Artykuły

Trochę wielkiego świata

Wiodłem kiedyś długą dyskusję z doświad­czonym muzykiem, który twierdził, że dyrygent dla orkie­stry jest jedynie dodatkiem. O jej grze decydują i tak umiejętności in­strumentalistów. Jeśli miał rację, to po premierze "Tankreda" w Operze Narodowej, od orkiestry należy tu wymagać znacznie więcej, bo zasia­dają w niej naprawdę wyborni muzy­cy. Ale dowiódł tego właśnie dyry­gent, Alberto Zedda.

Doświadczony włoski maestro to najwybitniejszy na świecie znawca muzyki Gioacchino Rossiniego. Do Warszawy przyjechał na tydzień przed premierą, ale wraz z asystentem, Sław­kiem A. Wróblewskim pokazał, że in­strumenty dęte w warszawskiej orkie­strze potrafią grać czysto i równo, smyczki brzmią szlachetnie i miękko, co wcześniej bywało rzeczą niemożli­wą do osiągnięcia. Rzadko gościmy w Polsce tej klasy dyrygentów, a to właśnie dzięki nim okazuje się, iż moż­liwe są u nas muzyczne kreacje, przy­rządzone za znawstwem stylu i dopra­cowane w każdym szczególe.

Alberto Zedda nie pojawiłby się w Warszawie, gdyby nie Ewa Podleś, która od dawna zabiegała o przyjazd dyrygenta, z którym pracuje w świecie. I gdyby nie Ewa Podleś, nie byłoby w ogóle tego "Tankreda". To dla niej przypomniano w Operze Narodowej dzieło Rossiniego. Jest bez wątpienia najwspanialszą obecnie wykonawczy­nią tytułowej roli, a o kunszcie wokal­nym Ewy Podleś napisano już tyle su­perlatywów, że trudno cokolwiek do­dać. Jej warszawski występ był wspa­niałym przeżyciem i nie wiadomo tyl­ko, co bardziej należy podziwiać - pre­cyzyjnie wyśpiewane wszelkie ozdob­niki trudnej partii czy mistrzowską umiejętność interpretacji samego tek­stu, różnicowania nastrojów i poprzez śpiew przydania jakże ludzkich cech koturnowej postaci Tankreda.

Pozostali wykonawcy stanowili tło dla wielkiej artystki, choć wszyscy przygotowali starannie swe partie, a to już - jak na polskie warunki - niemało. Holender Harald Quaaden wie, jak należy interpretować muzy­kę Rossiniego, ale jego nieduży głos z trudem przebijał się w wielkiej sali Opery Narodowej. Amenaida to z pewnością znacząca rola w dorob­ku Agnieszki Wolskiej, ale brakowa­ło finezji, cyzelowania szczegółów, umiejętności ładnego i czystego śpie­wania piano. Słowa uznania należą się natomiast Bogdanowi Goli za bardzo staranne i stylowe przygoto­wanie chóru.

Debiutujący na warszawskiej scenie młody reżyser Tomasz Konina paroma pomysłami-cytatami, a zwłaszcza pró­bami uwspółcześnienia akcji udowodnił, że zna aktualne trendy insceniza­cyjne obowiązujące w Europie. Niewie­le jednak one pomogły, tak samo jak wyszukane kostiumy Zofii de Ines skutecznie krępujące ruchy postaci. W tym przeroście formy poszczegól­nych obrazów nad ich rzeczywistą treścią zabrakło płynności dramaturgicznej, a zwłaszcza głębszej refleksji, jak należy interpretować "Tankreda".

A przecież to dzieło jest tworzy­wem na spektakl prawdziwie teatral­ny. Nie jest tak - jak niektórzy nasi recenzenci sądzą - iż teatralnie "Tankred" jest nie do uratowania, bo takie opinie mogą wygłaszać tylko ludzie, którzy nie byli w żadnym z te­atrów na zachód od Warszawy. Prze­czą im choćby dwie głośne insceni­zacje "Tankreda" obecnej dekady, obie przygotowane przez Pier Luigi Pizziego. Pierwsza pokazywana na kilku europejskich scenach, m.in. w La Scali, fascynowała feerią barw, druga najnowsza, zaprezentowana rok temu w Pesaro, rozegrana w czerni i bieli wkrótce wyruszy do kilku innych krajów, bo to spektakl pełen dramatycznego napięcia, które rzadko zdarza się osiągnąć w operze. Warszawski "Tankred" udowodnił bowiem przy okazji, że wciąż obowiązują u nas stereotypowe oceny twórczości Rossiniego, którego przez lata traktowano z lekceważeniem. Nawet w programie do spektaklu omawiając "Tankreda" posłużono się tylko obszernym fragmentem z monografii kompozytora Wiarosława Sandelewskiego wydanej w 1966 r. Jego sądy są już mocno zwietrzałe, w ostatnim ćwierćwieczu świat zrewidował większość ocen muzyki Rossiniego, nie mówiąc już o tym, że odnaleziono drugą wersję zakończenia "Tankreda", prezentowaną obecnie w Warszawie. Finałowa śmierć tytułowego bohatera wzruszająca prostotą zastosowanych środków dowodzi niezbicie, iż Gioacchino Rossini po mistrzowsku opanował tajemnice teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji