Artykuły

Czarodziej w operze

Siedzę na widowni Opery Narodowej i czekam na początek próby. Obok mnie dyskutują dwie damy. "Ale masz ładne buciki. Gdzie kupiłaś?". W tej chwili słychać gromki okrzyk: "Cisza! Zaczynamy!".

Niewiasta, która przed chwilą wypytywała o pantofle, wstaje z fotela i wkracza na scenę. Dopiero teraz widzę, że to Anna Lubańska (mezzosopran), która wyśpiewa partie Ubicy w operze "Ubu król" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego.

Premiera już 2 października, ale na scenie jeszcze nie czuć gorączki. Obserwuję metodyczne szlifowanie kolejnych scen. Po kilku wyśpiewanych frazach sopranistka milknie, przez ułamek sekundy waha się, patrzy w stronę reżysera... - Krzysiek, czy ja mam obejść tego trupa, czy zostać w miejscu? Bo już się pogubiłam - pyta. Wtedy 41-letni "Krzysiek" Warlikowski żwawo wskakuje na scenę, by wytłumaczyć artystce, co ma teraz zrobić.

Warlikowski ma kilka powodów, żeby sugestywnie wykładać artystom swoją sceniczną wizję. Po pierwsze, "Ubu król" został skomponowany przez Krzysztofa {#au#1590}Pendereckiego{/#} i trafia na scenę z okazji 70. urodzin naszego eksportowego kompozytora. Po drugie, inscenizacja otwiera polski sezon operowy. A to znaczy, że określi operowe trendy na cały sezon.

- Szczegółów żadnych nie zdradzę, ale zapewniam, że to będzie kontrowersyjny spektakl - twierdzi z tajemniczym uśmiechem wicedyrektor artystyczny Opery Stanisław Leszczyński. - Przez cały zeszły rok zastanawialiśmy się, komu powierzyć tę inscenizację. Pendereckiemu bardzo spodobała się wizja Warlikowskiego, a poza tym doszliśmy do wniosku, że ten reżyser odmłodzi nam publiczność.

Tym bardziej, że nowoczesny, ascetyczny styl Warlikowskiego ma w "Ubu królu" solidne wsparcie. Opera jest współczesna, co prawda oparta na sztuce Alfreda {#au#620}Jarry'ego{/#} "Ubu król" z 1888 roku, ale autorami libretta są Krzysztof Penderecki i reżyser Jerzy Jarocki.

Jak u Jarry'ego, rzecz się dzieje "w Polsce, czyli nigdzie" i też opowiada o perypetiach niejakiego Ubu i jego żony Ubicy, pary "chamów" żądnych królewskiej władzy. Kiedy Jarry napisał swój dramat, miał zaledwie 15 lat. Mimo to sztuka odniosła oszałamiający sukces, stając się nieustającą inspiracją dla surrealistów i twórców teatru absurdu.

Nas bardziej ciekawi, jak tę "absurdalną kpinę przechodzącą niepostrzeżenie w grozę, wszechogarniającą głupotę urastającą do siły rządzącej światem" pokaże Krzysztof Warlikowski. Reżyser pozwolił obejrzeć mi tylko półgodzinny fragment próby.

Scenografia autorstwa Małgorzaty Szczęśniak jest minimalistyczna. Kilka telewizorów umieszczonych na słupkach, wersalka wyciągnięta z PRL-owskiego mieszkania, nad nią święty obrazek zawieszony na niewidocznych linkach, a z boku wielki ekran.

Przyznaję, że partie wyśpiewywane przez artystów nie zapadły mi w pamięć i nie zanuciłabym żadnej z nich przy goleniu. Ale świetnie zapamiętałam grupę kilkunastu tancerek, które w scenie wejścia króla okazywały radość w stylu koszykarskich czirliderek.

Warlikowski, pytany o scenograficzną ascezę, która nie przysparzała mu zwolenników wśród sporej części krytyki rozkochanej w aksamitnych, ociekających złotem dekoracjach, mówi: - Scenografia będzie bardziej rozbuchana. Ale nie powiem, jak będzie wyglądała, bo nie lubię zdradzać szczegółów przed premierą.

Na premierze - jak zawsze - będzie czujnie obserwował reakcje publiczności, by potem w ostatniej chwili wprowadzić do swojej inscenizacji poprawki. W wywiadach zawsze mówi, że "chciałby być czarodziejem". My wierzymy, że tym razem "Krzysiek" zaczaruje nie tylko publiczność, ale i krytykę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji