Artykuły

W stronę zachodzącego słońca

"Western" Artura Pałygi w reż. Roberta Talarczyka i Rafała Urbackiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Magdalena Boczkowska w portalu ArtPapier.

W pewien piątkowy wieczór na katowickim rynku spotkać można było prawdziwych kowboi - w kapeluszach, z biczami, strzelających z coltów. Byli to pracownicy Miasteczka Twin Pigs. W takiej otoczce czwartego września odbyła się premiera nowej sztuki Artura Pałygi - dramaturga Teatru Śląskiego - zatytułowanej "Western". Spektakl wyreżyserowali Robert Talarczyk i Rafał Urbacki.

Cała scena Teatru Śląskiego, łącznie z widownią, stanowiła część swoistej wystawy - od wernisażu do finisażu; odpowiednie napisy pojawiały się zresztą na zawieszonym nad sceną telebimie. Widz przenosił się do Teksasu drugiej połowy XIX wieku, gdzie grupa Ślązaków założyła miasteczko o nazwie Panna Maria - w miejscu, w którym "z jednej strony Komancze, z drugiej Apacze, z trzeciej bandyci amerykańskiego Pogranicza, z czwartej - Rio Grande i granica z Meksykiem, czyli szlak przemytników i złodziei bydła". Co ciekawe, sztukę oparto na prawdziwej historii śląskich osadników. Pałyga odwiedził nawet ich potomków. Panna Maria założona została w południowej części Teksasu w 1854 roku przez grupę emigrantów kierowanych przez księdza Leopolda Moczygembę. Pochodzili oni z Płużnicy Wielkiej koło Strzelec Opolskich. Dziś osada jest celem turystycznych wycieczek: w miejscowym kościele znajduje się mozaika przedstawiająca Matkę Boską Częstochowską wykonana z 12 tysięcy kamyków, podarowana Ślązakom przez prezydenta Lyndona B. Johnsona.

W "Westernie" Ślązacy zamieszkujący Pannę Marię nie znają angielskiego, mówią swoją gwarą, kultywując własne tradycje i zwyczaje (w rzeczywistości podobno stworzyli oryginalną odmianę gwary, zwaną teksaską, która charakteryzowała się mniejszymi naleciałościami języka niemieckiego niż gwara śląska). Tylko niektórzy szybko się amerykanizują - zaczynają wzbogacać się na ropie, mówić z amerykańskim akcentem, zmieniać nazwiska. W czasie wojny secesyjnej Ślązacy nie opowiedzieli się po żadnej ze stron, stąd konflikty z pobliskim miasteczkiem nazwanym Heleną. Właśnie wokół sporu Panny Marii z Heleną częściowo rozgrywa się akcja "Westernu". Do Heleny bowiem chcą przenieść się zamerykanizowani Ślązacy w stylu Marcina Mroza (bohatera filmu "Dwaj z Teksasu") vel M'Rose (Grzegorz Przybył) czy panny Hedwig (Anna Kadulska). Jak słyszymy na końcu spektaklu, M'Rose stał się jednym ze słynniejszych rewolwerowców na Dzikim Zachodzie, ale przekornie na jego nagrobku umieszczono napis: "polski kowboj".

W "Westernie" mamy wszystko, co w westernie znaleźć się powinno: pojedynki rewolwerowców, złoczyńców, uczciwego, choć nieco tchórzliwego szeryfa (Bartłomiej Błaszczyńki), szamanów (Bogumiła Murzyńska i Jerzy Głybin) czy chodzącego z pistoletem przy nodze księdza (Dariusz Chojnacki). Na wielką pochwałę zasługują scenografia i kostiumy Adrianny Gołębiewskiej, które rzeczywiście przenoszą widzów na Dziki Zachód. Warto dodać, że udział w powstaniu spektaklu jest pracą dyplomową Gołębiewskiej i jednocześnie projektem realizowanym w ramach akcji KatoDebiut. Słowa uznania należą się także muzyce Przemysława Sokoła i koncepcji ruchu scenicznego - dzięki elementom spowolnienia ruchu aktorów widzowie mają na przykład wrażenie, jakby oglądali prawdziwy western, w którym bohaterowie odchodzą w stronę zachodzącego słońca, zatrzymani niczym w stopklatce.

"Western" Talarczyka i Urbackiego jest jednak przede wszystkim przedstawieniem o tożsamości i możliwości jej zachowania w czasie emigracji. Współcześnie, kiedy w mediach pojawiają się informacje o zalewie imigrantów, tematyka ta wydaje się niezwykle aktualna. Powraca tu wątek emigracji rozumianej jako szansa na drugie życie, stworzenie sobie nowego, w domyśle: zawsze lepszego losu. Ślązakom wydaje się, że trafili do raju, tyle tylko, że szybko przekonują się, że najczęściej raj jest tam, gdzie nas nie ma. Chcą, by Panna Maria stała się ich miejscem na ziemi, nie wiedzą jednak, jak to uczynić, bo ani nadmierne kultywowanie "starego", ani przyjęcie wyłącznie "nowego" porządku nie sprawdza się.

Realizatorzy zapowiadają, że - po "Piątej stronie świata", "Czarnym Ogrodzie", "Morfinie" i "Skazanym na Bluesa" - "Western" będzie spektaklem kończący cykl "Śląsk święty/Śląsk przeklęty". Z drugiej jednak strony sam Urbacki mówi: "chciałbym, żeby to był ostatni spektakl o Śląsku. Bardzo. Ale nie będzie, bo Śląsk się uwielbia opowiadać. Pytanie, który Śląsk, w jaki sposób i po co". Wszak mitologia Śląska jest wieczna i niezmienna, i - jak śpiewają aktorzy w finale "Westernu":

"Kawałek ciebie biorę ze sobą, Śląsku mój!

Gdziekolwiek będę, ty jak kamień przy mnie stój.

Cokolwiek zrobię, w którąkolwiek pójdę stronę

poniosę ciebie jak perłę w mojej koronie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji