Artykuły

Czy teatr powinien się wtrącać

- Od dawna zajmuję się teatrem społecznym, zaangażowanym i mam poczucie, że następuje rodzaj zmierzchu takiej sztuki w dotychczasowym rozumieniu - mówi reżyser Paweł Łysak, który w Teatrze Powszechnym wystawia sztukę "Krzyczcie, Chiny!", w rozmowie z Izabelą Szymańską w Gazecie Wyborczej - Co Jest Grane.

Kiedy Paweł Łysak obejmował dyrekcję w Teatrze Powszechnym dodał do programu motto-cytat z patrona sceny Zygmunta Hubnera "Teatr, który się wtrąca". Przypomina je przygotowując swój pierwszy spektakl w tym teatrze. W piątek premiera "Krzyczcie, Chiny!".

Izabela Szymańska: Wystawiasz sztukę o tytule "Krzyczcie, Chiny!". W jakich sprawach należy dziś krzyczeć, o kogo się upominać?

Paweł Łysak: Mam wrażenie, że dziś w ogóle za dużo krzyczymy. Ten tekst mówi bardziej o zaangażowaniu. Chyba jest taka zależność, że gdy słyszymy dużo krzyku, to widzimy mało działania. Dziś drobne problemy, afery, zdarzenia są w gazetach opisywane jako "niebywałe", "porażające", "niesłychane", "niespotykane". Paradoksalnie takie przedstawianie rzeczywistości może powodować w ludziach dystans, sprawiać, że chcąc się obronić przed złem świata, stajemy się bardziej cyniczni.

Wśród tych tematów, o których krzyczą do nas media, jest wiele ważnych: rozwarstwienie społeczne, bieda, uchodźcy, którzy przyszli już pod nasze drzwi, umierający ludzie w Afryce. Przez to, że informacje z różnych części globu szybciej do nas docierają, te problemy do nas się przybliżyły. Jak w obecnej sytuacji, czyli po wyborach, kilka dni przed Marszem Niepodległości, który z hasłem "Polska dla Polaków" skończy się tuż przy Powszechnym, bo pod Stadionem Narodowym, teatr powinien mówić, żeby jego głos był słyszalny?

- Teatr ma taki przywilej, że jest miejscem, gdzie ludzie grupowo zamykają się i w ciszy wysłuchują jakiegoś komunikatu. To daje szansę, że będzie słyszalny. Pojawia się tylko pytanie, jak rozmawiać z widzem, wymieniać poglądy, jaki temat podjąć?

Dlaczego do rozmowy wybrałeś tekst Siergieja Trietiakowa?

- Ta sztuka jest legendą polskiego teatru, była wystawiona przez Leona Schillera, to jeden z jego najgłośniejszych obok "Dziadów" spektakli. Wzbudziła wtedy ogromne kontrowersje. Jej tytuł brzmi "Krzyczcie, Chiny!", a widownia krzyczała podobno "Vivat! Precz z imperialistami". Tekst został napisany przez bolszewika kilkanaście lat po wojnie bolszewickiej, kiedy te poglądy nie były popularne. Sztuka ma bardzo prostą akcję. Są Chińczycy, którzy pracują dla białych, jest Holey, który jest agentem handlowym, najbardziej krwiożerczym z kapitalistów, wyzyskuje ich płacąc im coraz mniej. Gdy Holey jest przewożony łódką, jeden z przewoźników wdaje się z nim w dyskusję na temat obniżenia stawki, szarpią się, Holey wpada do wody i tonie. Kapitan kanonierki, która pilnuje porządku przy brzegu, wpada w szał i podejmuje decyzję, że za śmierć tego Amerykanina musi zostać zabitych bez sądu dwóch chińskich przewoźników. I to doprowadza do buntu.

Schiller miał z powodu tego spektaklu kłopoty.

- Został okrzyknięty komunistą. Premiera odbyła się w trzech miastach min. w Łodzi - w trakcie strajku włókniarzy i tam padła na podatny grunt. Tematy biedy, rozwarstwienia wybrzmiały tam wyjątkowo mocno. Mimo że Trietiakow napisał agitkę, przedstawił świat czarno-biało, to ten schemat zależności społecznych jest nadal aktualny. Pada tu wiele bardzo mocnych słów oskarżeń, które mogłyby paść i dziś. Zdecydowałem się na tę sztukę z powodu jej legendy, ale również dlatego, żeby przyjrzeć się, co ten tekst może nam dziś opowiedzieć. Od dawna zajmuję się teatrem społecznym, zaangażowanym i mam takie poczucie, że następuje rodzaj zmierzchu takiej sztuki w dotychczasowym rozumieniu.

Dlaczego?

- Ten teatr, który uderzał, burzył, wyczerpał swoje środki, bo widzowie się do nich przyzwyczaili. Z drugiej strony media prześcignęły teatr, jeśli chodzi o takie strategie, co więcej spowodowały rodzaj urazu u ludzi, którzy w momencie, kiedy się ich mocno atakuje - oni wietrzą podstęp, są mniej zaangażowani, bo się przed tym bronią. Pracując nad "Krzyczcie, Chiny!" poszukujemy też nowego języka teatralnego.

Spektakl Schillera z 1933 roku z Teatru Ateneum w Warszawie zasłynął właśnie inscenizacją.

- Tak, pisano, że sam tekst jest miałki, a inscenizacja wielka - Schiller oddziaływał na widzów obrazami. Scena w Ateneum jest nieduża, recenzenci dziwili się, że można tylu aktorów i statystów tam pomieścić, reżyser zatrudnił aż stu statystów. To była ogromna inscenizacja. Pozostały z niej zdjęcia, z naszej perspektywy dość zabawne: jest kanonierka zbudowana z papier-mache, takiej masy papierowej wykorzystywanej w teatrze, z działami wycelowanymi w widownię, są schody, statyści przebrani za Chińczyków i pomalowani na żółto. Leon Schiller mówił, że to jest faktomontaż - tak też tekst nazwał Trietiakow - sztuka faktograficzna, odzwierciedlenie rzeczywistości. My poszukamy innych środków, będzie u nas np. dużo muzyki, aktorzy grają na instrumentach.

Kto pisze muzykę?

- Zespół aktorski. Mamy wiele osób muzycznie uzdolnionych: Eliza Borowska gra na wiolonczeli, Karolina Adamczyk na flecie. Jacek Beler, który jest frontmanem zespołu Mięśnie i Krzysztof Nowicki, który w tym zespole występuje - sprawują pieczę nad całością strony muzycznej.

Spektakle towarzyszące premierze

W Teatrze Powszechnym w listopadzie dwa przedstawienia gościnne:

"Loser" - 21 listopada

Arpad Schilling w tym autoironicznym spektaklu z węgierskiego Teatru Kretakor zastanawia się, w jaki sposób przeciwstawić się można cynicznej i bardzo niebezpiecznej władzy, z jaką - jego zdaniem - mają na co dzień do czynienia Węgrzy. Schilling jest krytyczny nie tylko w stosunku do władzy, ale również elit intelektualnych. Główną bohaterką "Losera" jest Lilia, aktorka wiernie podążająca za swym mężem Arpadem, reżyserem walczącym z systemem. Ich życie staje się podporządkowane woli zbuntowanego artysty, który konsekwentnie przeciwstawia się opresyjnej władzy. W spektaklu nie tylko władza, ale również artysta, ten tytułowy przegrany, staje się przedmiotem kpiny.

"Przeklęty niech będzie zdrajca swej ojczyzny" - 22 listopada

Scenariusz spektaklu w reżyserii Olivera Frljicia powstał na podstawie improwizacji aktorów. Pod pozorem powrotu do traum wojennych i politycznych słoweński spektakl stawia pytania uniwersalne: o granice artystycznej i społecznej wolności, odpowiedzialności indywidualnej i zbiorowej, tolerancji, stereotypów. Teatralną ramą tego laboratorium są fragmenty historii z czasów rozpadu byłej Jugosławii, tytułem jest ostatni wers z hymnu tego nieistniejącego już kraju. Przedstawienie przygotowano w Slovensko Mladinsko Gledaliśće w Ljubljanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji