Artykuły

Krzysztof Babicki: od zawsze słuchałem piosenek Beatlesów

- Zabrzmi tylko oryginalna muzyka Beatlesów. Podobnie, jak w przypadku muzyki Okudżawy, Wysockiego, Kaczmarskiego, także w przypadku Beatlesów, nie jestem w stanie słuchać jej w innym wykonaniu - mówi reżyser Krzysztof Babicki przed premierą "Żółtej łodzi podwodnej" Pawła Huelle. Najnowsza premiera gdyńskiego Teatru Miejskiego to spektakl poświęcony historii zespołu The Beatles. Przedstawienie będzie można zobaczyć na scenie na Darze Pomorza.

Przemysław Gulda: Skąd pomysł, żeby przenieść na scenę historię zespołu The Beatles?

Krzysztof Babicki: Zespół The Beatles jest pretekstem do opowieści o historii powojennej Europy i oczywiście o historii muzyki rockowej. Sztuka Pawła Huellego dzieje się współcześnie, w domu opieki społecznej, gdzie pensjonariuszki wspominają swoją młodość w latach 60-tych. W tych wspomnieniach zatracają się granice między rzeczywistością a konfabulacją. Przez ich pokój przesuwają się takie postacie jak John, Paul, Yoko, a także morderca Johna - Mark Chapman. Toczy się opowieść o miłości, muzyce i śmierci.

Czym jest dla pana twórczość The Beatles? W jakich momentach pojawiała się w pana życiu? Na ile jest dla pana ważna?

- Od zawsze słuchałem piosenek Beatlesów. Gdy w 1970 roku, jako czternastoletni chłopak pojechałem do Londynu, za całe swoje kieszonkowe kupiłem dwa ostatnie albumy Beatlesów: "Abbey Road" i "Let it Be". Z kolegami z klasy namiętnie słuchaliśmy tych płyt na adapterze Bambino. The Beatles to już dla mnie muzyka klasyczna. Z całej muzyki XX wieku to o nich przede wszystkim będzie się pamiętało. Ich utwory są nadal bardzo ważne w moim życiu, moja 8-letnia córka często prosi mnie, żebym je puszczał w samochodzie, kiedy razem jedziemy.

Jakie znaczenie ma dla pana osobiście muzyka rockowa jako taka? Jaki jest pana ulubiony zespół?

- Muzyka rockowa w czasach mojego dzieciństwa i młodości - The Beatles, Pink Floyd i mój ulubiony zespół The Rolling Stones - była dla mnie czymś w rodzaju tlenu w socjalistycznej rzeczywistości. Z prawdziwym wzruszeniem oglądałem koncert Stonesów w Hyde Parku, z okazji 50-lecia zespołu.

Muzyka rockowa ma w Polsce bardzo niski status, zupełnie nieporównywalny z pozycją, jaką ma w kulturze choćby anglosaskiej. Dlaczego pana zdaniem tak jest?

- Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, bo dla mnie miała zawsze bardzo wysoki status.

Czy właśnie z tego względu nie boi się pan ożenienia muzyki rockowej ze sceną teatralną?

- Myślę, że funkcja w jakiej występuje muzyka Beatlesów w spektaklu "Żółta łódź podwodna" jest nie do przeceniania. Jest ona niezbędną częścią tego przedstawienia. Pełni rolę komentatora zdarzeń, czasem bardzo dowcipnie, niekiedy bardzo serio, a w kilku scenach przejmująco.

Tego pytania nie sposób uniknąć przy realizacji tego typu: co z muzyką? Czy zabrzmi podczas przedstawienia? Czy będą to oryginały, a jeśli tak - czego wymagało zdobycie praw do ich użycia? Czy raczej covery, a jeśli tak - kto będzie je wykonywał?

- Zabrzmi tylko oryginalna muzyka Beatlesów. Podobnie, jak w przypadku muzyki Okudżawy, Wysockiego, Kaczmarskiego, także w przypadku Beatlesów, nie jestem w stanie słuchać jej w innym wykonaniu. Paweł Huelle, pracując nad tekstem, wykonał w ciągu ostatnich trzech lat gigantyczną pracę, sięgając do korespondencji, dokumentacji sądowej, archiwaliów i innych materiałów, które dotyczą zdarzeń z życia bohaterów naszego spektaklu, starając się odkryć ich pobudki i motywacje. Dlatego to właśnie muzyka Beatlesów jest najlepszym komentarzem do kreowanej przez nas rzeczywistości scenicznej. Za wykorzystanie ich muzyki oczywiście teatr zapłaci tantiemy przewidziane w prawie autorskim.

Jak sprawdza się "Dar Pomorza" jako scena do właśnie takiej opowieści?

- "Dar Pomorza" sprawdził się znakomicie jako scena do "Idąc rakiem" Güntera Grassa. Kilka dni temu, 24 maja, zagraliśmy tam już pięćdziesiąte przedstawienie i, sądząc po pełnej widowni, spektakl ten zostanie w repertuarze Teatru Miejskiego w najbliższych sezonach. Jeżeli chodzi o "Żółtą łódź podwodną" to na najbliższy tydzień po premierze, a gramy codziennie, nie ma już biletów. Myślę, że sprawia to kameralności przestrzeni, która zmusza reżysera, scenografa i aktorów do całkowitej umowności. To wnętrze staje się pokojem w domu opieki, salą sądową, ulicą w Nowym Jorku i łóżkiem w hotelu w Gibraltarze, z którego John i Yoko chcą zmienić świat. Pojawiają się tu duchy, jak choćby postać menadżera Beatlesów Briana Epsteina. Ma ona znaczenie symboliczne. Klaustrofobiczna przestrzeń, malutkie bulaje, wąskie schody mogą kojarzyć się z łodzią podwodną, a sztuka opowiada przede wszystkim o zanurzaniu się i wypływaniu na powierzchnię. W życiu i w sztuce.

Na zdjęciu: Krzysztof Babicki podczas próby na Darze Pomorza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji