Artykuły

Koniec Europy

Janusz Wiśniewski jest w tej chwili niewątpliwie jednym z najciekawszych reżyserów teatralnych. Wyreżyserował dotąd trzy przedstawienia autorskie, z których każde zdobyło sobie wiele rozgłosu. "Balladyna" Słowackiego nie była, co oczywiste, oparta na tekście Janusza Wiśniewskiego, ale teatralny kształt tego przedstawienia, interpretacja teatralna tego dramatu nosiła tak dalece zapowiedź dalszych realizacji, że można ją do tego tryptyku zaliczyć. Przyniosła ona Wiśniewskiemu wówczas sporo krytycznych ocen. Po festiwalu klasyki polskiej w Opolu wielu krytyków gromiło reżysera za bezpardonowy stosunek do tego dramatu. Można było jednak dostrzec już wówczas jego niezwykłą wyobraźnię teatralną, niepokorną i twórczą. "Balladynę", "Panopticum" i "Koniec Europy" zrealizował Janusz Wiśniewski w Teatrze Narodowym w Poznaniu - u Izabeli Cywińskiej. I nie jest to przypadek. Ten zespół, jak mało który potrafi zagrać tak dobrze formę groteski, nonsensu, sztuczności. Trudno odróżnić na scenie aktora od kukły. To prawda, że aktorzy nie lubią spektakli aż tak ensamblowych, ale sprawność i wszechstronność aktorskiego wyrazu jest tym, co w tych przedstawieniach zostawia szczególne wrażenie. Po raz trzeci także Irena Biegańska projektuje kostiumy, a autorem muzyki jest Jerzy Satanowski. "Panopticum a la madame Tussaud albo Czarna Śmierć. Paris 1680", było spektaklem zupełnie zaskakującym. Stanowiło nie tylko demonstrację nieskrępowanego prawa artysty do ustanowienia własnych praw artystycznych, ale własną, skrajnie ironiczną interpretację rzeczywistości. Było demonstracyjnie efekciarskie od strony teatralnej, bogate w znaczenia budowane w zderzeniu ze stereotypem, konwenansem, normą. Janusz Michałowski jako "Wariat wieszczący koniec Europy" był postacią komiczną i przerażającą zarazem w swoim uciesznym przekonaniu, że wszystko zginie, wszystko zostanie zaprzepaszczone.

I oto mamy "Koniec Europy". Teraz nie jest to już zubożała salka ze śladami dawnego teatralnego blichtru, tylko opuszczona, surowa świetlica, salka muzealna, z drewnianymi krzesełkami. (W jednej z sekwencji spektaklu eksponatami są puste walizki, w których Nauczyciel Śmierci, przewodnik po muzeum znajduje "autentyczny bilet do Argentyny na statek parowy 60 lat temu, autentyczny bilet na kolej do Rzymu 90 lat temu" itp.). To także atelier, w którym fotografia zatrzymała na moment i utrwaliła życie rodziny Bencjona Schulza. Ożywają więc te kukły, jak pasażerowie statku, którym ciotka Adela wyjechała do Ameryki ("Ostatnia ucieczka ojca"), a któ-ry podobno zatonął.

W "Końcu Europy" nie ma już epatowania bogactwem efektów teatralnych, cyrkowych, pirotechnicznych, chociaż istnieją one także w tym spektaklu. Ostra, a jednocześnie monochromatyczna wizja plastyczna niesie w sobie określoną historiozofię, służy konsekwentnie do jej zilustrowania. To przedstawienie nie mówi już tak za wszelką cenę o wszystkim, chociaż wszystkie elementy z "Panopticum" można w nim odnaleźć. Ewoluują jednak w stronę dyscypliny środków i znaczeń najważniejszych. W bardzo jednorodny i własny teatr skontaminował Janusz Wiśniewski rozmaite motywy literackie i plastyczne. Najbardziej może widoczne są odniesienia do Kantora. W konstrukcji fabularnej (jeżeli w ogóle w tego typu teatrze można mówić o tradycyjnej fabule) wyraźne są nawiązania do "Komety" Brunona Schulza. Trzecie wreszcie bardzo istotne, jest nawiązanie do "Operetki" Gombrowicza, jej historiozofii i literackiej struktury. Na kantorowską metaforę nakłada się tu historiozofia Gombrowicza, na kafkowski sen o Ameryce - filozofia Bruno Schulza z Drohobycza, moralność źródeł, genealogii i tożsamości.

Na początku więc następuje swego rodzaju ekspozycja. Ele Wniebogłośny (Lech Łotocki) i Wielki Epsztajn (Jacek Różański) dokonują prezentacji postaci, wnosząc je na scenę jak zasuszone owady. "Oto mała muszka Frida, która ma 108 lat, oto kuzynka Debora, która ma 130 lat" itd. Owi dwaj prestidigitatorzy, twórcy tego odkurzonego teatrzyku, pełnią funkcje podobne jak Szarm i Firulet, bohaterowie Gombrowicza po katastrofie dziejowej, relikty minionej bezpowrotnie epoki, łapiący motyle w finale operetki, a tu - ożywiający je, prezentujący swoją kolekcję. Fotografia rodzinna ożyła, Ele Wniebogłośny i Wielki Epsztajn uruchamiają swój rodzinny teatr marionetek, ludzi - eksponatów. A ponad tym światem zawisa zagrożenie kometą, której metaforyczne znaczenie nakłada się na społeczną historiozofię "Operetki". Motywy biblijne mieszają się tu z elementami kosmicznej i społecznej prekognicji. Ucieczka przed kometą w sen o Ameryce. Sen o ziemi obiecanej i makabreska scenicznej rzeczywistości głodu i bezsensu. Tym razem manna nie spada z nieba, Mojżesz Purecki (Bolesław Idziak) rozdaje tylko blaszane talerze. Niezwykły efekt przynoszą tu zwłaszcza dwie sceny - Madame Smoleński - żona głodomora (Hanna Kulina) z kukłą głodomora, który na miejscu żołądka ma zamontowaną pustą szufladkę oraz kanibalistyczna scena zjadania Jana Sternińskiego (Stilke Junior).

W ostatnich sekwencjach "Końca Europy" wchodzi Zuzanna - ofiara ruchów wojsk w Europie - jak Albertynka, z obnażonymi piersiami, a idea odrodzenia przez młodość i formę sprowadzacie tu do okrzyku - "Ale ma, ale ona ma". A potem kukły największych ideologów Europy, reprezentujących filozofię, religię i sztukę wnoszą na scenę drewnianą kukłę Albertynki. Wątpliwy pomnik zdewaluowanych ideologii, religii i estetyk. W spektaklu tym jest także postać obarczona funkcją kasandryczną. To Plugawa Harmonistka (Sława Kwaśniewska) - w szynelu z harmoszką. Kiedy plebejska Woltyżerka (Elżbieta Jarosik) wykrzykuje sadystycznie Gombrowiczowski "galop, galop, cugle!", Harmonistka zawodzi - "żegnaj Europo, mam widzenie, nieprzeliczone wojska depczą ziemię". W tych fragmentach przedstawienia, niezwykłą rolę odgrywa muzyka Jerzego Satanowskiego. Jest nieodwołalna, natrętna, przytłaczająca niezwy-kłym nastrojem kosmicznego zagrożenia, dziejowego wichru.

Zaskakujące efekty plastyczne i interpretacyjne osiąga Janusz Wiśniewski przenosząc na scenę w sposób dosłowny niektóre immanentne elementy stylistyczne prozy Bruno Schulza. "Archiwalna pozycja w wielkiej registraturze nieba" ożywa dokładnie według metody Schulza z "Komety": "Proszę mi wybaczyć, jeżeli opisując te sceny pełne ogromnego spiętrzenia i tumultu wpadam w przesadę, wzorując się mimo woli na pewnych starych sztychach w wielkiej księdze klęski i katastrof rodzaju ludzkiego. Wszak zmierzają one do jednego praobrazu i ta megalomaniczna przesada, ogromny patos tych scen wskazuje, że wybiliśmy tu dno odwiecznej beczki wspomnień, jakiejś prabeczki mitu, włamaliśmy się w przedludzką noc pełną bełkocącego żywiołu, bulgocącej anamnezy, i nie możemy już wstrzymać wezbranego zalewu". Janusz Wiśniewski z artystycznej i semiotycznej przesady czyni zasadę i siłę spektaklu. Dlatego sięga po czysto plastyczny rytm przedstawień Kantora, po anemnezyjną konstrukcję jego ostatnich spektakli, znajdując w "Manekinach" Schulza wspólną ich genealogię. To przypominanie jest jednak w "Końcu Europy" nie tyle nostalgiczne i pełne narodowych świętości, ile jest projekcją losów zgalwanizowanej grupki bohaterów w przyszłość, która układa się w apokalipsę. Charyzmaty i idee Kantora zastępuje tu makabryczny, groteskowy, ludzki i teatralny śmietnik. Znaki tego spektaklu są zredukowane do najprostszych odruchów, a idee do najprymitywniejszych paradygmatów.

Powtarzają się w tym spektaklu Wiśniewskiego i inne motywy. Na przykład rola wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie pokazana jako element bezmyślnej tresury, która prowadzi do powtarzalności, redukcjonizmu funkcji życiowych i scenicznych, wtórnych wobec projekcji demiurga, wobec pamięci mędrca. Michał Grudziński, ożywiona kukła mędrca z "Panopticum" nazywa się w tym spektaklu Nauczycielem Śmierci.

Bezsilność i zagrożenie gromady ludzkiej wypełniającej sceniczny świat, jest dla Wiśniewskiego i ma być dla widza obiektem matematycznej obserwacji, jakim było rozgwieżdżone niebo dla ojca w "Komecie" Schulza.

I właśnie przez ten artystyczny dystans i nieemocjonalny, bardzo zewnętrzny sposób wyrażania najsilniejszych nawet emocji, poprzez pełen rezygnacji spokój akceptujący status quo i nieuchronność zagrożenia, jest ta radosna apokalipsa tak przejmująca, że wychodzimy z przedstawienia niemal przekonani, że jest rzeczywista.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji