Artykuły

Może lepiej, żeby ludzie do siebie śpiewali...

- Otrzymał Pan zamówienie z Teatru Wielkiego - Opery Narodowej na operę. Dzieło odrodzenia gatunku operowego powierzono więc kompozytorowi najmłodszego pokolenia - co prawda obsypanego nagrodami, doskonale sprawdzonego w gatunku liryki wokalnej ("Sonety" Szekspira) i w dodatku ulubieńca publiczności Warszawskiej Jesieni.

- Trudno mówić o kryzysie opery, jej odrodzenie jest faktem. Myślę, że dzieje się tak - przynajmniej w Polsce - między innymi za sprawą zainteresowania operą kilku młodych, świetnych reżyserów ze świata filmu i teatru, których inscenizacje nie są estetycznie muzealnym dodatkiem do muzyki, ale żywą i bardzo aktualną interpretacją zawartych w niej treści. Co zaś się tyczy potencjalnych twórców opery - dla wielu wybitnych kompozytorów odstraszająca była sama konwencja opery: ludzie rozmawiają ze sobą śpiewając. Myślę, że można znaleźć sposób na usprawiedliwienie śpiewanych dialogów lub przyjąć tę konwencję z dobrodziejstwem inwentarza. Może lepiej, żeby ludzie do siebie śpiewali, skoro coraz trudniej im ze sobą po prostu rozmawiać.

- Proszę powiedzieć coś o swoim dziele.

- Jest to utwór skomponowany z myślą o konkretnych wykonawcach, konkretnej przestrzeni i przede wszystkim konkretnych inscenizatorach - reżyserze Krzysztofie Warlikowskim i scenografie Małgorzacie Szczęśniak, z którymi od pięciu lat współpracuję w teatrze i którzy byli głównymi pomysłodawcami tego projektu.

Trzy lata temu Krzysztof pokazał mi sztukę Thomasa {#au#255}Bernharda{/#} "Ignorant i szaleniec" i razem uznaliśmy, że jest to fascynujący materiał na libretto. Kiedy w maju zeszłego roku otrzymałem oficjalne zamówienie na operę, Krzysztof dokonał adaptacji i natychmiast przystąpiłem do pracy. Chodziło nam o stworzenie czegoś, co będąc operą, będzie też realistycznym teatrem dramatycznym.

- Czy tytułowy ignorant i szaleniec jest też głównym bohaterem opery (i w ogóle - kto to taki)?

- W zasadzie jest to opowieść o divie operowej, wykonującej na deskach największych oper świata partię Królowej Nocy. Jest podziwiana przez miliony ludzi na całym świecie, ale zdaje sobie sprawę, że nikt nie dostrzega w niej istoty ludzkiej, a tylko "maszynę do koloratury". Jedynymi osobami w jej otoczeniu są wiecznie pijany ojciec - alkoholik, garderobiana oraz lekarz - właściwie główna postać dramatu, który jako jedyny potrafi dostrzec w niej człowieka. Ale z kolei jest on pozbawionym duchowości racjonalistą, który człowieka postrzega przez pryzmat narządów, z których jest złożony. Jednym z "refrenów" opery jest szczegółowy opis sekcji zwłok.

- Czy wątek "mozartowski" został podjęty także w warstwie muzycznej?

- Tak. Pierwszy akt rozgrywa się w garderobie. Ojciec i Doktor oczekują na Królową Nocy, która ze spektaklu na spektakl coraz później zjawia się w teatrze, doprowadzając tym podróżującego z nią wszędzie Ojca do skrajnej frustracji. Pod koniec pierwszego aktu zaczynają się pojawiać cytaty z "Czarodziejskiego fletu" i robi się opera w operze. Cytaty (przy ścisłym zachowaniu chronologii "Czarodziejskiego fletu") mają różne funkcje i różne są sposoby ich podania - od ledwie rozpoznawalnych strzępów melodii, poprzez wykorzystanie warstwy wokalnej i zderzenie jej z moją muzyką, po wierne fragmenty wzięte z Mozarta w stosunku 1:1. Starałem się również, aby w warstwie słownej relacja między Bernhardem a Schikanederem nie pozostawała bez kontekstu.

- Wiem, że słuchacze uwielbiają rozwiązywanie takich szyfrów, o ile nie przerastają one ich możliwości. Mam nadzieję, że będzie im lekko.

- Chciałem stworzyć muzykę lekką. Nie tyle "lekką, łatwą i przyjemną", co odartą z występującego u wielu twórców, działających na różnych, często przeciwnych biegunach estetycznych, patosu. Nie mówię tutaj bynajmniej o neoromantycznym monumentalizmie, lecz raczej o pewnym dystansie, świadomie czy nieświadomie stwarzanym przez kompozytorów w stosunku do odbiorcy.

Ponieważ, jak już wspominałem, chodzi tu o stworzenie - w warstwie dramatycznej - rzetelnego teatru, należało odpowiednio wyważyć relacje między słowem a muzyką.

- Czy znana jest już obsada?

- W postać Królowej Nocy wcieli się znakomita Olga Pasiecznik. Jej garderobianą zagra Stanisława Celińska. Doktorem będzie Jonathan Peter Kenny - kontratenor pamiętny z opery Roxanny Panufnik. Odtwórcą partii ojca Królowej Nocy będzie Jerzy Artysz, usłyszymy też Jacka Laszczkowskiego, który wcieli się w kilka różnych postaci. Trzynastoosobowy zespół instrumentalny poprowadzi Wojciech Michniewski, z którym miałem zaszczyt współpracować przy okazji wykonań wielu moich utworów.

- Udało się więc zgromadzić śpiewaków najwyższej rangi europejskiej. Przy tym, co warto podkreślić, obdarzonych na dodatek talentem aktorskim. No i wspaniała Stanisława Celińska. Szansa na stworzenie rzetelnego teatru jest więc chyba w zasięgu ręki. A kierownictwo muzyczne w rękach Wojciecha Michniewskiego - obecnie chyba w swej życiowej formie - gwarantuje niebanalną, wrażliwą realizację muzyczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji