Artykuły

Kraków. "Spleen" ocenzurowany przedwyborczo

Zamiast radosnego happeningu - "pochód ocenzurowany". Władze miasta, obawiając się protestów prawicy, na wszelki wypadek zmieniły trasę marszu artystów.

Miało być tak: happening artystyczny "Spleen - radosny pochód żałobny" miał przejść w sobotę 17 października z Małego Rynku przez plac Mariacki na Rynek Główny, dalej ulicami Sławkowską, Basztową, Lubicz, Rakowicką na Uniwersytet Ekonomiczny. Jego organizator, Agencja Artystyczna GAP chciała w ten sposób zainaugurować projekt teatralny POP-UP. Kilkadziesiąt osób miało maszerować za konnym konduktem i słuchać poezji, a wciągniętej przez konie karocy zamiast trumny siedział Dionizos.

W ten sposób organizatorzy chcieli przywołać nastroje smutku, żalu, melancholii, a jednocześnie nawiązać do tradycji antycznych Dionizji. W ulotkach rozdawanych przed wydarzeniem wyraźnie zaznaczyli, że podczas happeningu nie będzie żadnych symboli religijnych, a wydarzenie jest tylko manifestem artystycznym. Przemierzając kolejne ulice nastrój żałoby i smutku miał ustępować coraz bardziej pozytywnym emocjom. Artyści chcieli w ten skonfrontować ze sobą emocje i pokazać, że dominujący często w sztuce smutek można przewartościować na radosne emocje.

Zepchnięto nas na boczne ulice

Radości jednak podczas pochodu nie było. Marsz w sobotę przeszedł, ale inną niż pierwotnie zakładano trasą. Dwa dni przed planowanym wydarzeniem władze miasta zmieniły ją bowiem. Prezydent poinformował organizatorów, że nie wyraża zgody, by kondukt szedł przez Rynek Główny i pochód z Małego Rynku musiał iść ul. Szpitalną.

Artyści nie mają wątpliwości: decyzja Urzędu Miasta Krakowa to przedwyborcza cenzura. - Zepchnięto nas na boczne ulice, bo idą wybory. Władze miasta boją się kolejnych protestów po burzy, którą wywołała na Nocy Poezji inscenizacja "Neomonachomachii" w reżyserii Jerzego Zonia i Bronisława Maja. Dlatego ocenzurowali nasz pochód - uważa Jolanta Janiczak, reżyserka teatralna nagrodzona dwa lata temu Paszportem "Polityki".

Zamiast walki z żalem i melancholią za pomocą muzyki oraz poezji, aktorzy z oklejonymi czarną taśmą ustami nieśli za karawanem transparent z napisem "Pochód ocenzurowany". - Nasz pochód jest w tej sytuacji próbą przełamania cenzury, za pomocą różnych zabiegów zostaliśmy zmuszeni do skrócenia naszego pochodu o połowę - tłumaczył zebranej publiczności Wiktor Rubin, współautor wydarzenia.

To była zmiana techniczna

Oficjalnie rzeczniczka prezydenta, Monika Chylaszek, tłumaczy dziś nagłą zmianę przyczynami technicznymi. Twierdzi, że szczegółowy scenariusz wydarzenia wpłynął dopiero dwa dni przed happeningiem. - Podczas spotkania, w którym uczestniczył m.in. prof. Jerzy Hausner, społeczny pełnomocnik rektora Uniwersytetu Ekonomicznego ds. kultury i sportu, ustaliliśmy, że skala przedsięwzięcia - przejazd karawanu i ok. 200 uczestników - jest zbyt duża, by happening mógł wejść na Rynek Główny. Ostateczną trasę opracowano po uzgodnieniach z policją - przekonuje Chylaszek.

I zapewnia: - Prezydent Jacek Majchrowski konsekwentnie od wielu lat powtarza, że nie jest rolą urzędników pisanie scenariuszy artystom i sprzeciwia się zawsze, gdy politycy wymagają od władz miasta ingerowania w sztukę. Zmiana trasy przemarszu jest zmianą techniczną, dokonaną ze względów bezpieczeństwa uczestników i osób postronnych, nie wpłynęła w żaden sposób na treść widowiska.

Mały Rynek i Szpitalna

Katarzyna Waligóra, producentka pochodu, mówi jednak: - Wniosek o organizację zgromadzenia publicznego wpłynął do urzędu miasta zgodnie z regulaminem trzy tygodnie przed planowanym wydarzeniem. Napisaliśmy jaka będzie trasa marszu, ile osób, opisaliśmy wydarzenie. Co więcej, konsultowaliśmy się z policją i usłyszeliśmy, że pierwotna trasa przez Rynek Główny i Sławkowską była w ich opinii bezpieczniejsza i nie prowadziła do łamania przepisów ruchu drogowego. A do tego doszło, gdy w końcu miasto zgodziło się na trasę Mały Rynek i Szpitalna, którą szliśmy pod prąd.

Jak więc było naprawdę? Jeden z urzędników magistratu przyznaje anonimowo. - Ugięliśmy się. Przestraszyliśmy się, że część polityków może wykorzystać ten pochód, zrobić kolejną awanturę albo próbować zbić na nim kapitał polityczny. Jesteśmy przed wyborami, musimy studzić emocje - przyznaje.

Sztuka jest po to, aby zmuszać do refleksji

- To karygodne i absurdalne, aby cenzurować teatr w imię źle pojętej gorliwości - komentuje sytuację Bronisław Maj, poeta i eseista - Wszelkie cenzurowanie sztuki, z jakichkolwiek względów: politycznych, obyczajowych czy religijnych - jest bardzo niebezpieczne, bo w ostatecznej perspektywie prowadzi do stosów inkwizycyjnych albo takich, na których pali się książki. Historia uczy nas, że zajadłość i nienawistne traktowanie sztuki tak się kończyło. Powinniśmy przeciwko temu zdecydowanie protestować - dodaje z całą mocą.

- Często się zdarza, że artyści wykorzystują różne sytuacje polityczne na swoje potrzeby, bywają prowokatorscy, lubią ośmieszać, stawać w centrum uwagi. Ale przecież na tej "nieodpowiedzialności i niepoprawności" polega oczyszczająca rola sztuki. Niebezpieczne jest cenzurowanie sztuki z powodu napięć politycznych i projektowanie sobie sytuacji, które ewentualnie mogą mieć miejsce - ocenia Bartosz Szydłowski, dyrektor Teatru Łaźnia Nowa. - Sztuka jest po to, aby zmuszać do refleksji, wzbudzać kontrowersje, kreować zaskakujące sytuacje, przystawiać krzywe zwierciadło do rzeczywistości. Po 25 latach wolności oczekiwałbym raczej postawy racjonalnej od urzędników, a nie postaw lękowych - podkreśla.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji