aktor i reżyser AUGUST KOWALCZYK.

Dziennik Zachodni: Jak pan reaguje, kiedy przy pańskiej bogatej filmografii ludzie widzą w panu przede wszystkim wójta z "Chłopów"?

August Kowalczyk: Cieszę się. To był schwarzcharakter, ale każdy czarny charakter jest bogatszy w materiał do stworzenia postaci. A ponadto prawie cały Teatr Polski, w którym pracowałem przez wiele lat, zebrał się wtedy na planie, co było sympatyczne. Do tego jeszcze reżyser Jan Rybkowski przystał na moją łysinę, jaką zafundowałem sobie do roli Mefista, nad którą wówczas pracowałem w "Fauście" Szajny, i nie musiałem korzystać z peruki.

DZ: Wójt to nie jedyny schwarzcharakter w pana aktorskim życiu. Grywał pan jeszcze czarniejsze charaktery, w niemieckim mundurze. Czy reżyserzy wiedzieli, że te role powierzają numerowi 6804?

AK: Dla reżyserów podstawowym kryterium doboru do tych ról była tzw. ostra gęba. Wtedy jeszcze taki klucz obowiązywał, takie wyobrażenie o esesmanie. A tę ostrość w mojej twarzy jako pierwszy odkrył Ford, kiedy mnie zaangażował do "Piątki z ulicy Barskiej", gdzie grałem Zenona. To był mój debiut. Przyjechałem na próbne zdjęcia, wchodzę do gabinetu reżysera, a on od razu do mnie: "Takie spiczaste oczy były mi potrzebne. Nie robimy żadnych zdjęć, proszę siadać, poczytamy tekst."

DZ: Ale wiedzieli czy nie? Wspominał pan w środowisku o swojej obozowej przeszłości?

AK: Wspominałem. Były przecież różne programy w telewizji oraz w radiu i zawsze starałem się dawać świadectwo w myśl Herbertowego przykazania: "Ocalałeś nie po to, żeby żyć. Masz mało czasu. Musisz dać świadectwo".

DZ: Z jakim więc uczuciem zakładał pan esesmański mundur, pan - więzień KL Auschwitz?

AK: Nigdy nie miałem oporów w graniu Niemców. Tworząc role esesmanów starałem się zawsze, by w publiczności budziły te same uczucia, jakie budzili oni we mnie, gdy byłem po tamtej stronie, za drutami. Ale w swoim aktorskim życiu założyłem też pasiak, o czym mało kto wie. Było to w tym czasie, gdy grałem Mefista i wójta w "Chłopach". Pewnego razu przychodzi do mnie kierownik produkcji i mówi: "Panie Auguście, chcę wykorzystać pański życiorys, pana łysą głowę i coś panu zaproponować. Otóż, przyjeżdża ekipa niemiecka i chcą pana w roli więźnia oświęcimskiego". Mówię: "A cha, Niemcy angażują mnie po raz drugi". Ale przyjąłem propozycję. Jadę do Oświęcimia. Jest przełom zimy i wiosny, śnieg pomiędzy blokami. Na moim bloku rozlokowała się kostiumernia. Pani zajmująca się kostiumami każe mi wybrać pasiak i buty, wskazując stos drewnianych chodaków, których nigdy w życiu nie założyłem. W obozie chodziłem w normalnych, skórzanych butach. Więc mówię do niej, że wystąpię w takich starych niemieckich butach z cholewami. A ona mi na to, że to niemożliwe, bo ona ma dokumentację. Powiedziałem jej wtedy, żeby mnie nie traktowała jak aktora, który jeszcze nie wie, co ma grać, a już ma koncepcję, bo ja też mam dokumentację. I wyjąłem to potrójne zdjęcie w pasiaku, z numerem. Speszyła się, ogromnie mnie przepraszała, a potem już wszyscy traktowali mnie jak świadka czasu, jako eksperta.

DZ: Czy po tylu latach może pan już bez emocji jechać w tamto miejsce?

AK: O drżenie ciągle przyprawia mnie przejazd w Bojszowach przez most, przy którym przeprawiałem się przez Wisłę po ucieczce z obozu. Po raz drugi wspomnienia wracają, gdy na horyzoncie zarysowują się sylwetki wież wartowniczych w Birkenau. Potęgują je deszcz, wiatr, brzydka pogoda...

DZ: Emeryturę (od 24 lat) spędza pan na opowiadaniu młodym ludziom o swoim obozowym życiu i słynnej ucieczce z Karnej Kompanii. Ile razy powtórzył już pan swoją gawędę osobistą?

AK: Ponad 6200 razy w ponad 5000 szkołach całej Polski. Największą frajdę sprawiały mi zawsze spotkania z uczniami szkół górniczych, którzy wśród moich kolegów uchodzili za trudną publiczność. Mnie też witali tupaniem i gwizdami jak na meczu piłki nożnej. Ale po pięciu minutach opowieści było już zawsze cicho. Myślę, że zaletą tego tekstu jest dramaturgia, jaka niemalże sama buduje się wokół mojej ucieczki z obozu koncentracyjnego. Nie ma w tym nuty dydaktyzmu. Opowiadam tylko to, co zdarzyło mi się, kiedy byłem w wieku moich słuchaczy.

DZ: Nie tylko w Polsce...

AK: No tak. Najbardziej zaskakuje mnie zainteresowanie tym tematem w Japonii, gdzie jest to wręcz drugi temat, po Chopinie. Ale mojej opowieści chętnie słucha też Europa. W ostatnich miesiącach byłem w Hadze, w Amsterdamie, ponadto w kilku miejscowościach w Niemczech, nie licząc wspomnianej Japonii, gdzie niedawno spędziłem kilkanaście dni.

DZ: Tematyka pańskiej gawędy doskonale wpisuje się w obchody 60-lecia wyzwolenia obozu i zakończenia drugiej wojny światowej.

AK: Z tej okazji nakręciłem z BBC film o orkiestrach i roli muzyki w Oświęcimiu. Byłem tam scalającym poszczególne fragmenty, zespoły, solistów. Dla telewizji japońskiej wystąpiłem w roli więźnia, który po latach oprowadza po obozie i opowiada, co się tam działo. Tylko to mi jeszcze w życiu zostało: dawanie świadectwa. Takich jak ja nazywa się świadkami pamięci lub strażnikami czasu.

***

August Kowalczyk, rocznik 1921. Był Mefistem w "Fauście", Gustawem w "Ślubach panieńskich", wójtem w "Chłopach", oficerem SS lub gestapo w "Stawce większej niż życie", "Drugich urodzinach" i "Polskich drogach", dyrektorem Muzeum Oświęcimskiego w "Wergilim"... Nim jednak został aktorem, przez półtora roku (od 4 grudnia do 10 czerwca 1942) był numerem 6804 w KL Auschwitz, o czym opowiada m.in. w książce "Refren kolczastego drutu".

Przez wiele lat był wiceprezesem Zarządu Głównego Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem, obecnie jest przewodniczącym Krajowej Rady Polskiej Unii Ofiar Nazizmu, przewodniczącym Rady Fundacji Pomnika-Hospicjum Miastu Oświęcim oraz członkiem Rady Fundacji Polsko-Nimieckie Pojednanie. Uczestniczył w przygotowaniach obchodów 55. i 60. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz-Birkenau oraz 55. rocznicy buntu Karnej Kompanii KL Auschwitz. Przyczynił się również do powstania Oświęcimskiego Pomnika-Krzyża w Bojszowach. Od 1994 jest Honorowym Obywatelem Gminy Bojszowy, a niedawno odebrał tam najwyższe odznaczenie Sejmiku Śląskiego - Złotą Honorową Odznakę za zasługi dla województwa śląskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji