Artykuły

Między polityką, Bogiem a teatrem

Koledzy mówią zgodnie: skupiony na roli, pracowity, zawsze przygotowany, perfekcjonista. Tylko brakuje ognia. Jerzy Zelnik odnalazł ten ogień w polityce - pisze Jacek Tomczuk w Newsweeku.

Jurek? Miły chłopak. Ale nie chcę się wypowiadać na jego temat, bo jeszcze wyśle mnie na wcześniejszą emeryturę - śmieje się Kazimierz Kaczor, aktor i kolega z Teatru Powszechnego w Warszawie. - Często mnie irytuje to, co mówi. Jak każdej osobie, która wypowiada się publicznie, można Zelnikowi przypiąć łatkę głupca lub mędrca, ale nie można mu dopiąć gęby świni, bo to w ogóle do niego nie pasuje - poważnie mówi aktorka Joanna Szczepkowska.

Wielu mu ją przykleiło po akcji Rock Radia. - Którego antysystemowego artystę, który krytykował prezydenta Dudę, moglibyśmy wysłać na wcześniejszą emeryturę? - zapytał Jerzego Zelnika dziennikarz podający się za urzędnika kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy. Jako pierwszego aktor miał wytypować prezesa ZASP Olgierda Łukaszewicza. Następnie powiedział: - Artur Barciś! On miał takie wypowiedzi "anty" bardziej. Bardziej był za prezydentem Komorowskim. No, fajnie, z Bogiem.

- Cała ta akcja świadczy o jego naiwności. Dać się tak łatwo złapać - mówi Jan Englert. - Może byłoby lepiej, gdyby Zelnik więcej grał, niż mówił?

Popieracz

W 1980 roku grał gościnnie na Wybrzeżu. Poszedł do stoczni, przez kraty ogrodzenia ściskał dłonie strajkującym. "Gdyby poprosili - myślę, że wystarczyłoby mi odwagi - wszedłbym do środka. Ale nie zaprosili. Leżałem potem na plaży i miotały mną wyrzuty sumienia - ja tu się byczę, a oni tam za mnie strajkują, walczą, cierpią. Starałem się to potem spłacić mocnym i jednoznacznym zaangażowaniem w Solidarność" - opisywał swoje polityczne korzenie w wywiadzie dla tygodnika "wSieci".

Inaczej jego postawę zapamiętali koledzy. - Spotykaliśmy się w czasach stanu wojennego. Zachowywał się w porządku, jak większość z nas - mówi Joanna Szczepkowska. - To nie jest typ działacza.

Jak każdej osobie, która wypowiada się publicznie, można Zelnikowi przypiąć tatkę głupca lub mędrca, ale nie można mu dopiąć gęby świni, bo to w ogóle do niego nie pasuje - mówi aktorka Joanna Szczepkowska

Kazimierz Kaczor: - Aktywności politycznej w teatrze wówczas nie zauważyłem.

21 lat później, wiosną 2001 roku, Jerzy Zelnik niewiele grał w swoim macierzystym Teatrze Powszechnym w Warszawie. Chętnie przyjął więc propozycję z Legnicy, gdzie przygotowywano widowisko plenerowe według powieści Zofii Kossak-Szczuckiej "Legnickie pole". Miał w nim zagrać główną rolę, Henryka Pobożnego.

Tymczasem w Warszawie Maciej Płażyński z AWS, Donald Tusk z Unii Wolności i Andrzej Olechowski organizują ruch polityczny pod nazwą Platforma Obywatelska. Trwa poszukiwanie znanych twarzy, które pojadą z politycznymi liderami w teren, pokażą się na wiecach, wystąpią w reklamach telewizyjnych. W slangu politycznym mówi się na nich "popieracze".

- Jerzy Zelnik był wcześniej w komitecie honorowym Andrzeja Olechowskiego, kiedy ten ubiegał się o urząd prezydenta. Nie trzeba go było namawiać na współpracę. Chętnie brał udział w spotkaniach, piknikach, wychwalał Platformę jako nadzieję dla Polski - wspomina Paweł Piskorski, ówczesny sekretarz generalny PO.

- Był cenny, bo na początku środowiska artystyczne niechętnie popierały nową formację - mówi Maciej Grabowski, odpowiedzialny za wizerunek Platformy. - Tradycyjnie sympatyzowały z Unią Wolności, uznały inicjatywę Tuska za zdradę inteligenckiej partii, pojawiały się głosy: jak można było to zrobić profesorowi Geremkowi. Zelnik należał do pierwszego rzutu "popieraczy".

Po latach będzie wyolbrzymiał swoją rolę, reporterowi "Gazety Wyborczej" opowie, że brał udział w spotkaniach założycielskich PO, pił kawę z Tuskiem.

- Nie pamiętam tego, chociaż przez pierwsze lata byłem na każdym takim spotkaniu Tuska, nawet sam je organizowałem - powątpiewa Grabowski.

Maciej Wojtyszko pod koniec lat 90. wystawiał w Teatrze Powszechnym spektakl "Żelazna konstrukcja", Zelnik grał w nim polskiego scenarzystę, który próbuje sprzedać swój tekst zagranicznym producentom. - Grał typowego inteligenta zagubionego w czasach transformacji - mówi Wojtyszko, reżyser i autor sztuki.

- I sam taki był, z jednej strony zafascynowany tempem zmian, fortunami, które pojawiały się w miejscach, gdzie jeszcze niedawno stały polowe łóżka. A z drugiej - niepewny, co z tego wyniknie.

Przemazywanie

Filmowy debiut, rola Ramzesa w "Faraonie", naznaczył Jerzego Zelnika na resztę życia, przyniósł mu ogromną popularność. Grał potem w serialach, spektaklach telewizyjnych, fabułach. U mistrzów i reżyserów drugorzędnych.

Przez lata mówiono, że nie lubią się z Danielem Olbrychskim, który był pewien roli w filmie Kawalerowicza. - Nie byli konkurentami. Nie dotyczyły ich te same role. Inna uroda. Są rówieśnikami: jeden ciemny, drugi jasny, jeden to emocje, drugi spokój - mówi Beata Tyszkiewicz. - Pierwszy wyszedł ze szkoły i grał, grał, grał. A Jurek grzecznie wrócił po filmie Kawalerowicza, skończył szkołę, ożenił się, wybudował dom. Rzetelność.

- Jurek miał i ma fantastyczne warunki sceniczne: przystojny, postawny, wysoki, jeśli zabierał się do roli amantów, to mu wychodziły - mówi Kaczor.

- Grał dużo, ale Jerzy tak przemazuje się po ekranie, w efekcie nie potrafię nawet wymienić jego ról - opowiada znajomy aktora. - W "Krajobrazie po bitwie" zagrał młodego amerykańskiego żołnierza. Ładnie po angielsku powiedział parę zdań. Na ekranie to trwa 10 sekund. Cały Zelnik.

Koledzy mówią zgodnie: skupiony na roli, pracowity, zawsze przygotowany, perfekcjonista. Rola po niemiecku? Proszę bardzo. W innym języku? Nie ma problemu.

- Jak się gra z Lindą czy Gajosem, to tam coś błyszczy, coś się dzieje. Dubel nie jest podobny do dubla - mówi Beata Tyszkiewicz o wspólnej pracy z Zelnikiem.

- A u Jurka wszystko perfekt. Nie można powiedzieć po tym, jak mówi "kocham", że nie widać miłości w jego oczach. Tyle że to zawsze miłość w granicach rozsądku. Bez szaleństwa. Ale wdzięk ma.

Dziś Zelnik jest stałym słuchaczem Radia Maryja, ale nie zawsze był tak bardzo religijny. Chrzest przyjął dopiero w wieku 24 lat, za namową przyszłej żony Urszuli. - Ona chciała ślubu kościelnego, a ja próbowałem dowiedzieć się, co to znaczy chrześcijaństwo. No i oczywiście później doznałem takiej strzelistości, że to ja, neofita, wiodłem ku Bogu moją żonę wychowaną w wierze od dziecka. No i tak mi zostało, Bogu dziękować - opowiadał w "Przewodniku Katolickim".

- Wiedzieliśmy, że jest osobą wierzącą. Ale ani on nie opowiadał, ani nikt nie pytał, bo bufet teatralny nie jest dobrym miejscem do rozwiązywania problemu, czy Bóg istnieje, czy nie - wspomina Kazimierz Kaczor.

W kościołach zaczął występować w stanie wojennym. Przygotował spektakl na 20. rocznicę śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, a na 25-lecie pontyfikatu Jana Pawła II widowisko "Dar i tajemnica".

- Gra się dla znacznie bardziej skupionych osób niż w teatrach czy salach teatralnych. W takim miejscu wiara i rozum współdziałają ze sobą w przekazywaniu ważnych treści. Czasami przybiera to formę zbliżoną do wspólnej modlitwy. Jestem wtedy rekolekcjonistą, traktuję to jak przekaz ideowy przy pomocy mojej skromnej osoby - tłumaczył w katolickim tygodniku "Niedziela".

Aktor z wartościami

Kiedy w 2005 r. staje do konkursu na dyrektora Teatru Nowego w Lodzi, jest już uważany za kogoś, kto reprezentuje wartości katolicko-patriotyczne. Prezydentem miasta jest wówczas Jerzy Kropiwnicki, działacz Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. - Nie mam wątpliwości, że wygrał konkurs, bo miał określone poglądy - mówi były reżyser Teatru Nowego w Lodzi, Andrzej Maria Marczewski.

Zelnik już na początku deklaruje: - Jako dyrektor będę zarabiał sześć tysięcy, ale na utrzymanie rodziny potrzebuję jeszcze dwóch. Dlatego muszę troszkę dorobić. Myślę, że dyrektor naczelny czasami w Nowym da mi wolne, żebym mógł pojechać wystąpić gdzieś z monodramem i w ten sposób dorobić na opłacenie rachunków.

- Zwykle jak aktor obejmuje teatr, to zaczyna grać w spektaklach, które są tam wystawiane. To rodzaj związania się ze sceną, dania mu swojej twarzy. Zelnik bardzo długo zwlekał. Kolejna premiera, a on nie występował. Zdezorientowani byli i widzowie, i zespół - wspomina Marczewski.

Zelnik pracował w teatrze od wtorku do czwartku, w pozostałe dni brał wolne i na scenach w całym kraju pokazywał swoje monodramy. Zespołowi zaproponował wystawienie dramatu "Zabawy na podwórku".

Przyszedł na próbę generalną, a aktorzy i reżyser widzieli po jego minie, że przedstawienie mu się nie podoba. - Wprost powiedział, że całość jest zbyt drastyczna, odważna, główna bohaterka za skąpo ubrana - opowiada Marczewski. - A jak to ma być spokojny i pogodny spektakl, kiedy na scenie trzeba pokazać rodzący się mechanizm przemocy i zbiorowy gwałt na dziewczynie, którego dopuszczają się jej koledzy z podwórka?

Zelnik chciał odwołać premierę, ale okazało się, że sprzedano już bilety na kilkanaście wieczorów. Za to po paru spektaklach zarządził, że inny reżyser z innymi aktorami zrobi go na nowo.

Zdaniem Kazimierza Kaczora dyrekcja w Łodzi to był przełomowy moment w biografii Jerzego Zelnika. - Dotąd skromny, niezdradzający się ze swoimi poglądami kolega, zaczął głośniej wyrażać opinie, poczuł się wreszcie ważny, zradykalizował się - wspomina.

Po trzech latach dyrektorowania odszedł z teatru w Łodzi.

- Ciężka choroba żony, jej wylew i cierpienie, w którym przecież współuczestniczę. Także tragedia smoleńska wpłynęła na moje życie, była trudnym, dramatycznym przeżyciem. Wszystko to się zsumowało, złożyło na nowy początek, na to, że jestem teraz innym człowiekiem - mówił tygodnikowi "wSieci" dwa lata temu.

Inny Zelnik ma sprecyzowany pogląd na in vitro ("Dla niektórych coś takiego małego to nie jest człowiek. Dla mnie to jest człowiek. A my traktujemy to jak jakiś śmieć. Rodzą się z tego in vitro liczne dzieciaki jakieś koszmarnie chore, połamane"), sztukę ("To jedna z najważniejszych wizytówek, jakie ma naród") i Radio Maryja ("Jest mi teraz niezbędne").

Nie widać go w poważnych filmach ani sztukach. Godzi się na udział w programie "Jak oni śpiewają", gra główną rolę w serialu "Rezydencja".

- Odczuwam spore rozczarowanie teatrem współczesnym. Jest za bardzo lizusowski w stosunku do publiczności, która ma często nie najwyższe wymagania, a do tego jest teatrem skomercjalizowanym - mówił niedawno. - Epatuje tanim seksem, tanią psychologią. To mnie kompletnie nie interesuje. Mimo upływu lat ciągle nie rozstaję się z marzeniem, by być współtwórcą teatru moich marzeń. Chodzi mi o wchodzenie na poziom metafizyczny, mistyczny.

Inne są też jego poglądy polityczne. W 2010 roku jest w komitecie honorowym Jarosława Kaczyńskiego, który startuje w wyborach prezydenckich.

Troszkę w opozycji

- To lizusostwo i głupota - reżyserka Agnieszka Holland ostro podsumowuje wypowiedź Zelnika dla Rock Radia. - On czuje się częścią większej całości, czuje się doceniony, ważny. Jest aktorem nie do końca spełnionym i potrzebuje poczucia akceptacji. Łatwo jest obudzić w człowieku podłość. Znacznie łatwiej jest obudzić w człowieku zło niż dobro.

Broni go Maciej Wojtyszko. - Aktorzy potrafią świetnie oddzielić poglądy od rzemiosła. Tadeusz Łomnicki był wybitnym aktorem, a jednocześnie działaczem partyjnym. Halina Mikołajska należała do KOR, a grali u mnie razem.

- Nie wierzę, że postawa polityczna Zelnika wynika z frustracji. Zawsze był dość oryginalny w swoich poglądach, troszeczkę w opozycji, niezależnie od tego, po której stronie - dodaje Englert.

---

Na zdjęciu: Jerzy Zelnik podczas konwencji wyborczej kandydata Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta RP Andrzeja Dudy w Warszawie, 7 lutego 2015 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji