Artykuły

"Ignorant i szaleniec" Mykietyna

Nowa opera polska to fakt sam przez się ważny i pamiętny, niestety nieczęsty i krótkotrwały - tak pisano prawie sto lat temu witając prapremierę "Bolesława Śmiałego" Ludomira Różyckiego. I choć przez ten czas świat zmienił się bardzo, te słowa pozostają i dziś aktualne.

Bowiem obserwując działalność co większych teatrów operowych, pozycję społeczną (i finansową) czołowych śpiewaków czy manifestacyjne wręcz zainteresowanie odbiorców "wydarzeniami" w tej dziedzinie, musimy stwierdzić, że gatunek operowy nic nie stracił a nawet zyskał na popularności. Zapewne twierdzenie to trochę demagogiczne, bo nowe media uczyniły powszechnie dostępnym niemal wszystko co niegdyś było całkowicie elitarne. I właśnie jak ten rodzaj sztuki, bądź co bądź elitarnej, funkcjonuje dziś próbuje przedstawić Paweł Mykietyn, tworząc quasi-operę o wielkiej operze, jej sługach i wyznawcach.

Chwyt to wcale nie nowy - teatr w teatrze pokazywał już niejeden autor, z Szekspirem na czele. Kompozytor posługuje się tu tekstem sztuki "Ignorant i szaleniec" wybitnego współczesnego austriackiego pisarza Thomasa {#au#255}Bernharda{/#} (premiera - Salzburg 1972 r.), adaptowanym przez Krzysztofa Warlikowskiego - reżysera teatralnego, nie po raz pierwszy pracującego na scenach Teatru Wielkiego. To naprawdę godne pochwały, że zamówiła ten utwór i zapewniła jego prapremierę na swej scenie kameralnej dyrekcja Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. Taki dowód popierania rodzimej twórczości to nie tylko formalna nobilitacja, to także zapewnienie premierowej realizacji doskonałego poziomu wykonawczego.

Od tej strony nowej operze kameralnej Mykietyna-Warlikowskiego według Bernharda nie można postawić żadnych zarzutów. No, może ten, że tekst, który pełni tu niezwykle ważną rolę, nie zawsze dociera do słuchacza, nawet w pierwszych rzędach. Prosta, skupiona na zasadniczych działaniach reżyseria, wsparta skromną lecz niepozbawioną skojarzeniowej fantazji scenografią (Małgorzata Szczęśniak) i maksymalnie wykorzystaną rolą świateł (Stanisław Zięba) tworzą spektakl dość zwarty i wizualnie interesujący.

W skrócie: akt I to oczekiwanie za kulisami sceny operowej na gwiazdę koloratury, która wystąpi w partii znany z doskonałych predyspozycji aktorskich oraz fanatyczny wielbiciel divy - Doktor, tj. angielski kontratenor Jonathan Peter Kenny, godzien najwyższego podziwu za wyuczenie się swej niemałej partii, w lwiej części mówionej po polsku. Potem przychodzi garderobiana - Stanisława Celińska (nic dodać - nic ująć, nawet w niewielkiej roli mówionej aktorka potrafi w pełni zaistnieć na scenie) i wreszcie - światowej sławy koloratura czyli Olga Pasiecznik, również swobodna aktorsko, której mozartowski popis może zadowolić najwybredniejsze ucho (jaka szkoda, że trwa tak krótko).

W akcie II pojawia się jeszcze na scenie kelner - Jacek Laszczkowski, który w pierwszej części popisuje się nagranym fragmentem partii Tarnina oraz kapelmistrz Wojciech Michniewski już bez batuty, w komentarzu słownym. Właściwa rola dyrygenta prawie kończy się w pierwszej części. Zespół kameralny instrumentalistów orkiestry TW gra zresztą pod jego batutą znakomicie, jednak kompozytor na pewno świadomie potraktował tu swoją muzykę jako dość mało ważny dodatek do całej przewrotnej historii znudzenia operą, a zwłaszcza jej kulisami: czymże jednak byśmy się tak ekscytowali bez Mozarta i jego genialnej muzyki?

Przy tym wszystkim, nowa opera polska choćby i tak mało "operowa", jak "Intrygant i szaleniec", budzi i budzić będzie zawsze zainteresowanie i nadzieje. Czy je spełnia - na to pytanie chyba nie można i nie ma potrzeby w tej chwili definitywnie odpowiadać. Wszakże na przestrzeni stuleci nawet w ocenie wielkich dzieł wielokrotnie mylili się krytycy i uznawali autorytety, a co dopiero ignorant(ka) oceniająca szaleńca, który przy okazji (nieźle wybranej - to trzeba przyznać) solidnie "przykłada" i krytykom i publiczności i całej "wysokiej kulturze". No cóż, kontestacja jest zawsze modna, a kontrowersyjni artyści zażywają zwykle większej sławy niż inni. Zresztą bez takowych świat byłby nudny, a wszelka sztuka stałaby zapewne w miejscu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji