Artykuły

Wzajemne rozdrapywanie

- To okrutna, dokonywana na żyjącym "sekcja zwłok". Całe to wzajemne rozdrapywanie ran, sięganie do najgłębiej zagrzebanych w człowieku emocji, poszukiwanie ich w sobie, w partnerze i wywalanie na zewnątrz. To, co w ogóle jest w aktorstwie najtrudniejsze, tutaj jest skondensowane, a potem jeszcze podniesione do n-tej potęgi. Jazda "bez trzymanki" - o spektaklu "Kto się boi Virginii Woolf?" przed premierą w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku mówi MIROSŁAW BAKA, grający rolę George'a.

Rozmowa z Mirosławem Baką, grającym George'a [na zdjęciu] w przedstawieniu "Kto się boi Virginii Woolf ?" Edwarda Albeego w Teatrze Wybrzeże.

Rolę George'a w prapremierowej inscenizacji "Kto się boi Virginii Woolf?" na sopockiej scenie Wybrzeża 50 lat temu zagrał Jerzy Goliński. Była to, jak mówiono, kreacja wybitna. Do znakomitych należy też nominowana do Oscara rola Richarda Burtona, który zagrał George'a w filmie nakręconym na podstawie sztuki Edwarda Albeego. To jakieś "obciążenie" dla Pana? Może wyzwanie?

- Trema jest zawsze, bez względu na wszystko, bez względu na to, kto tę rolę grał i z jakim skutkiem. Ja startuję do zagadnienia na nowo. To jest po prostu trema przed ciężkim spektaklem, jaki stworzyliśmy i jaki chcemy pokazać widzowi. A tym większa trema, im lepiej napisana rola. No bo nie ma nic gorszego niż sknocić dobry materiał. A rola George'a jest w zapisie bezsprzecznie znakomita pod względem bogactwa emocjonalnej zawartości. Jak cały zresztą dramat, który jest przecież eksploatowany na całym świecie, i to z dużym powodzeniem, od wielu, wielu lat. Tekst, który się nie starzeje, bo wnikliwie opowiada o ludziach; grzebie w relacjach między nimi, w uczuciach. A grzebie solidnie, głęboko, po czechowowsku. I daje realizatorom ogromne pole do popisu. Cudowna, wielka przestrzeń, która się otwiera przed aktorem. Zagospodarować ją, pięknie i mądrze poukładać to wszystko, mówiąc aktorskim językiem - ugrać jak najwięcej - to jest odpowiedzialność. A do tego skoro aktor Mirosław Baka biega po gdańskiej scenie ponad 25 lat, to tym większe są oczekiwania względem niego. Trzeba im sprostać. To jest ta trema, o którą pani pyta.

Bohaterowie tej historii, George i Martha poprawiają sobie samopoczucie, niszcząc się wzajemnie. To role bardzo emocjonalne, jak ktoś powiedział, wypruwające flaki. Prawda?

- Z poprawianiem sobie samopoczucia nie będzie to miało raczej nic wspólnego. To raczej okrutna, dokonywana na żyjącym "sekcja zwłok". Całe to wzajemne rozdrapywanie ran, sięganie do najgłębiej zagrzebanych w człowieku emocji, poszukiwanie ich w sobie, w partnerze i wywalanie na zewnątrz. To, co w ogóle jest w aktorstwie najtrudniejsze, tutaj jest skondensowane, a potem jeszcze podniesione do n-tej potęgi. Jazda "bez trzymanki".

Przed laty o kreacji Golińskiego jedni pisali, że George to męczennik, inni - że kanalia. Jaki będzie pana George?

- I taki, i taki. W każdym człowieku jest kanalia, w każdym jest także męczennik. I złoczyńca, i święty. Im więcej da się w bohatera powkładać, tym ciekawsza rola. Pogmatwany życiorys, pogmatwany człowiek - to gram. W każdym razie - staram się. Reżyser Grzegorz Wiśniewski potrafił wygrzebać najgłębsze emocjonalne pokłady z całej naszej czwórki. Przygotowywanie tego przedstawienia to była ciężka praca odkrywkowo-poszukiwawcza i mam nadzieję, że wiele znających ten dramat osób będzie zaskoczonych, jak dużo można z tego materiału pozyskać. Wiem, że to zabrzmiało nieskromnie, ale co tam... Pracowaliśmy ciężko i uczciwie. Wierzę, że ze skutkiem.

Analizy sztuki Albeego dokonywali nawet autorzy poradników psychologicznych typu "jak żyć w małżeństwie i nie zwariować".

- Czy ja wiem...? Mamy tu konkretnie skonstruowany przypadek, takiej, a nie innej sytuacji, z takimi, a nie innymi wyznacznikami w życiorysach i układach rodzinnych. George na przykład to niespełniony wykładowca, mąż córki rektora, nieudany literat, itd. Są "punkty zaczepienia" w życiu obu tych par, w życiu każdego z bohaterów, na których mogliśmy oprzeć całą tę dramaturgiczną konstrukcję. A dopiero potem pojeździć sobie między nimi. Ale za to ostrym slalomem! Jest to też kawał dobrej literatury, znakomity język.

Choćby kwestia Marthy: " I George też płacze cały czas. Oboje płaczemy ciągle, a potem... Wiesz, co potem?... potem zbieramy nasze łzy i wsadzamy je do lodówki, do tej przegródki, gdzie się lód robi, i one zamarzają, a potem wrzucamy je do naszych drinków"...

- Akurat tej kwestii w spektaklu nie będzie (śmiech).

Jak to?!

- I od tego pytania mogłaby Pani zacząć rozmowę z reżyserem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji