Artykuły

Sprostowanie Jędrzeja Piaskowskiego i realizatorów "Dożynek polskiej piosenki"

W związku z głęboko niepokojącą sytuacją, jaka zaistniała przy okazji publikacji wywiadu ze mną w Gazecie Wyborczej Opole w dniu 4 września 2015 r., w imieniu swoim i pozostałych realizatorów - Mateusza Pakuły i Justyny Elminowskiej, oraz dyrekcji Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu - pragnę stanowczo doprecyzować treść i przekaz tego wywiadu - pisze reżyser Jędrzej Piaskowski.

Oficjalne sprostowanie Jędrzeja Piaskowskiego i realizatorów "Dożynek polskiej piosenki" Mateusza Pakuły (premiera: 26 września 2015) w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu oraz dyrekcji Teatru w związku z artykułem opublikowanym w opolskiej Gazecie Wyborczej z dnia 04 września 2015:

W związku z głęboko niepokojącą sytuacją, jaka zaistniała przy okazji publikacji wywiadu ze mną w Gazecie Wyborczej Opole w dniu 4 września 2015 r., w imieniu swoim i pozostałych realizatorów - Mateusza Pakuły i Justyny Elminowskiej, oraz dyrekcji Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu - pragnę stanowczo doprecyzować treść i przekaz tego wywiadu.

W dniu 25 sierpnia 2015 roku udzieliłem wywiadu pani Martynie Friedli z opolskiego oddziału Gazety Wyborczej, który ukazał się 4 września w Gazecie Wyborczej Opole.

Moja wypowiedź została po dokonaniu przeze mnie autoryzacji, bez mojej wiedzy poddana przez redakcję przekształceniom zmieniającym jej sens, a tym samym stawiającym Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu w kontekście, jakiego nakreślenie nie było moim celem. W moim i naszym poczuciu zmiany znacznie wykraczają poza zwyczajowe redakcyjne skróty.

Ta sytuacja wyjątkowo wyraźnie ukazuje, z jakimi problemami dotyczącymi wolności wypowiedzi często spotykają się twórcy i instytucje kultury w Polsce. Największe zdumienie budzi fakt, że inicjatorem tej sytuacji stała się prasa, która w naszej ocenie powinna stać na straży niezależności i maksymalnego obiektywizmu. Trudno mi stwierdzić, z jakiego powodu moja wypowiedź została poddana cenzurze i nie pojawiły się w niej sensy i stwierdzenia, o których obecność szczególnie nalegałem podczas autoryzacji. Nie wiem również, dlaczego pomimo moich usilnych próśb nie przesłano mi ostatecznej wersji wywiadu, przeznaczonej do publikacji.

Nie zgadzam się na wykorzystanie moich wypowiedzi w sposób niezgodny z ich pierwotnym i zamierzonym sensem. Jako autorzy i twórcy spektaklu powstającego w opolskim teatrze im. Kochanowskiego, nie zgadzamy się także, aby nasza praca była wykorzystywana do sztucznego kreowania negatywnego wizerunku teatru oraz atmosfery skandalu. Czujemy także potrzebę, aby wyraźnie sprzeciwić się zwyczajom i praktykom, które godzą w dobro i prawdę na temat życia artystycznego w Polsce.

Poniżej zamieszczamy wywiad autoryzowany przeze mnie.

Jędrzej Piaskowski, w imieniu swoim, Mateusza Pakuły, Justyny Elminowskiej i dyrekcji Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu.

***

Wersja autoryzowana oryginalna:

Martyna Friedla: Jak na miesiąc przed premierą kształtuje się praca nad spektaklem, biorąc pod uwagę, że bierze Pan na warsztat autorski tekst Mateusza Pakuły?

Jędrzej Piaskowski: Jest to rzeczywiście ekscytujące i trudne. Tekst scenariusza, jeśli można tak to ująć, jest w pewnym sensie charakterystyczny, choć oczywiście absolutnie nie uważam, że Mateusz się powtarza. Mam pewne własne wyobrażenie na temat tego, jak teksty Pakuły są zazwyczaj wystawiane, myślę tu o pewnej scenicznej lekkości. W naszym przypadku sam temat i kontekst, w jakim spektakl powstaje, mocno sugerują, by jednak ten tekst czytać w inny sposób, w pewnej kontrze do stylu pisania Mateusza Pakuły.

M.F.: Wypadałoby wobec tego zadać pytanie, o czym jest tekst? Czy ma może związek z Festiwalem Polskiej Piosenki?

J.P.: W pewnym sensie tak, aczkolwiek tutaj trudno jest wyznaczyć dominującą nić fabularną. Nie jest kłamstwem, jeżeli powiem, że poprzez właśnie tak szerokie spektrum Pakuła komentuje niemalże całokształt polskiej kultury. Są pewne wątki związane z opolskim festiwalem, ale niewiele. Spektakl nie będzie śpiewany. Piosenka jest tu ujęta w sposób symboliczny, jako że jest reprezentatywna w jakimś zakresie dla pewnych zjawisk, które zachodzą w polskiej kulturze. Pojawi się w spektaklu również komentarz dotyczący teatru i edukacji. Jednak osią, wokół której "kręci" się nasza diagnoza obecnej sytuacji kultury w kraju jest upolitycznienie tej sfery. To nasz motor napędowy.

M.F.: Jest to krytyka sposobu finansowania kultury, czy drugiej strony: samych artystów?

J.P.: W jakimś zakresie dotyka to finansowania, natomiast bardziej chodzi o to, że coraz częściej osobami decydującymi o kształcie i mającymi realny wpływ na kulturę w tym kraju, są osoby, które nie mają absolutnie do tego kompetencji. Są to osoby przypadkowe, które niejednokrotnie w ogóle nie rozumieją, o co w kulturze chodzi. Ma to oczywiście wpływ na finanse, ale ta kwestia wydaje się być mikro-szczytem całej góry lodowej, szerszego zjawiska społecznego.

M.F.: Czy na scenie pojawią się przedstawiciele władz?

J.P.: Nie mogę dokładnie zdradzić, kogo zobaczymy na scenie, ale będą to postaci abstrakcyjne umieszczone w pewnym fantazyjnym miksie sceniczno-opolskim.

M.F.: Czy w jakimś stopniu pojawia się wątek lokalny, w związku z tym, że tekst był pisany dla naszego teatru?

J.P.: Trzeba zauważyć, że przestrzeń Teatru im. Jana Kochanowskiego jest istotna dla tego spektaklu. Nie uciekniemy od tego, że właściwie kwestia kryzysu, czy zagłady (wyostrzam bardzo) kultury jest dość mocno związana z tym miejscem. Jak wiemy, teatr boryka się z kwestiami, które wynikają z problemu, o którym będzie mówił sam spektakl.

M.F.: Czy w związku z tym, że Pana spektakl otworzy nowy sezon teatralny, wiążą się z tym dodatkowe emocje?

J.P.: Raczej powiedziałbym, że jest to ostatni spektakl za dyrekcji Tomasza Koniny. W moim subiektywnym odczuciu jest to raczej zamknięcie pewnego etapu. Nikt nie wie, co przyniosą dalsze miesiące. Natomiast znam sytuację z mediów i od pracowników, i z ich głosów konstruuję tę opowieść. Wypowiadam się w spektaklu jako osoba zajmująca się sztuką, bo mój status nie uprawnia mnie do jakiegokolwiek "wojowania" ze stanem rzeczy z perspektywy lokalnego uczestnika. Z kolei tzw. teatr polityczny nie należy do mojej poetyki teatralnej.

M.F.: Bardziej stawia Pan na relacje między bohaterami?

J.P.: Tak. Nasz spektakl nie ma na celu komentowania procesów zachodzących w sferze politycznej. Jest tego niedużo, raczej jako fundament, ale to, co chciałbym, aby było esencją tego spektaklu raczej dotyczy przestrzeni sposobu funkcjonowania bohaterów w tym świecie, poziomu jednostki, a nie samego systemu.

M.F.: Wygląda na to, że materia spektaklu, jak ją Pan opisuje, niesie ze sobą duży ciężar. Skąd wobec tego określenie "lekka komedia o lekkim zabarwieniu krytycznym" w opisie?

J.P.: Fakt, to zabarwienie krytyczne nie jest jakoś mocno eksponowane, natomiast pod względem gatunkowym nie jest to komedia, choć tekst bywa wesoły. Pakuła napisał go w sposób lekki, co nie oznacza, że jest pozbawiony problemu. Skrajność sytuacji, w jakiej znajdują się bohaterowie, rodzi stany, które są bardzo bliskie czarnej komedii. Wszystko to wynika z bohaterów, z aktorów.

M.F.: Bohaterowie spektaklu są artystami?

J.P.: Tak. Granica pomiędzy postaciami i aktorami, którzy się w nie wcielają, jest płynna, chociaż aktorzy nie wypowiadają się tam we własnym imieniu. Raczej chodzi nam o figurę artysty, aktora, który musi w określonych warunkach znaleźć się na scenie i wypowiedzieć w sytuacji określonego problemu.

M.F.: Czy tytułowe dożynki w kontekście, który Pan już zarysował, będą oznaczały jakiś finał, podsumowanie?

J.P.: Tak, ale należy zaznaczyć, że jest to oczywiście wszystko przefiltrowane przez artystyczną swobodę, która umożliwia wyostrzanie pewnych problemów. Dotyczy to też sytuacji "Kochanowskiego". Jego sytuację trudno nazwać też jakimś rozkwitem. Jest to raczej poczucie rozkładu i anulowanie ostatnich ośmiu lat. Mówię to tylko z własnej perspektywy. Nie ukrywajmy, że ten teatr za dyrektury Tomasza Koniny stał się jednym z najlepszych teatrów w Polsce. I istnieje obawa, że może to zostać rozdziałem, który się za chwilę zamknie, choć oczywiście nie wiemy jeszcze, kto zostanie dyrektorem. Natomiast śledząc ruchy władz, opisywane przez media, raczej chyba mało komu zależy na tym, by kontynuować ten rozwój teatru. O ile źródłem tej sytuacji jest kwestia finansowa, o tyle to, co później z tym problemem zrobiono pr-owo i medialnie jest o wiele gorsze niż samo zabranie pieniędzy. W spektaklu natomiast nie będzie to eksponowane, bo dotyczy on sytuacji ogólnopolskiej i tak też Mateusz to pisał. Natomiast jest jakimś złożeniem, że to, co dzieje się na arenie ogólnopolskiej, dobitnie zamanifestowało się tu, w Opolu.

M.F.: Premierze często towarzyszy wizyta władz, które mogą często skonfrontować swoje decyzje z finalnym efektem pracy artystów i wynieść z tego spotkania wnioski dla siebie lub nie.

J.P.: Tak, chcemy, by te osoby również wyniosły wnioski z naszego spektaklu. Nie zamierzamy jednak kreować skandalu na siłę ani nikogo obrażać. To oczywiste, że nie chciałbym, by spektakl nic w tej problematycznej sprawie nie zrobił. Jeżeli nie będziemy mówić o sytuacji, o tym, z jakimi realiami my się spotykamy, czyli twórcy, ludzie teatru, to sami siebie doprowadzimy do jakiejś zagłady.

M.F.: Siłą rzeczy jest to polityczne.

J.P.: Tak, jednak każda nasza decyzja jest w pewnym sensie polityczna. Ale gdyby mnie Pani zapytała prywatnie, czy kwestia polityczności sztuki jest dla mnie dominująca, to uważam, że to tylko wycinek rzeczywistości, zwanej "sztuką", czy "twórczością". Jest jeszcze wiele innych, równie interesujących przestrzeni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji