Artykuły

Romantyczny Kibic Łódzki

Fascynuje mnie licytowanie się, kto jest bardziej łódzki. ŁKS chwali się, że był pierwszy, a wieśniarski ich zdaniem Widzew powstał dopiero w 1910 roku, czyli dwa lata później. Nie spotkałem innych grup społecznych, które by się tak identyfikowały z miastem! - mówi Tomasz Rodowicz, reżyser przedstawienia "Derby. Białoczerwoni".

W czwartek rozpoczyna się festiwal Łódź Czterech Kultur. W cyklu Podwórka premierowo pokazany zostanie spektakl teatru Chorea - "Tymienieckiego 3. Derby. Białoczerwoni".

Izabella Adamczewska: Nie obawia się pan, że kibice Widzewa i ŁKS-u wpadną na spektakl?

Tomasz Rodowicz: Zapraszamy! Nie stajemy po żadnej ze stron i w ogóle nie o tym jest to przedstawienie. Owszem, zaczyna się od pytania "Za kim jesteś?". Aktorzy - Chorei, Pinokia, studenci Filmówki - dzielą się zgodnie ze swoimi sympatiami, bo każdy łodzianin jest za Widzewem albo ŁKS-em. Nigdy nie wiedziałbym, jak szybko uruchamiają się emocje, gdy trzeba deklarować własną przynależność, gdyby nie DERBY.

W opisie spektaklu używacie sformułowań "plemię", "rytuał". Weszliście w te egzotyczne środowiska jak Bronisław Malinowski pomiędzy dzikich?

- Rozmawialiśmy z kibicami, działaczami, przejrzeliśmy setki zdjęć i filmów. Kibice bardzo dbają o swoją kulturę, dokumentują wydarzenia, to buduje ich tożsamość i poczucie wspólnoty. Staraliśmy się przyjrzeć tematowi z różnych perspektyw. Spotykaliśmy się i z aktywnymi wojownikami - chuliganami i ultrasami - i z piknikami, czyli starszymi kibicami, którzy na mecze przychodzą z rodzinami i mają specjalnie wydzielone miejsca. Z osobami, które zajmują się organizacją, na przykład zbiórek na przedszkola. Z archiwistami.

Te historie zostały wykorzystane?

- W dużej mierze tak. Artur Grabowski, dramaturg, wplótł je w tekst. Nie jest to klasyczny spektakl, linearny, z postacią prowadzącą i spójną akcją. Bohaterów jest kilkunastu. Patrzymy na nich z zewnątrz i od środka. Szukamy klucza, żeby rozpoznać, co stoi za ich identyfikacją z grupą. Mają wewnętrzne kody zachowań, hierarchii, są doskonale zorganizowani. Ale struktury tych grup nie interesują nas tak bardzo jak ludzkie historie.

To będzie spektakl o ludziach czy o mieście? A może o Polsce?

- Tożsamość miasta jest dla nas w kontekście tematu kibiców bardzo ważna. Fascynuje mnie licytowanie się, kto jest bardziej łódzki. ŁKS chwali się, że był pierwszy, a wieśniarski ich zdaniem Widzew powstał dopiero w 1910 roku, czyli dwa lata później. Nie spotkałem innych grup społecznych, które by się tak identyfikowały z miastem! Linia podziału przechodzi przez śródmieście: Kościuszki, Rewolucji. Dlatego podwórko, w którym początkowo miał zostać zorganizowany spektakl, przy Wschodniej 50, było ciekawsze, bo jest właśnie na granicy. Tam konfrontacje na pewno się zdarzały.

Kibice wyznaczają granice podziału Łodzi na dwa miasta, wymagają odpowiedzi: czy jesteś z naszego plemienia czy nie? Kiedy w latach 70. zaczynałem jeździć po wsiach z Gardzienicami [eksperymentalna grupa teatralna - red.], trafiłem do miejsc, w których styl życia nie zmieniał się od pokoleń, ludzie byli zakorzenieni. Dziadkowie nie mogli zrozumieć, dlaczego ich dzieci wyjechały do miasta. Po co, skoro właśnie tu jest centrum świata? Mam wrażenie, że kibice mają taki właśnie stosunek do Łodzi. Za Żoliborzem, na którym się urodziłem, nie tęsknię. Jestem raczej obywatelem świata. A łódzcy kibice nie. Czują do Łodzi i dumę, i nienawiść. To miasto kopie ich w dupę, ale jest ich.

Zadaliśmy sobie pytanie, dlaczego potrzebują tak silnej identyfikacji, co stanowi o ich wspólnocie. Przede wszystkim - czym jest ich dziwny patriotyzm, nie do końca historyczny, bo złożony z hasła "precz z komuną", Marszu Niepodległości i "żołnierzy wyklętych". Na pierwszy rzut oka to wygląda na naiwne, ale kiedy zaczynamy analizować ich myślenie, uświadamiamy sobie, jak bardzo jeszcze dzisiaj ludzie potrzebują prawdziwych bohaterów, herosów, osób niezłomnych, nieprzekupnych, którzy nie idą na kompromisy. Do końca są wierni, jak bohaterowie podziemia. Ta determinacja i etos mocno kontrastują z powszechną mobilnością, nie-klarownością systemu wartości.

Polscy kibice bardzo różnią się od kibiców z innych krajów, Wschodu czy Zachodu. Widzę mocne powiązania z romantyzmem. Artur Grabowski wprowadził jako kontekst "Wyzwolenie" Wyspiańskiego.

Grupa kibiców ŁKS-u szwendała się po Lodzi. Zaczaili się w jakimś zaułku i nagle słyszą: "Żydzi idą!". Już się naszykowali, a tu zza rogu wychodzi grupa młodych chasydów z Nowego Jorku. Osłupieli i patrzą po sobie: "Ty, co jest, kurwa, grane! To są prawdziwi Żydzi? To nie nasi, spierdalamy stąd"

Maria Janion na wyrost wieszczyła kres paradygmatu romantycznego po 1989 roku.

- Kibice opowiadali, że na jednym z osiedli odnaleźli powstańca z powstania warszawskiego. Zaczęli przychodzić do niego na opowieści i przy okazji mu pomagać.

Grupy kibicowskie są trochę jak struktury mafijne, z ich hierarchią, wartościami, przywiązaniem do miasta, klubu, społeczności. Z przekonaniem, że kolegi się nie zostawia. Oczywiście nie chcę kibiców ani wybielać, ani uszlachetniać. Ciekawi mnie mechanizm. Co się dzieje z człowiekiem, który jest nikim, gdy siedzi w bloku na dziesiątym piętrze, i nagle staje się kimś, wychodząc na podwórko i idąc z kolegami na mecz. Albo malując oprawy.

Oprawy?

- Transparenty, bannery rozwijane na każdym wyjeździe. Bardzo starannie je malują, a po meczu niszczą. Mają charakter okazjonalny.

[Tomasz Rodowicz przynosi album Wojciecha Wilczyka z wystawy "Święta wojna" w Atlasie Sztuki i pokazuje kibicowskie graffiti]

- Mają bardzo bogatą ikonografię. "Rodowici łodzianie". Kult tych, którzy zginęli, przechowywana pamięć, dzięki której budowana jest tożsamość. Rotmistrz Pilecki i "żołnierze wyklęci"... I Polska Walcząca. Co ma wspólnego z Łodzią? Albo papież w kontekście futbolu. Rytualno-plemienna religijność.

Przedziwny jest ich lokalny antysemityzm. Jedni drugich nazywają Żydami, co jest o tyle zabawne, że wśród założycieli obu klubów byli przed wojną Żydzi. Kilka lat temu, kiedy były jeszcze derby, grupa kibiców ŁKS-u szwendała się po Łodzi, bo nie wpuścili ich na stadion. Szukali okazji, żeby się sprawdzić, pokazać, kto jest lepszy. Zaczaili się w jakimś zaułku i nagle słyszą; Żydzi idą! Już się naszykowali, a tu zza rogu wychodzi grupa młodych chasydów z Nowego Jorku. Osłupieli i patrzą po sobie: "Ty, co jest, kurwa, grane! To są prawdziwi Żydzi? To nie nasi, spierdalamy stąd". Bo musi być "nasz" Żyd, żeby móc go zahaczyć.

Ustawki to odpowiednik dawnych turniejów rycerskich, honorowych konfrontacji. Kiedyś były żelazne zasady, na przykład żeby nie atakować za pomocą narzędzi, tylko na gołe ręce albo nogi. Tę regułę złamała Cra-covia.

Zakazane słowa, przekleństwa, wulgaryzmy to ich próba kontestowania kapitalistycznego społeczeństwa, do którego się nie załapali, które ich odrzuciło i zepchnęło na margines. Pieniądze niczego nie zmieniają. Po strzelaninie w trakcie juwenaliów [w 2004 roku tłumiąc zamieszki wywołane przez kiboli na osiedlu studenckim, policja pomyłkowo użyła ostrej amunicji - przyp. red.] rodzina zabitego chłopaka dostała spore odszkodowanie. Po roku już nic nie było, wszystko poszło na imprezy. Nie mówimy o tym wszystkim wprost, żeby nie tworzyć obrazu 1:1.

Chcieliśmy przebić się przez czystą publicystykę. Teraz przedstawienia często produkuje się według jednego schematu. Szuka się interwencyjnego tematu, a potem przegląda internet w poszukiwaniu historii i dialogów. Czyta się fora, żeby zobaczyć, co ludzie myślą, i z tego buduje się spektakl. A nam zależało na przedstawieniu rzeczy nieoczywistych. Żeby widz nie wyszedł z gotową odpowiedzią, ale spróbował inaczej spojrzeć na to, co biało-czerwono-białe lub czerwono-biało-czerwone. Flagi ŁKS-u i Widzewa tylko tym się różnią.

Chodził pan na mecze?

- Tak. Fascynujące doświadczenie. Zapiewajło, wodzirej, zbiera kibiców, rozstawia, wykonuje rytualne gesty. Każe skakać, więc wszyscy skaczą. To ja też zacząłem skakać, żeby nie oberwać. Niebywałe uruchomienie energii! Jak ci kibice rykną, można się poczuć jak na prawdziwej wojnie. Przyjaciel opowiedział mi o swoim koledze, który 20 lat temu studiował polonistykę. Miał napisać pracę o języku kibiców Legii. Jedynym sposobem, żeby go poznać, było jeżdżenie z nimi na mecze, bo przecież nie mógł chodzić do nich i wypytywać, jakim językiem się porozumiewają. Po trzech miesiącach oznajmił, że pieprzy to życie i nie wraca na studia, że woli jeździć z chłopakami. Ta atmosfera może fascynować.

Jak pan interpretuje wojnę na murach? Że Widzew gotuje herbatę w wodzie na pierogi, a ŁKS jeździ ti-co?

- Wojownicy tego nie lubią. Uważają, że to odbiera im i ich klubom powagę. Ale wiem, że to od jednego z kibiców wyszedł pomysł, to ich inicjatywa. Coś jak wypuszczenie powietrza. Zastanawiam się, czy nie włączyć tych napisów do spektaklu, żeby trochę go rozluźnić. Zrobił się strasznie mroczny

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji