Artykuły

Nóż na gardle

W pełnych uroku czasach lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych scenę przy placu Szczepańskim nawiedzały stada znakomitych spektakli, o których można dzisiaj czytać w encyklopediach. Tytuły szły latami, przy pełnej widowni. Zdarzało się, że w czasie ich grania dojrzewało następne pokolenie odbiorców. Był to - jak teraz widzę -najszczęśniejszy czas dla Starego Teatru - pisze Jan Nowicki w Gazecie Krakowskiej.

Zniewoleni (do pewnego stopnia) komuną, w otoczeniu takich znakomitości jak Konrad Swinarski, Jerzy Jarocki, Andrzej Wajda i Zygmunt Hubner, aktorzy Starego Teatru wznosili się na wyżyny swoich umiejętności. W repertuarze Mickiewicz, Krasiński, Wyspiański, Czechów, Gogol, Babel, Molier, Dostojewski. Słowem - światowa czołówka dramatopisarzy.

W Krakowie żyły tysiące zrzeszonych w Towarzystwie Miłośników Teatru. Każdy musiał chociaż raz zobaczyć "Dziady", "Noc listopadową", "Wyzwolenie", "Biesy", "Proces", "Wesele", "Nastazję Filipowną", "Tango", "Mizantropa".

Wymienione tytuły szły latami, przy pełnej widowni. Zdarzało się, że w czasie ich grania dojrzewało następne pokolenie odbiorców. Był to - jak teraz widzę -najszczęśniejszy czas dla Starego Teatru. Pamiętam poszczególne premiery przedstawień i atmosferę przy ich powstawaniu. Zawsze towarzyszyło temu twórcze napięcie całego zespołu, radość i nabożny lęk uczestniczenia w czymś szczególnym. Premiery. A potem granie, granie, granie. Całymi sezonami dodawało skrzydeł. W końcu zmęczenie i upadek. Ale bezbolesny, bo z okazji nowych przedsięwzięć wyrastały nam już nowe...

Ścigaliśmy się z Kantorem, Grotowskim, Axerem. . Byliśmy skromni, ale także bezczelnie dobrzy. Żyliśmy z tym całymi latami. A z nami wspaniała, krakowska widownia. Widzowie całej - bez mała - Europy i obu Ameryk. Przed każdą premierą jednakże dopadała nas obawa, że tym razem może się nie udać. Kto dzisiaj uwierzy w rozmowę Andrzeja Wajdy z Kaziem Kaczorem i ze mną, podczas której ten wielki reżyser wznosił ręce do nieba z prośbą, żeby cenzura zdjęła nam "Biesy", bo tylko w ten sposób unikniemy kompromitacji? Nikt!

Nie wiem, czy sam Tadeusz Różewicz pamięta, jak to ostrzegał nas przed groźnym w skutkach przenoszeniem prozy Dostojewskiego na scenę? A rezultat? Porażona przedstawieniem widownia, a teraz legenda, którą wśród starszych przenosi się z ust. do ust. Za każdym razem jednak przystępowaliśmy do pracy z rozkosznym nożem na gardle. Bo inaczej się nie da. Tylko tędy droga.

Wspominam o tym dlatego, bo jakiś czas temu w telewizyjnej wypowiedzi - miłościwie nam panująca - Krystyna Janda oświadczyła, że właśnie otwiera teatr, w którym obowiązywać będzie wyłącznie przyjemność i radość tworzenia. Luz. Bez noża na gardle? Nieporozumienie, Krysiu! Na absolutnym luzie nic się nie da zrobić. Nawet... dobrego salcesonu. Sztuka powinna powstawać w atmosferze odpowiedzialności, ze spokojem, radośnie, ale z czymś ostrym w ręku. Może to być choćby nóż, którym - w momencie nawet najbardziej udanej premiery - powinniśmy się odciąć od nadmiaru dobrego samopoczucia Możesz nim także pomniejszyć nadmiar wątpliwości. Odradzam jednak. One są solą każdego odpowiedzialnego myślenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji