Artykuły

Diabeł z baru disco

Na reżyserski debiut w Budapeszcie Michał Znaniecki wybrał "Fausta". I zrezygnował z Mefista, bo dziś skuteczniej potrafi kusić sama rzeczywistość - recenzja Jacka Marczyńskiego w Rzeczpospolitej.

O operowym życiu Budapesztu Polacy wiedzą na ogół niewiele, choć bywają tu często i chętnie. A Węgrzy mogą na przykład poszczycić się jednym z najpiękniejszych budynków teatralnych Europy, porównywalnym ze słynną wiedeńską Staatsoper. I na dodatek co roku w maju organizują w nim festiwal, jakiego możemy im pozazdrościć.

Który z polskich teatrów stać na to, by przez dwa tygodnie zajmować się wyłącznie tematem Fausta w operze i muzyce? A temu poświęcona jest trwająca tegoroczna edycja festiwalu. Skoro zaś bohaterem ma być rozsławiony przez Goethego stary mędrzec zamieniony przez Mefista w młodzieńca, nie mogło zabrakną najsłynniejszej operowej wersji tej opowieści - "Fausta" Charles'a Gounoda.

Do przygotowania premiery inaugurującej festiwal wybrano Michała Znanieckiego. Polak krąży nieustannie po różnych scenach świata, zorganizował nawet własny, prywatny festiwal w Argentynie, w Budapeszcie jednak nigdy wcześniej nie pracował.

"Faust" Gounoda należy do popularnych, ale i zdradliwych oper. Jest w nim bowiem wiele popularnych melodii, popisowych numerów wokalnych, ale też operowej sztampy. Jak bowiem wiarygodnie przedstawić choćby scenę zabawy XVI-wiecznych niemieckich mieszczan (jak chciał Goethe), gdy tańczą oni w rytm walca, który był popularny w XIX-wiecznym Paryżu za czasów Gounoda?

Michał Znaniecki szczęśliwie ominął takie inscenizacyjne rafy. Akcje umieścił bliżej naszych czasów, choć bez natrętnej dosłowności. Zabawa odbywa się zatem w barze Bacchus Disco i jest naprawdę szalona, choć nikt nie tańczy klasycznego walca. Rytm na trzy czwarte ma jednak w sobie coś porywającego, zwłaszcza gdy orkiestrę w Budapeszcie prowadzi z temperamentem jeden z najlepszych dyrygentów operowych Europy, Włoch Maurizio Benini.

Najważniejszy pomysł polskiego reżysera polega jednak na pozbawieniu "Fausta" cech metafizycznych. Mefisto, który zawiera pakt ze znużonym życiem mężczyzną, nie ma cech diabolicznych. To raczej życzliwy kumpel, który oferuje młodość, pieniądze i powodzenie u kobiet. A o tym marzy każdy facet we współczesnym świecie.

Nic zatem dziwnego, że Faust tak łatwo ulega. A że potem się okazuje, że żadna z tych zdobyczy nie dała szczęścia? To także jest bardzo współczesne nam doświadczenie. Bóg zaś nie musi wcale ingerować. Zmęczone i poharatane oko boskiej opatrzności patrzy więc w finale ze smutkiem na to, co robimy z własnym życiem.

Znaniecki należy do reżyserów, którzy opowiadają operowe historie po swojemu, nie zmieniając wszakże sensu klasycznych dzieł. I taki jest też "Faust" w Budapeszcie, przyjęty życzliwie i z dużym zainteresowaniem. Tylko podczas festiwalu będzie prezentowany do końca maja sześciokrotnie, a potem zostanie w stałym repertuarze.

Sam reżyser jest już tymczasem w Izraelu, gdzie na wielkim festiwalu w pustynnej Masadzie przedstawi plenerową inscenizację "Carina Burana". W planach ma zaś jeszcze m.in. premierę Wagnerowskiej "Walkirii" w hiszpańskim Oviedo, a na koniec roku szykuje premierę "Trubadura" Verdiego w Operze w Tel Awiwie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji