Artykuły

Sopot. Pomyslodalnia edukuje teatralnie

Dzisiaj o godz. 11 w Teatrze na Plaży ponownie wystartuje projekt "Bliżej teatru" skierowany do młodzieży licealnej, uczęszczającej do szkół w Sopocie.

Projekt Fundacji Pomyslodalnia rozpoczął się w roku szkolnym 2014/2015. Obecnie jest kontynuowany zgodnie z kalendarzem roku szkolnego 2015/2016. Projekt jest realizowany dzięki dofinansowaniu Miasta Sopotu.

"Bliżej teatru" to rodzaj nieformalnej edukacji kulturalnej, dzięki której promowane są najciekawsze, offowe spektakle teatralne wyprodukowane w Sopocie. Do projektu zostały zaproszone: Sopocki Teatr Tańca oraz Teatr Fundacji BOTO.

Pomysł zasadza się na kompleksowym podejściu do spektaklu, uwzględniającym m. in. konteksty, tekst sztuki, ocenę działań scenicznych. W tym celu powstała strona internetowa zawierająca niezbędne materiały do przeprowadzenia lekcji w szkole. Po obejrzeniu spektaklu młodzież ma okazję spotkać się z realizatorami i zająć stanowisko podczas moderowanej dyskusji. Każdorazowo, po spektaklu ogłaszany jest konkurs na recenzję. Nagrody, finansowane przez Urząd Miasta Sopot, przyznawane sa dwa razy do roku.

W bieżącym roku szkolnym dokładnej analizie poddane zostaną spektakle: "Wariat i zakonnica" (na zdjęciu) Sopockiego Teatru Tańca oraz "Zielony mężczyzna" Fundacji Teatru BOTO.

---

"Wariat i zakonnica"

Reżyseria, choreografia:: Jacek Krawczyk, Izabela Sokołowska

Taniec: Dorota Zielińska (od 2014 r.), Jacek Krawczyk

Scenariusz na podstawie dramatu Witkacego: Joanna Czajkowska

Kostiumy: Magdalena Arłukiewicz

Muzyka: Karolina Rec, Przemysław Etamski / Mastering: Mariusz Noskowiak

Scenografia: Jacek Krawczyk

Wizualizacje: Natalia Osuch, Dominik Rudasz

Światła: Artur Aponowicz

Fotografie: Alicja Byzdra

Premiera: 1 maja 2012, Teatr na Plaży

Czas trwania: 50 minut

Jacek Krawczyk o "Wariacie i zakonnicy":

W kręgu moich zainteresowań i inspiracji, jako choreografa przez lata było i jest malarstwo. Idąc tym tropem odkryłem sztukę Stanisława Ignacego Witkiewicza, malarza, ale też pisarza i dramaturga, którego dzieła niezwykle mnie zainspirowały. Zwróciłem też uwagę na jego Teorię Czystej Formy - jest to teoria estetyczna, która zdeterminowała twórczość malarską i teatralną Witkacego, dająca widzowi poczucie metafizyki, nadające sens ludzkiemu życiu. Sztuka teatralna skonstruowana zgodnie z zasadami Czystej Formy ma spowodować u widza stan podobny do wybudzenia się z dziwnego snu. Czytając jego dramat "Wariat i Zakonnica" zauważyłem, że ten idealnie wpasowuje się w ramy tej filozofii. Sopocki Teatr Tańca jest znany ze swoich "wyestetyzowanych", ascetycznych, metafizycznych spektakli małej formy, więc uznaliśmy, że "Wariat i zakonnica" będzie dla nas wyzwaniem, a jednocześnie kontynuacją naszych artystycznych poszukiwań.

Moją intencją było stworzenie spektaklu z minimalistyczną scenografią, kreacjami aktorskimi i ruchem, bez użycia słów, skupiając się jedynie na dwojgu głównych bohaterów. Spektakl został zrealizowany wg specjalnie napisanego scenariusza, z udziałem 2 tancerzy, do oryginalnej skomponowanej muzyki i wizualizacji, a także świateł scenicznych. Ważne dla nas było by wszystkie zastosowane środki teatralne oddały ducha twórczości Witkiewicza.

 --

"Zielony mężczyzna"

Reżyseria: Adam Nalepa

Autor: Jakub Roszkowski

Stylizacja: Jaga Hupało

Muzyka: Marcin Mirowski

Kostiumy: Agnieszka Kaczyńska

Scenografia: Tomasz Weber

Obsada:

Biała Księżniczka - Sylwia Góra-Weber

Zielony Mężczyzna - Grzegorz Sierzputowski

"Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w krainie wiecznych lodów, żył sobie w drewnianej chatce dojrzały mężczyzna. Niektórzy mówili, że stary nawet. Pustelnik. Jego życie było proste i monotonne. Wiatr i ciągle padający śnieg powoli sprawiły, że przestał się w ogóle uśmiechać, a mróz skleił jego wargi, że prawie w ogóle się nie odzywał, a jeśli nawet, to bardzo cicho. Ponoć aż zzieleniał i zgnił od tego zgorzknienia i samotności, tak że bały się go nawet dzikie zwierzęta. Tylko jego rudy kocur się go nie bał. Ale nie było to takie dziwne. Rudy kot był olbrzymi i polował nawet na psy. Pewnego razu, do chatki pustelnika zapukała młoda, piękna dziewczyna. Ubrana cała na biało, z książęcym diademem na czole. Niewinna taka. Prawdziwa biała księżniczka. Wyszła ona na chwilę ze swojego pięknego zamku z alabastru, żeby trochę poodkrywać świat, ale zgubiła drogę i strasznie zmarzła na śniegu. Na widok człowieka i ciepłego przytulnego domu, uśmiechnęła się tak gorąco, że jego zamarznięte serce zmiękło i zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Kupili sobie firanki i dywan i od tej pory żyli razem długo i szczęśliwie"...

W istnie bajkowy sposób rozpoczyna się druga, po zaskakującym debiucie "Morze otwarte", sztuka młodego gdańskiego dramaturga Jakuba Roszkowskiego, finalisty Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej za rok 2009. On - samotnik, odludek i mruk, ona - piękna, dobra i niewinna, dwa światy kolidujące ze sobą, a mimo to happy end i portret szczęśliwej rodziny, siedzącej po wsze czasy w malutkiej chatce i wpatrującej się w powoli padający śnieg. Nawet kota im nie brak do szczęścia, a las wokół szumi świątecznie i odwiecznie. Ale kogo to dziwi? Bajki sprzedawane są przecież z gwarancją dożywotnią, na to, że dobro zawsze wygrywa i prawe uczucia poskromią każdą przeszkodę. Bajki, które opowiadały nam babcie. Bajki pana Perrault czy Hansa Christiana Andersena. Bajki made in Hollywood.

Lecz tym razem mamy pecha. Bo Jakub Roszkowski nie daje nam ukojenia swoim tekstem, nie pozwala na satysfakcję, że w bajce wszystko jest możliwe, a trzypiętrowy tort weselny, który nam serwuje, okazuje się mdły i ciężki. I nagle zauważamy, że w naszej bajce zielone stwory nie mają szans by zmienić się w pięknych książąt, bo białe księżniczki dalekie są od ochoty na całowanie się z nimi, a poza tym śmierdzi im z ust, a koty połamałyby sobie nogi, jeżeli tylko założyłyby buty. I że nic nie jest tu tylko dobre lub tylko złe, nic tak naprawdę białe lub czarne, a raczej wszystko stapia się w szarość. W szarość codzienności. Naszej codzienności. Bajkowa poświata znika jak różdżką odjąć i okazuje się jedynie przykrywką dla historii bardzo realnej, jak najbardziej dzisiejszej, ujmującej i pozbawionej iluzji historii dwojga ludzi, nie mogących się odnaleźć, a tak bardzo poszukujących miłości, zrozumienia, ciepła, bliskości. W tym sensie "Zielonemu mężczyźnie", po zdarciu fasady bliżej jest do psychologicznego formatu "Kotki na blaszanym dachu" i "Kto się boi Virginii Woolf" niż do "Królewny Śnieżki". To raczej walka bokserska starej pary małżeńskiej, czasem walka na noże, czasem tylko bitwa na rzucanie się tortem czy śnieżkami, czasem lodowatymi obelgami. A jeżeli jest bajkowo, to jest to tylko gra, by uciec od realiów, jedynie bajka, brednia, banialuka, opowiadana na dobranoc i dzień dobry, na uspokojenie, na wszelki wypadek.

I kiedy w scenie finałowej nasza para siedzi w malutkiej chatce i wpatruje się w powoli padający śnieg, to dawno już wygasł ogień w kominku, a śnieg zasypał każdą drogę odwrotu. Nie ma już możliwości na ewakuację ze stanu odrętwienia, stagnacji, samotności. A w telewizji nic dobrego. I nadziei, że jutro program będzie lepszy też nie. A może jednak? Bo chodzą słuchy, że zielony mężczyzna i biała księżniczka "żyli razem długo i szczęśliwie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji